piątek, 31 października 2014

Rozdział 12

Music: klik
Cornelia
Luke stał na linii startu a Calum obok niego o czymś rozmawiali jednak kiedy mnie zobaczyli umilkli. Obok torów ustawione były małe światełka a na samym końcu stała mała skrzynka. Nie wiedziałam co w niej jest, ale to nie było istotne. Chciałam wygrać by być niezależną i tylko to się liczyło.  
-Gotowa? - zapytał Calum zerkając na mnie. 
Kiwnęłam twierdząco głową, zakładając kask. 
-Na miejsca!Gotowi?!-tu odpaliliśmy silniki-Start. - krzyknął.
Pomknęliśmy do przodu. Blondyn wyprzedził mnie zgrabnie, bałam się przez chwilę że jednak może wygrać. O nie pomyślałam i przy gazowałam. Siedziałam mu na ogonie. Od mety dzieliły nas metry. Wyczekałam odpowiedniej chwili i wcisnęłam nitro wyprzedzając Luke'a o dobre 0,5 metra. Przekroczyłam linie mety gwałtownie się zatrzymując. Zdjęłam kask, krzycząc:
-Wygrałam!Wygrałam! 
Nagle poczułam jak robi mi się słabo. Umysł wypełniły wspomnienia i ostatnie wydarzenia. Głupia idiotka pomyślałam. On zrobił to specjalnie. Dał mi wygrać. Wiedziała że prędzej czy później odlecę. wyrzucałam sobie nim zemdlałam znowu. 
Obudziłam się na kanapie. Trochę bolała mnie głowa ale poza tym było ze mną w porządku. 
-Znowu odpłynęłam? - zapytałam chcąc się podnieść. 
-Nie wstawaj - polecił mi Michael, poprawiając zimną szmatkę na moim czole. Z ulgą przytknęłam gorącą dłoń do chłodnej tkaniny. 
-Trzeba ci przyznać - zaczął Calum- że ścigasz się dobrze. A jak się fajnie cieszyłaś gdy wygrałaś. 
Oderwał się na chwile od telewizora i zaczął podskakiwać jak mała dziewczynka klaskając przy tym. Zarzucił nawet swoją grzywką tak jakby miał co najmniej włosy do pasa a nie do czoła. 
-Wcale nie robiłam tak. Może podskoczyłam z raz ale nie zachowywałam się jak dziecko które cukierka dostało. Nie przesadzaj 
- Jesteś wolna- szepnął Luke bardziej do siebie niż do nas, kompletnie zbił mnie tym z tropu.
Na dźwięk jego głosu wszyscy wyszli z pomieszczenia. Zostaliśmy tylko my. Niebieskooki wciąż stał przy szklanych drzwiach prowadzących na  taras za domem, wciąż nawet na mnie nie patrząc powiedział:
-Wygrałaś więc jesteś wolna. 
-Jak to? - zdziwiłam się- dałeś mi wygrać. 
-Nie! - krzyknął.
-Ścigałam się nie raz i wiem dobrze kiedy ktoś po prostu odpuszcza. Nie kłam.Chyba o tyle o mogę cię prosić. - mówiąc to poczułam w oczach łzy. W prawdzie osiągnęłam to co chciałam. Byłam wolna. Mogłam wyjechać, nikomu się nie tłumacząc. Ale czy o to mi chodziło? 
O niezależność,normalne życie? Czasami ludzie tak bardzo czegoś chcą że nie doceniają tego co mają. Zwykle jest tak że to czego chcą nie jest dla nich tak dobre jak to co mają pod nosem.Taka już natura ludzka chcemy tego co nie możemy, marzymy o tym co nieosiągalne. 
Podsumowując chciałam wolności to ją dostałam, marzę żeby chłopak który rani mnie niemal na każdym kroku w końcu zauważył moją obecność. Dostałam jedną rzecz powinnam być szczęśliwa a wcale się tak nie czułam. 
-Przyjmijmy że masz racje. Co to zmieni? - zapytał sceptycznie. 
-Masz racje.Nic - smutek narastał we mnie coraz bardziej. Najgorsza w tym wszystkim była jego obojętność. Zrozumiałam że to nie kilometry dzielą ludzi bo można mieszkać od kogoś tysiące kilometrów i kochać go bezgranicznie. Można tez stać kilka metrów od kogoś i czuć tą paraliżującą obojętność. Wisiała w powietrzu niczym ciężki przedmiot zawieszony na cienkim uchwycie, który łatwo złamać. 
Wstałam z kanapy odkładając wyschniętą już szmatkę na blat niewielkiego stolika. 
-Życzę ci szczęścia z Dianą. Żegnaj. - rzuciłam cicho przez ramię wychodząc z pomieszczenia. Pożegnałam się z chłopakami oświadczając im że jeszcze dziś wyjeżdżam. 
Ashton odwiózł mnie do domu. Wysiadłam z auta kierując się w stronę bloku. 
-Zaczekaj!- zawołał za mną chłopak.
Odwróciłam się patrząc szklącymi oczami na jego twarz. Nigdy nie widziałam żeby mój wiecznie rozradowany przyjaciel kiedykolwiek był smutny. Teraz jednak widać było że przepełnia go ból.
-Naprawdę musisz wyjeżdżać?- zapytał.
-Wiesz że nie ale wiesz też dlaczego to robię. 
-Zostań.- poprosił błagalnie. 
-Żegnaj Ash - szepnęłam ostatni raz wtulając się w mojego przyjaciela.Chłopak mocno mnie przytulił,głaszcząc po włosach. W końcu oderwałam się od niego i posłałam mu smutny uśmiech. Wchodząc do mieszkania, spakowałam parę najważniejszych rzeczy. Napisałam list do przyjaciół,wujka oraz Pani Louisy. Wzięłam walizkę,misia pod pachę i uśmiechając się do wspomnień wyszłam z mieszkania. Obrączkę z białego złota wrzuciłam do koperty mojej przyszywanej babci, po cichu licząc że odda ją wnukowi. Gdy w końcu dojechałam na dworzec kupiłam bilet do Sydney. 

 Luke 
-Coś ty zrobił barani łbie? - krzyczał Irwni. -Pozwoliłeś jej odejść. 
Mike i Calum nie odzywali się, wiedzieli że to bezcelowe wtrącać się gdy Ashton nas opierdala I tak nigdy go nie przegada.
-Zrobiłem to co chciała. Zwróciłem jej wolność - odpowiedziałem najspokojniej. Jednak nie cieszyłem się z tego. To z Dainą to nic konkretnego. A Cornelia? zapytał jakiś głosik w mojej głowie. Odpychałem ją od siebie jak tylko mogłem tym samy raniąc ją a nawet siebie. Nigdy nie okazała jak bardzo ją to boli. Sama traktowała mnie z dystansem.  Jednak kiedy przytulała się do mnie, wrzeszczała na mnie to serce skakało mi 
radośnie w piersi. Każda chwila spędzona a bez niej była okropna. 
- Nie widzisz debilu że zrobiła to dla ciebie. Odeszła bo myśli że kochasz Dianę. - mówił dalej Ashton. 
-Zatrzymaj ją. - dołączył się Calum. 
Kto by pomyślał że ją polubi. 
-Takie jak ona nie trafiają się często - wtrącił Mike. 
-Rusz ten zajebany tyłek. Nie wiem jak to zrobisz ale powstrzymaj ją. - wrzasnął Irwin. 
Wziąłem sobie jego radę do serca.Mknąc motorem przez miasto zastanawiałem się czy nie jest za późno. Nie wybaczyłbym sobie gdybym pozwolił jej odejść na zawsze. A to właśnie zrobiłeś idioto! krzyknął znowu głosik w mojej głowie. Największy błąd mojego życia. Tak po prostu wypuściłem z rąk szczęście.Czekała mnie walka z czasem. Tylko ode mnie zależało czy z nią wygram. Jak tylko dojechałem na dworzec 
zacząłem szukać Corneli. Intuicja podpowiadała mi że jedzie do Sydney. Nie mogłem być pewnie czy faktycznie tak jest ale to był w tej chwili mój jedyny ślad.  Biegałem między peronami, przepychając się przez ludzi. Nigdzie nie było White. Jeśli mam cie odnaleźć daj mi jakiś znak prosiłem w myślach. Nagle rzuciła mi się znajoma twarz. Dziewczyna siedziała w pociągu który szykował się do odjazdu. 
-Boże nie- powiedziałam sam do siebie.  
Pognałem jak na skrzydłach w tamtym kierunku. Pociąg już ruszył. Przyspieszyłem kroku w ostatniej chwili wpadając do pociągu. 
Teraz tylko odnaleźć ją w tym tłumie.  Chodziłem po wagonach szukając swojej zguby. Siedziała w kącie patrząc w szybę tępym wzrokiem. 
-Cornelia? - zawołałem. 


Wiem nie pyknął mi ten rozdział. Za dużo w nim przemyśleń a wszystko to bez ładu i składu. Z góry przepraszam. Nawet muzyczkę dałam ale nie jestem przekonana czy pasuje. Ocenę pozostawiam wam. OD razu mówię że mam kiepski humor #BAD #SAD #DAY.  Pewnie sobie pomyślicie że skoro nie mam nastroju to mogłam nie pisać, ale w takim humorze się pisze najlepiej bo bardziej uczuciowo jest. W informacji powinno być kiedy będę dodawać notki więc śledźcie blog uważnie.Tak więc przepraszam jeszcze raz i pytam 
Czy Luke zatrzyma Cornelie? Co zrobi Diana gdy dowie się o zniknięciu rywalki?  Czy uda im się w końcu wygrać wyścig o własne szczęście?
Miłego czytania :* 
Tradycyjnie proszę was rozsyłajcie link do bloga znajomym :) 
Im nas więcej tym weselej :) 
Każdy kto przeczyta niech zostawi po sobie pamiątkę w formie komentarza lub obserwacji :) 
Raven :* 

3 komentarze:

  1. Nie musisz przepraszać rozdział jest mega fajny. Czekam jak zwykle na następny genialny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny , omg już się nie mogę doczekać next yayy <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi tam się bardzo podobały te Twoje przemyślenia :) Powiem więcej jestem zachwycona tym rozdziałem! Luke w końcu wziął sprawy w swoje ręce(!) i mam nadzieję że nie odpuści tak łatwo nawet gdyby coś się nie udało :) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń