wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 8

Rozdział dedykowany jest mojej kumpeli Magdzie <3 moja mała kończy dziś 16 lat :) wszystkiego najlepszego skarbie :* a to taki skromny prezent :* 




Vanessa

Obudziłam się przywiązana do jakiegoś krzesła. Panował półmrok a obraz wciąż nie umiał się zespolić w jedno. Mój wzrok w chwili obecnej przypominał stary telewizor próbujący złapać swoją mizerną anteną sygnał.Przymknęłam powieki, biorąc głęboki oddech. Spróbowałam jeszcze raz przyjrzeć się miejscu w które trafiłam. Ból głowy wcale tego nie ułatwiał, mimo to starałam się go zignorować. 
-Proszę,proszę czyżby nasza śpiąca królewna się obudziła?- zapytał ktoś. Sądząc po tonacji głosu to mężczyzna albo kobieta z mega chrypą. 
-Nie strasz jej.- wtrącił się któryś.
-Jestem związana. Tkwię w jakiejś dziurze. O mało mnie nie zabiliście. Uwierz mi już chyba bardziej wystraszyć mnie nie możesz.- zakpiłam.
-Nie pogrywaj ze mną.-wrzasnął. 
Musiałam wyprowadzić go z równowagi bo wyszedł z cienia. Stanął ze mną twarzą w twarz. 
- Nie mam nic do stracenia i tak mnie zabijecie.
- Kuszące.- spoliczkował mnie. - ale nie. 
Ból rozszedł się po całym moim ciele. Starałam się nie dać po sobie poznać jak bardzo to zabolało.
- Zostaw ją Bruno.-  zwołał ten 1. -chyba nie chcesz żeby szef cię sprzątnął za to że skrzywdziliśmy jego księżniczkę. 
- Właśnie Bruno.-wtrąciłam się.
Ten tylko spojrzał na mnie złowrogo i odszedł. 
- Nie układa mu się ostatnio najlepiej z dziewczyną.- wyjaśnił. 
-Może dlatego że jest nerwowy? - spróbowałam wytłumaczyć Bruna.
-Zawsze taki był. Nie jest zły.Trzeba go poznać.
-Wybacz ale ja nie zamierzam. 
Trochę zdziwiła mnie uprzejmość ze strony kolegi Bruna ale jakoś muszę się stąd wydostać a on mógłby mi pomóc. 
-Jak masz na imię?- zagadnęłam.
-Aron. A ty Vanessa ale szef woli Cornelia. 
-Dobra nie pytam skąd wiesz. Proszę tylko o jedno.
-co takiego?-zdziwił się.
-Czego chce ode mnie twój szef?
-Gdybym wiedział może bym ci powiedział ale niestety nie wiem. 
Cholera zaklęłam w myślach. 
-Aron? chcesz się stąd wydostać? 
-W jakim sensie? 
-Dam ci wszystko czego chcesz, tylko proszę pomóż mi uciec. 
-Szef mnie zabije. 
-Nie. Ochronię cię. Znam kogoś kto może to zrobić. 
-No nie wiem. Nie powinienem.
-Co masz do stracenia?- jeśli teraz się nie zgodzi to po mnie. 
-Nic. Zostałem sam na świecie. 
-W takim razie co cię powstrzymuje. 
Chłopak wstał i zniknął w mroku jak jego kolega. 
Błagam Aron.- zaklinałam w myślach.-pomóż mi. 
Spojrzałam na swoje ciało. Mnóstwo siniaków zaczynało się pojawiać. Przypuszczam że potem będzie ich więcej. Zakrwawiona koszulka. To pewnie rana na głowie.Ruszyłam dłońmi. Zbyt mocno zawiązane.  Gdzie oni mogli mnie wywieźć. To jakaś stara fabryka. Ale gdzie? 
Mogą mnie zabić i nikt się nie dowie. Może to egoistyczne z mojej strony ale nie chce ginąć zapomniana. Chce żeby ktoś był na moim pogrzebie. 
Teoretycznie to już go miałam. Jednak teraz mam na myśli ten prawdziwy. Jeśli chodzi o tego gościa który o mało nie zabił Luke'a a do mnie wpisuje a wręcz prześladuje na każdy istniejący sposób. Możliwe że nie zginę tak szybko. Pierw się mną pobawi i potem zabije albo uwięzi nie wiadomo gdzie. Z deszczu pod rynnę. Teraz mnie dopadnie. Dlaczego akurat teraz gdy chciałam wrócić do Luke'a? Gdy chciałam dać nam szansę? 
Pechowy ze mnie człowiek. Nic nie umiem zrobić dobrze.  Nawet nie umrę porządnie tylko w jakiejś spelunie. 
Szelest. Dźwięk przewracanego żelaza. 
-Aron?- zapytałam z nadzieją że to on. 
-Nie księżniczko to ja.
Bruno. Jeszcze jego mi brakowało. 
- Hej mam pytanie. 
- Na nic nie odpowiem. - zarzekł się.
-Co ci szkodzi i tak mnie więcej nie zobaczysz. 
Zamyślił się, spojrzał na mnie uważnie.
-No dobra pytaj. Nie gwarantuje  że odpowiem.
-Czy gdybyś miał wybór. Wiesz dziewczyna, lepsze życie, ochrona. Zdradził byś szefa. 
-Słyszałaś o czymś takim jak lojalność? - jego złowrogi  ton nieco mnie przeraził ale nie ustąpię.
-A twoja dziewczyn? Wolałaby normalne życie u boku mężczyzny którego kocha a nie ciągły strach i obawa że ktoś zabije ją lub ciebie. 
-Przecież taka nędzna suka jak ty nie może mi tego dać. 
-Mogę zrobić więcej niż ci się wydaje. Wystarczy że mnie uwolnisz i pójdziesz ze mną. 
Nagle pojawił się Aron. 
-Stary myślałem o tym. To nasza przepustka do lepszego świata. Pomóżmy jej. 
-Aron... Ja..a- jąkał się. 
-Chłopcy błagam was. Ten świr zabije nas wszystkich jak się nie pośpieszycie. Błagam szybciej. 
Obaj spojrzeli po sobie a potem na mnie. 
-Co mamy robić? -zapytał Bruno. 
-Wyjmij telefon i zadzwoń pod numer który ci podyktuje. 
Chłopak posłusznie wypełnił polecenie.
-Przyłóż mi go do ucha. 
Klika sygnałów. Jeszcze chwila i zacznę myśleć że serio jestem pechowcem. 
-Li?- odezwał się Irwin.
-Ash! całe szczęście. Słuchaj mam nie wiele czasu. Porwali mnie. Jedź do agencji niech namierzą telefon. Nie dzwoń więcej po ten numer. Mój pomocnik wytłumaczy ci mniej więcej gdzie to jest. Mamy nie wiele czasu za nim ktoś nas złapie. 
Bruno pokrótce wytłumaczył gdzie mieści się fabryka. 
-Nie wierzę że się zgodziłeś.-cieszył się Aron. 
-Nie ciesz się- wypaliłam.-jak nas nie znajdą to po nas. 
Siedzieliśmy w milczeniu. Czas dłużył się nie miłosiernie. 
W końcu SMS. 
-Szef tu jedzie. - wtrącił Aron. 
-Cholera. jak się dowie to zabije nas razem z tą kurwą. - przeklinał Bruno. 
-Zachowujcie się jak zwykle. Uderz mnie jeszcze raz. Jak usłyszysz że ktoś się zbliża drzyj się,klnij rób co chcesz żeby wyglądało na to że cię wkurzyłam. Musimy zyskać na czasie. 
Chłopcy zastosowali się do wskazówek. Czekali w cieniu. Modliłam się żeby nas znaleźli. Prawdę mówiąc teraz bardziej martwiłam się losem tych chłopaków niż swoim. Mnie jeszcze pomęczy a ich zabije na miejscu.  Siedząc tutaj zrozumiałam jak życie jest krótkie,kruche i ważne zarazem. 
Tak łatwo z czegoś rezygnowałam. Raniłam wielu ludzi licząc że kiedyś mi wybaczą. Tyle planów,niespełnionych marzeń. Teraz nikogo nie przeproszę, nie zrealizuje planów. Nigdy nie powiem Hemmingsowi jak bardzo mi na nim zależy. To takie dziwne że jeszcze jakiś czas temu byłam beztroskim człowiekiem a teraz nagle cała ta agencja,tajemnice, kłamstwa. Zmieniłam się diametralnie. W sumie nie mogę nikogo winić bo sama się na to zgodziłam. Siedząc na tym nieszczęsnym krześle przepraszałam wszystkich w myślach za to co im zrobiłam. Za to że ich zraniłam, że kłamałam, że odeszłam. Pożegnałam się już z nimi i marzeniami mentalnie. Teraz tylko albo czekać na koniec albo na cud i mojego bohatera zwanego Ashton Fletcher Irwin. 
-Tak bardzo chciałem cię zobaczyć.- usłyszałam. 
-Tak się składa że ja nie chce cię znać.- odpysknęłam.
Przerażony Bruno spoliczkował mnie,wrzeszcząc:
-Więcej szacunku!
Na szczęście cios nie był taki silny bo zdążyłam się uchylić. Wyglądało to dość realistycznie więc nie ma obaw. 
-Bruno,Aron. Wypierdalać już!- krzyknął.
Spojrzałam na chłopców. Potulnie wyszli zerkając na mnie przez ramię. 
-Dlaczego nosisz maskę?- zapytałam zaintrygowana.
-No czyli jednak umiesz być miła.
-Po prostu mnie to ciekawi. 
-Poznasz mnie w odpowiednim momencie a on jeszcze nie nadszedł. - mówiąc to nachylił się nade mną składając silny pocałunek na mojej szyi. 
Krzyknęłam w nadziei że ktoś to usłyszy. Że ktoś przyjdzie zabić tego gnoja. Nic z tego. 
-Nawet nie wiesz jaką mam na ciebie ochotę.-wychrypiał do mojego ucha.
-Zamów sobie dziwkę. Ja się nie sprzedaje.- splunęłam prosto w maskę.
- Ty mała,zawzięta suko!- uderzył mnie na tyle mocno że poleciałam z krzesłem do tył. 
Coś wbiło mi się plecy. Zdusiłam w sobie krzyk. Na szczęście udało mi się dosięgnąć owego przedmiotu. Wyjmując go zorientowałam się jaki jest ostry. Nie wiem jakim cudem udało mi się przeciąć więzy na rękach. Ale kurwa udało się!
Tajemniczy facet  usiadł na mnie.
-Jednak nie ma co zwlekać. Chce cię teraz.
-Nie sądzisz że źle się kocha z kobietą gdy ta ma związana nogi i utrudnia ci dojście do pewnych miejsc.
W głębi serca śmiałam się z własnej głupoty. Tylko debil uwierzył by w coś takiego. Choć gdybym się uparła za Chiny nie rozłączył by zaciśniętych nóg. 
-Masz racje księżniczko. Jednak tylko nogi. Ręce niech zostaną tak jak są bo możesz co wykombinować coś głupiego.
Już kombinuje pomyślałam.  Jak tylko rozwiązał mi nogi kopnęłam go z całej siły w krocze. 
Facet upadł zwijając się z bólu. Wypadłam na zewnątrz rozglądając się przerażona. 
Nikogo nie było. 
-Cholera jasna.-zaklęłam.
Nagle ktoś pociągnął mnie za ramiona. Upadłam na coś mocnego i ciepłego. 
-Ashton?- zapytałam niepewna.
-Pomyłka skarbie to ja.- odpowiedział zachrypnięty i głęboki głos tak dobrze mi znany.


Hejo :* witajcie po długiej przerwie :) tym razem nie będę truć po prostu liczę na wasze komentarze :)