wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 8

Rozdział dedykowany jest mojej kumpeli Magdzie <3 moja mała kończy dziś 16 lat :) wszystkiego najlepszego skarbie :* a to taki skromny prezent :* 




Vanessa

Obudziłam się przywiązana do jakiegoś krzesła. Panował półmrok a obraz wciąż nie umiał się zespolić w jedno. Mój wzrok w chwili obecnej przypominał stary telewizor próbujący złapać swoją mizerną anteną sygnał.Przymknęłam powieki, biorąc głęboki oddech. Spróbowałam jeszcze raz przyjrzeć się miejscu w które trafiłam. Ból głowy wcale tego nie ułatwiał, mimo to starałam się go zignorować. 
-Proszę,proszę czyżby nasza śpiąca królewna się obudziła?- zapytał ktoś. Sądząc po tonacji głosu to mężczyzna albo kobieta z mega chrypą. 
-Nie strasz jej.- wtrącił się któryś.
-Jestem związana. Tkwię w jakiejś dziurze. O mało mnie nie zabiliście. Uwierz mi już chyba bardziej wystraszyć mnie nie możesz.- zakpiłam.
-Nie pogrywaj ze mną.-wrzasnął. 
Musiałam wyprowadzić go z równowagi bo wyszedł z cienia. Stanął ze mną twarzą w twarz. 
- Nie mam nic do stracenia i tak mnie zabijecie.
- Kuszące.- spoliczkował mnie. - ale nie. 
Ból rozszedł się po całym moim ciele. Starałam się nie dać po sobie poznać jak bardzo to zabolało.
- Zostaw ją Bruno.-  zwołał ten 1. -chyba nie chcesz żeby szef cię sprzątnął za to że skrzywdziliśmy jego księżniczkę. 
- Właśnie Bruno.-wtrąciłam się.
Ten tylko spojrzał na mnie złowrogo i odszedł. 
- Nie układa mu się ostatnio najlepiej z dziewczyną.- wyjaśnił. 
-Może dlatego że jest nerwowy? - spróbowałam wytłumaczyć Bruna.
-Zawsze taki był. Nie jest zły.Trzeba go poznać.
-Wybacz ale ja nie zamierzam. 
Trochę zdziwiła mnie uprzejmość ze strony kolegi Bruna ale jakoś muszę się stąd wydostać a on mógłby mi pomóc. 
-Jak masz na imię?- zagadnęłam.
-Aron. A ty Vanessa ale szef woli Cornelia. 
-Dobra nie pytam skąd wiesz. Proszę tylko o jedno.
-co takiego?-zdziwił się.
-Czego chce ode mnie twój szef?
-Gdybym wiedział może bym ci powiedział ale niestety nie wiem. 
Cholera zaklęłam w myślach. 
-Aron? chcesz się stąd wydostać? 
-W jakim sensie? 
-Dam ci wszystko czego chcesz, tylko proszę pomóż mi uciec. 
-Szef mnie zabije. 
-Nie. Ochronię cię. Znam kogoś kto może to zrobić. 
-No nie wiem. Nie powinienem.
-Co masz do stracenia?- jeśli teraz się nie zgodzi to po mnie. 
-Nic. Zostałem sam na świecie. 
-W takim razie co cię powstrzymuje. 
Chłopak wstał i zniknął w mroku jak jego kolega. 
Błagam Aron.- zaklinałam w myślach.-pomóż mi. 
Spojrzałam na swoje ciało. Mnóstwo siniaków zaczynało się pojawiać. Przypuszczam że potem będzie ich więcej. Zakrwawiona koszulka. To pewnie rana na głowie.Ruszyłam dłońmi. Zbyt mocno zawiązane.  Gdzie oni mogli mnie wywieźć. To jakaś stara fabryka. Ale gdzie? 
Mogą mnie zabić i nikt się nie dowie. Może to egoistyczne z mojej strony ale nie chce ginąć zapomniana. Chce żeby ktoś był na moim pogrzebie. 
Teoretycznie to już go miałam. Jednak teraz mam na myśli ten prawdziwy. Jeśli chodzi o tego gościa który o mało nie zabił Luke'a a do mnie wpisuje a wręcz prześladuje na każdy istniejący sposób. Możliwe że nie zginę tak szybko. Pierw się mną pobawi i potem zabije albo uwięzi nie wiadomo gdzie. Z deszczu pod rynnę. Teraz mnie dopadnie. Dlaczego akurat teraz gdy chciałam wrócić do Luke'a? Gdy chciałam dać nam szansę? 
Pechowy ze mnie człowiek. Nic nie umiem zrobić dobrze.  Nawet nie umrę porządnie tylko w jakiejś spelunie. 
Szelest. Dźwięk przewracanego żelaza. 
-Aron?- zapytałam z nadzieją że to on. 
-Nie księżniczko to ja.
Bruno. Jeszcze jego mi brakowało. 
- Hej mam pytanie. 
- Na nic nie odpowiem. - zarzekł się.
-Co ci szkodzi i tak mnie więcej nie zobaczysz. 
Zamyślił się, spojrzał na mnie uważnie.
-No dobra pytaj. Nie gwarantuje  że odpowiem.
-Czy gdybyś miał wybór. Wiesz dziewczyna, lepsze życie, ochrona. Zdradził byś szefa. 
-Słyszałaś o czymś takim jak lojalność? - jego złowrogi  ton nieco mnie przeraził ale nie ustąpię.
-A twoja dziewczyn? Wolałaby normalne życie u boku mężczyzny którego kocha a nie ciągły strach i obawa że ktoś zabije ją lub ciebie. 
-Przecież taka nędzna suka jak ty nie może mi tego dać. 
-Mogę zrobić więcej niż ci się wydaje. Wystarczy że mnie uwolnisz i pójdziesz ze mną. 
Nagle pojawił się Aron. 
-Stary myślałem o tym. To nasza przepustka do lepszego świata. Pomóżmy jej. 
-Aron... Ja..a- jąkał się. 
-Chłopcy błagam was. Ten świr zabije nas wszystkich jak się nie pośpieszycie. Błagam szybciej. 
Obaj spojrzeli po sobie a potem na mnie. 
-Co mamy robić? -zapytał Bruno. 
-Wyjmij telefon i zadzwoń pod numer który ci podyktuje. 
Chłopak posłusznie wypełnił polecenie.
-Przyłóż mi go do ucha. 
Klika sygnałów. Jeszcze chwila i zacznę myśleć że serio jestem pechowcem. 
-Li?- odezwał się Irwin.
-Ash! całe szczęście. Słuchaj mam nie wiele czasu. Porwali mnie. Jedź do agencji niech namierzą telefon. Nie dzwoń więcej po ten numer. Mój pomocnik wytłumaczy ci mniej więcej gdzie to jest. Mamy nie wiele czasu za nim ktoś nas złapie. 
Bruno pokrótce wytłumaczył gdzie mieści się fabryka. 
-Nie wierzę że się zgodziłeś.-cieszył się Aron. 
-Nie ciesz się- wypaliłam.-jak nas nie znajdą to po nas. 
Siedzieliśmy w milczeniu. Czas dłużył się nie miłosiernie. 
W końcu SMS. 
-Szef tu jedzie. - wtrącił Aron. 
-Cholera. jak się dowie to zabije nas razem z tą kurwą. - przeklinał Bruno. 
-Zachowujcie się jak zwykle. Uderz mnie jeszcze raz. Jak usłyszysz że ktoś się zbliża drzyj się,klnij rób co chcesz żeby wyglądało na to że cię wkurzyłam. Musimy zyskać na czasie. 
Chłopcy zastosowali się do wskazówek. Czekali w cieniu. Modliłam się żeby nas znaleźli. Prawdę mówiąc teraz bardziej martwiłam się losem tych chłopaków niż swoim. Mnie jeszcze pomęczy a ich zabije na miejscu.  Siedząc tutaj zrozumiałam jak życie jest krótkie,kruche i ważne zarazem. 
Tak łatwo z czegoś rezygnowałam. Raniłam wielu ludzi licząc że kiedyś mi wybaczą. Tyle planów,niespełnionych marzeń. Teraz nikogo nie przeproszę, nie zrealizuje planów. Nigdy nie powiem Hemmingsowi jak bardzo mi na nim zależy. To takie dziwne że jeszcze jakiś czas temu byłam beztroskim człowiekiem a teraz nagle cała ta agencja,tajemnice, kłamstwa. Zmieniłam się diametralnie. W sumie nie mogę nikogo winić bo sama się na to zgodziłam. Siedząc na tym nieszczęsnym krześle przepraszałam wszystkich w myślach za to co im zrobiłam. Za to że ich zraniłam, że kłamałam, że odeszłam. Pożegnałam się już z nimi i marzeniami mentalnie. Teraz tylko albo czekać na koniec albo na cud i mojego bohatera zwanego Ashton Fletcher Irwin. 
-Tak bardzo chciałem cię zobaczyć.- usłyszałam. 
-Tak się składa że ja nie chce cię znać.- odpysknęłam.
Przerażony Bruno spoliczkował mnie,wrzeszcząc:
-Więcej szacunku!
Na szczęście cios nie był taki silny bo zdążyłam się uchylić. Wyglądało to dość realistycznie więc nie ma obaw. 
-Bruno,Aron. Wypierdalać już!- krzyknął.
Spojrzałam na chłopców. Potulnie wyszli zerkając na mnie przez ramię. 
-Dlaczego nosisz maskę?- zapytałam zaintrygowana.
-No czyli jednak umiesz być miła.
-Po prostu mnie to ciekawi. 
-Poznasz mnie w odpowiednim momencie a on jeszcze nie nadszedł. - mówiąc to nachylił się nade mną składając silny pocałunek na mojej szyi. 
Krzyknęłam w nadziei że ktoś to usłyszy. Że ktoś przyjdzie zabić tego gnoja. Nic z tego. 
-Nawet nie wiesz jaką mam na ciebie ochotę.-wychrypiał do mojego ucha.
-Zamów sobie dziwkę. Ja się nie sprzedaje.- splunęłam prosto w maskę.
- Ty mała,zawzięta suko!- uderzył mnie na tyle mocno że poleciałam z krzesłem do tył. 
Coś wbiło mi się plecy. Zdusiłam w sobie krzyk. Na szczęście udało mi się dosięgnąć owego przedmiotu. Wyjmując go zorientowałam się jaki jest ostry. Nie wiem jakim cudem udało mi się przeciąć więzy na rękach. Ale kurwa udało się!
Tajemniczy facet  usiadł na mnie.
-Jednak nie ma co zwlekać. Chce cię teraz.
-Nie sądzisz że źle się kocha z kobietą gdy ta ma związana nogi i utrudnia ci dojście do pewnych miejsc.
W głębi serca śmiałam się z własnej głupoty. Tylko debil uwierzył by w coś takiego. Choć gdybym się uparła za Chiny nie rozłączył by zaciśniętych nóg. 
-Masz racje księżniczko. Jednak tylko nogi. Ręce niech zostaną tak jak są bo możesz co wykombinować coś głupiego.
Już kombinuje pomyślałam.  Jak tylko rozwiązał mi nogi kopnęłam go z całej siły w krocze. 
Facet upadł zwijając się z bólu. Wypadłam na zewnątrz rozglądając się przerażona. 
Nikogo nie było. 
-Cholera jasna.-zaklęłam.
Nagle ktoś pociągnął mnie za ramiona. Upadłam na coś mocnego i ciepłego. 
-Ashton?- zapytałam niepewna.
-Pomyłka skarbie to ja.- odpowiedział zachrypnięty i głęboki głos tak dobrze mi znany.


Hejo :* witajcie po długiej przerwie :) tym razem nie będę truć po prostu liczę na wasze komentarze :) 







niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 7

Vanessa

Obudziłam się o 7:30.  Nie zbyt się wyspałam ale praca wzywa. Jadąc do agencji zastawiałam się co zrobić. Czy powiedzieć Jordan i spróbować być z Luke'iem? Czy nic jej nie mówić a od niego się odciąć?
-Masz go chronić a nie romansować.-powiedziałam twardo. 
Teraz tylko się tego trzymać.
Przywitałam się z sekretarką w biurze, po czym poszłam prosto na siłownie. Patrząc na tych wszystkich silnie umięśnionych agentów zastanawiam się co Sparks i Jordan mieli w głowie ściągając mnie tu. Szybko się przebrałam i skierowałam w stronę worka. Boks to jedyne co pozwala mi uwolnić emocje. 
-Kogo my tu mamy?- zawołał radośnie Sean.
Ten ciemno skóry mężczyzna postury niedźwiedzia wyszkolił już nie jednego zabójce i agenta. Budził respekt ale mnie nie specjalnie przerażał. Widziałam w nim raczej starszego brata a nie trenera tyrana jak wszyscy. Może to dlatego że dla mnie zawsze był miły? 
-Wpadłam poćwiczyć.-skłamałam.
-Jasne a ja jestem baleriną.- wywrócił oczami. 
Mimo wolinie wybuchłam śmiechem wyobrażając sobie go w różowym kostiumie. 
-Widzisz. Niemożliwe. A tak serio co się stało? 
-Życie Sean. Życie. 
-Opowiadaj.
-Dzień w dzień zastanawiam się jak można być takim debilem jak ja. Ktoś mnie prześladuje i odbiera rodzinę. Oprócz tego udaję kogoś kim nie jestem. Nie mówiąc o tym że gdzie się nie ruszę dopada mnie przeszłość. 
-Po pierwsze nie jesteś debilem.-zaczął przytrzymując worek.-Byłaś i z pewnością pozostaniesz alfą. Osiągnęłaś to w młodym wieku a takich ludzi zwłaszcza kobiet się nie zapomina. Tego gnoja uwierz mi prędzej czy później dopadniesz. A rodzina? Kto po tym wszystkim broni ci się przyznać do kłamstwa? Pamiętaj że tylko ty wiesz kim jesteś od ciebie to zależy. Świat może widzieć w tobie Vanessę ale ty zawsze będziesz wiedziała że Cornelia wciąż w tobie tkwi. Od przeszłości nie możesz się uwolnić. Nie powinnaś nią żyć ale nie możesz też o niej zapomnieć. 
Jego słowa totalnie mnie zaskoczyły. Nikt odkąd tu jestem nie rozmawiał ze mną tak otwarcie. 
Niezbyt dużo wiedziałam o moim przyjacielu. Jednak słyszałam że zabili mu rodzinę. Wrobili w morderstwo. W oczach świata był potworem,możliwe że wielu ludzi aż do teraz go za takiego uważa. To on był kowalem swojego losu. Stracił wszystko a i tak dalej walczy.  Mógł przecież stać się bestią bez uczuć a ma ich więcej niż inny normalny człowiek. 
-Dziękuje.- powiedziałam rzucając się na szyje mężczyzny. 
-Zawsze do usług.- zasalutował. 
Pomachałam mu na pożegnanie i czym prędzej poszłam wziąć prysznic. 
W biurze przejrzałam jeszcze tylko kilka akt, wypiłam kawę i poszłam do samochodu. 
Sebastian nie odpuszczał. Cały czas dzwonił. Potrzebowałam sobie teraz wszystko przemyśleć więc wysłałam mu tylko krótką wiadomość. 
W domu usiadłam w fotelu przyglądając się miastu. Mogłam spędzić leniwie resztę dnia lecz perspektywa kolejnego wysiłku była bardziej kusząca. Wzięłam słuchawki,ubrałam wygodne buty i poszłam biegać. 
Pędząc zatłoczonymi ulicami, zastanawiałam się nad myślami przechodniów. Każdy miał swoje życie,dom, rodzinę. Każdy gdzieś się spieszył, coraz bardziej popadając w szarą prozę życia zwaną popularnie rutyną. Nie chciałam skończyć jak oni. Zabiegana egoistka i hipokrytka. Nie zdecydowanie nie. Kupiłam butelkę wody, biegnąc coraz szybciej do parku. Usiadłam w ulubionym miejscu, uważniej przyglądając się obecnym tu ludziom. Dzieci bawiły się przy fontannie. Jedne biegały między drzewami. Starsza para szła pod rękę, zawzięcie o czymś dyskutując. Grupka dziewczyn siedziała w cieniu brzózek. Dwóch chłopaków jeździło na deskorolkach.  Zakochani nastolatkowie siedzieli na ławce naprzeciwko zamknięci w swoim uścisku po prostu patrząc na siebie. Uśmiechnęłam się,upijając łyk wody. Gdybym pomyślała że mają latwe życie wyszłabym na hipokrytkę. Wszyscy z osobna mieli swoje problemy z którymi musieli sobie radzić. Inni mają je większe inni mniejsze. Ja mam akurat te pierwsze. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu na którym gościło 
zdjęcie Luke'a.  Mogłam go porzucić. Zostawić samemu sobie z tym bagnem. Mogę też wciągnąć go w jeszcze większy syf narażając go tym samym na większe niebezpieczeństwo. Skoro nasze spotkanie wróciło mu chęci do życia nie powinnam tak łatwo rezygnować. 
Jednak wizja że jakiś wariat może zabić jego lub resztę ekipy napawała ogromnym strachem. Mimo to gdy wyobrażałam sobie Hemmingsa szczęśliwego z inną. Aż szlak mnie trafiał. On może sobie hasać luzem,mogą go kochać wszystkie ale on zawsze będzie należeć do mnie nawet jeśli tego nie wie lub nie pamięta. Egoistka ze mnie no cóż. Trzeba mieć jakieś wady. To zabawne krytykowałam blondyna za przesadną pewność siebie a sama zaczynam się upodabniać do niego. Co za ironia. A moje serce? choć chce się bronić i tak przegra. Rozum próbuje działać logicznie ale od jakiego czasu nic we mnie nie działa jak trzeba. Bo taka jest miłość. Otumania ale uczy. Uczy odpowiedzialności za drugą osobę,swoje uczucia;czułości,delikatności względem tego kogoś. Zmienia nas na lepsze. Jest piękna i nadaje sens życiu. Nigdy nie jest bolesna. To 
zdrady,kłamstwa,rozczarowanie,egoizm oraz inne złe rzeczy ją niszczą. Jednak gdy potrafi się je przetrwać nasza więź z tym kimś staje się silniejsza. To dziwne że boimy się przywiązania a i tak pragniemy czyjejś obecności. Bo boimy się też samotności. Paraliżującej myśli że zostaniemy sami, że nikt nas nie wspomni. 
O miłość powinno się walczyć. Ja również powinnam to zrobić. 
Walcz jeśli coś kochasz. Bo warto nawet jeśli masz przegrać- walcz. Lepiej mieć pewność że się starało niż nie robić nic. 
Nagle SMS. 
"Spotkajmy się proszę. Luke" 
W takim razie do dzieła. Szykuj się skarbie.- pomyślałam. 
Pobiegłam do domu wsiadłam na motor, gdy wtem poczułam paraliżujący ból głowy. Obraz rozmył się aż w końcu zniknął całkiem. 


Hej miśki :* Witam po długiej przerwie :) doszłam do wniosku że jednak do was wrócę bo się stęskniłam za akcją,motorami i morderstwami :D wszystko przez film Szybcy i wściekli 7 xD naprawdę mi was brakowało <3 rozdział nudny ale od czegoś trzeba zacząć :) mam nadzieje że jeszcze o mnie pamiętacie :* 
miłego czytania :D a i gdyby ktoś był zainteresowany na wattpad również pojawiło się w pogoni za szczęściem. Na wattpad akcja zaczyna się od początku więc możecie zaprosić do czytania znajomych :D 
jeszcze raz powiem że tęskniłam :D :** do następnego :) 
Raven

sobota, 21 lutego 2015

Uwaga Ważne !!

Nie wiem czy komuś będzie z tego powodu przykro czy nie ale wole poinformować iż blog zostaje zawieszony.Musze pomyśleć co dalej z nim zrobić. Jest mało czytelników a jeśli są tacy co tylko czytają i ie zostawiają komentarzy to ja o nich nie wiem :/ Tak więc bez zbędnych ceregieli. Są 2 opcje albo usunę blog bo nikogo on ie interesuje albo po prostu zawieszę na jakiś czas i pomyślę na dalszym rozwojem akcji :) Póki co bardziej jestem za tym że go usunę ale to muszę przemyśleć. Żegnajcie miśki. :**

Raven

środa, 11 lutego 2015

Rozdział 6

Zachęcam do przeczytania notki pod rozdziałem :) 
Solówkę Vannessy oglądajcie w linku do 1:10 :) 


Luke

Seven Elevn to jeden z najlepszych klubów w mieście. Ale jeśli chciałem znowu ją zobaczyć to nie było innego wyjścia jak pójść tam. Szybko się przebrałem i złapałem za kluczyki. Porsche Panamera zamruczało jak tylko odpaliłem silnik. Punktualnie o 21 stałem już pod budynkiem. Przez myśl przeszło mi jeszcze ile kasy przyjdzie mi dać ochroniarzowi żeby mnie wpuścił. Z tego co słyszałem trzeba dokonywać rezerwacji albo czegoś w tym rodzaju. Stanąłem w kolejce jednak ktoś złapał mnie za ramię i szarpnął mocno w prawo. 
- Proszę za mną Panie Hemmings. - powiedziała kobieta. Na oko miała koło 30-stki. Rudę loki spięła w koński ogon.  Zwinnym krokiem przeprowadziła 
nas koło bramkarza. W środku kłębiło się mnóstwo ludzi. Poszedłem do baru. Wypiłem drinka i rozglądnąłem  dyskretnie. Ale nic z tego.  
"tak jej nie znajdę" pomyślałem i poszedłem na balkon. Nie wiem jak określić to miejsce.  Na dole jest parkiet i bar a na tym niewielkim pięterku tak 
jakby punkt obserwacyjny i klika stolików z krzesłami. Zgrabnie wyminąłem parę obściskującą się w kącie i po raz kolejny spojrzałem na salę. Dopiero z tego miejsca widać ile tu ludzi. Mogło być ich z 500 jak ja mam znaleźć akurat jedną konkretną dziewczynę?! Naglę piosenka zmieniła się na szybszą. Ludzie rozstąpili się a na parkiet weszła niewielka grupka. Wszyscy ubrani byli na czarno i mieli full cap'y. Jednak pewna dziewczyna wyróżniała się. Miała również czarne ubranie i dresy z długim klinem oraz trampki.  Jednak jako jedyna miała bluzkę z rękawami w 3/4,z białym napisem BAD w dodatku odsłoniła swój zgrabny brzuch. Oprócz tego na jej czapce zamiast znaczka był biały napis BOY. Niemal rzuciłem się na schody. Gdy już stałem w zasięgu wzroku dziewczyny jeszcze raz się jej przyjrzałem. Podobnie jak reszta grupy stała obrzucając wzrokiem salę. 
Włosy schowała pod full capem a na twarzy miała ciemne okulary.  Ale nie to ją zdradziło zrobił to czarny kolczyk w nosie podobny do tego który ja mam w wardze. W końcu zaczęli tańczyć.. Ness stała w centrum. Jej ruchy naprawdę były zadziwiające.   
Potem została sama z jakimś chłopakiem. Są naprawdę świetni.  W między czasie do łączył do nich kolejny. Zastanawiało mnie czy odważy się na solówkę. Nie myliłem się.Gdy tańczyła zauważyłem tatuaż na jej lewym boku. Pióro? ciekawe czemu ono. 
Muzyka umilkła a ludzie wrócili do normalnych wygibasów. Ona? a gdzie jest ona? rozejrzałem się po sali.  Nic. Nagle telefon w mojej kieszeni za wibrował. SMS.
"Jestem na dachu.  Drzwi na wprost" 
Poszedłem we wskazanym kierunku.  Korytarzem prosto trafiłem do windy. Na ostatnim piętrze bez większych problemów odnalazłem wejście na dach. Pchnąłem klapę i podciągnąłem na łokciach. Stanąłem na betonowej powierzchni i wtedy ją zobaczyłem. Blond włosy rozwiewał wiatr. Bawiła się czapką. 
-Jeśli nie chciałaś rzucać się w oczy mogłaś nie tańczyć. - zacząłem. 
- Wtedy byś mnie nie znalazł a tak mogłam się chociaż popisać. - odpyskowała. 
Przez myśl przeszło mi "moja szkoła", ale nie było czasu się zastanawiać dlaczego akurat to zdanie. 
-Jesteś dobra w tańcu. A wyścigi? - zagadnąłem. 
Spojrzała na mnie nie pewnie. 
- Kiedyś byłam alfą.- szepnęła cicho.
Szok. Kto by pomyślał skoro nią była to oznacza tylko jedno. 
- Dlaczego odeszłaś? 
-Bo musiałam chronić bliskich a to było ważniejsze niż motory. 
-Zrezygnowałaś z pasji tylko po to żeby chronić rodzinę? proszę, proszę to się chwali. 
-Taniec to też moja pasja. A rodzinę ma się tylko jedną. - uśmiechnęła się kwaśno. 
- To prawda. Dobra z ciebie alfa. 
-Dziękuje a teraz żegnaj. Twój czas minął.
Spróbowała zgrabnie mnie wyminąć ale zdążyłem złapać ją za łokieć.
-Dlaczego tak szybko odchodzisz? 
- Mówiłam ci już. Jesteś niebezpieczny. 
Zaśmiałem się a ona zgromiła mnie wzrokiem. 
- Mam wrażenie że coś ukrywasz. 
- Zdaję ci się. żegnaj 
Wyrwała się ale tym razem znowu ją złapałem przyciągając do  siebie. 
- Nie uciekniesz mi.
Na potwierdzenie swoich słów złożyłem na jej ustach pocałunek. Odsunęła się szybko,uderzając mnie otwartą dłonią w twarz.  Spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem i sama znowu się zbliżyła całując namiętnie. 
-Nienawidzę cię- szepnęła między pocałunkami.
-Wątpię.- uśmiechnąłem się. 
W końcu odsunęliśmy się od siebie a Vannessa zniknęła w mroku nocy. 
To dopiero początek pomyślałem wracając na dół, do domu. 


Vanessa 


-Cholera jasna znowu się dałam.- przeklinałam wchodząc do mieszkania.
Znowu dałam się podejść.Co ja narobiłam miałam wejść i wyjść. Pogadać, zmobilizować a nie się z nim całować. Gdyby Jordan wiedziała co ja wyprawiam zabiłaby mnie jak nic. W sumie nawet bym jej pomogła i jeszcze niczym cheerleaderka zakrzyknęła żeby jednak mnie udusiła. W tej chwili sama jestem w stanie podciąć sobie gardło ale z drugiej strony nie mogłam wyrzucić z głowy jego ciepłych ust,pocałunku, dotyku. 
Niech to szlag gdzie jest nóż?! pomyślałam.
-Halo? - odebrałam telefon.
-Ness? Jesteś cudotwórcą.
-Diana? co się stało? -zdziwiłam się.
- Luke z samego rana idzie na terapię. Wieczorem na wyścig. A odkąd wrócił wypytuję o wszystko. Mamy mu streścić wszystko do dnia wypadku, rozumiesz to?
Kolejny powód dla którego powinnam sobie strzelić w łeb. On ma nadzieje, on liczy że z nim będę. A ja nie mogę. 
-Ciesze się. - powiedziałam bez krzty radości.
-Wątpię. Opowiadaj co się stało?
Streściłam blondynce wydarzenia z klubu. 
-OMG, kibicuję wam. - pisnęła do słuchawki.
-Oszalałaś? Wiesz że my..
-Wiem, ale ta twoja agencja zapewnia ochronę więc przemyśl to. 
Nim zdążyłam zareagować rozłączyła się. 
Może miała racje, ale Jordan wyraźnie powiedziała że nie toleruję romansów w pracy. A co na to Sebastian? Nie chcę go skrzywdzić bo tyle dla mnie zrobił. Chłopcy się odnajdują a Hemmings? Mogłoby mu być ciężko. Z resztą nie mogę go wciągać do tej pracy. Lepiej żeby on pozostał wolny. Dotknęłam obrączki na szyi. 

-Zawsze będę cię chronić. Obiecuję. - szepnęłam a po policzku popłynęła zapominania łza.


Hejo :* na początek przepraszam za te linki do tańca ale nie potrafię opisywać tańca no zabijcie mnie nie potrafię dlatego szukałam linków. Mam nadziej że choć trochę pomogły :) Przepraszam też za tandetny rozdział :C I'M SO SORRY. Oprócz tego pojawiła się nowa zakładka z nowym ff :) Jest ono autorstwa ojej koleżanki :) więc zapraszam was serdecznie :)  Jej ff jest nie typowe bo główna bohaterka jest niewidoma więc trochę ciężko pisać gdy jest się sprawny ale mam nadziej że wam się spodoba :) 
Tak wiec zostawiajcie ślady po sobie tutaj i na wattpadzie :) (wystarczy kliknąć na zdj a otworzy wam się ff:)
Komentarze,obserwacje tu jak i gwiazdki i komy tam również mile widziane :) 
Miłego czytania :* 
Raven

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 5

Ważna notka pod rozdziałem :) uprzejmie proszę o przeczytanie :) 
Przepraszam za muzykę może nie pasować bo wybierana na szybko :/ 


Music: klik

Vanessa

Nagle wiadomość.  Niechętnie sięgnęłam po telefon.
Od nieznany: Powiedz że choć trochę za mną tęsknisz :'( 
Zdezorientowana patrzyłam na ekran.  Dziś jest tak wariacki dzień że postanowiłam odpisać. 
Do nieznany:  Zależy o kogo chodzi :) 
Odpowiedź przyszła błyskawicznie. 
Od nieznany: A jak myślisz? 
Do nieznany:  Nie wiem ty mi powiedz. 
Od nieznany: Podpowiedź. Masz słodkie usta. 
Do nieznany: Luke ty świnino skąd masz mój numer? :O  
Od Luke:   Nie ważne. Liczy się to że go mam. 
Do Luke: Nie na długo. A teraz spadaj. 
Od Luke:  Nigdy. 
 Nie wiedziałam co odpisać. Przecież nie mogę z nim pisać, przebywać nic po prostu nic. Szkoda tylko że on tego nie rozumie.  Ashton i Diana mnie zabiją a Jordan jak się dowie to mnie jeszcze dobije i zakopię. Co ja mam zrobić nie mogę go tak po prostu zostawić bo się domyśli. Jeśli już nie skojarzył mnie z Cornelią. Chwilami patrzył na zdjęcie nagrobkowe i na mnie takim wzrokiem że miałam wrażenie iż zaraz mi powie "Cześć Cortni." Do tego ten pocałunek nie mogłam wyrzucić go z głowy. Zabiją nas. A jeśli nie nas to mnie. Prawdę mówiąc gdybym to ja miała umrzeć z przyjemnością pozwoliłabym się zabić ale musiałabym mieć 100% pewność że nikt z moich bliskich na tym nie ucierpi.  Być może popłakali by za 
mną jakiś czas a potem by zapomnieli jak wszyscy. Wyciszyłam telefon i spróbowałam zasnąć. Jednak Morfeusz nie chciał mnie w swojej krainie. Przez całą noc mnie do niej nie wpuszczał a jeśli już to robił to na krótko i obdarowywał mnie koszmarami.  Koło czwartej nad ranem mój mózg błagał o chociaż odrobinę snu.  Udało mi się zasnąć jednak 3 godziny potem musiałam wstać.  Niczym automat ubrałam się i pojechałam do agencji. 
Rzuciłam krótkie "cześć" do Sebastiana i poszłam dalej. Uprosiłam Mercedes żeby zrobiła mi kawę.To starsza kobieta jest tutaj sama nie wiem, sekretarką Jordan albo kimś w tym rodzaju. Po wlaniu w siebie jakiś 0,5l kofeiny poszłam do biura. Opadłam na krzesło i niemal na nim usnęłam. Z chwili spokoju wyrwał mnie trzask drzwiami. Niechętnie otworzyłam oczy. Jak tylko zobaczyłam wściekła Jordan znowu je zamknęłam. 
-Nie udawaj że śpisz! - wrzasnęła. 
Posłusznie wyprostowałam się na fotelu zaś kobieta pomachała mi przed twarzą jakimiś papierami. Złapałam je uważnie sprawdzając. 
-Szpiegujesz mnie? - zdziwiłam się. 
- Nie. Sprawdzam tylko czy nie kontaktujesz się z rodziną. 
- Ale ja nie kontaktuje się z nikim poza Ashtonem i Dianą. - odpowiedziałam przeglądając bilingi.Wszystkie połączenia, numery z którymi się kontaktowałam. 
-W takim razie co robi na końcu numer Hemmingsa?- zapytała mordując mnie wzrokiem. 
Złapałam za telefon i poprosiłam o przyjście Sebastiana Levy'ego.
-Wytłumacz proszę swojej matce dlaczego poszłam na cmentarz. - powiedziałam. 
Bas usiadł na fotelu obok swojej opiekunki i zaczął tłumaczyć.  Słucha go w totalnym szoku. Nie wierzyła mu co widać było na jej twarzy.
-A to że spotkałam tam Luke'a to przypadek. Naprawdę tego nie planowałam. 
-Skąd ma twój numer.?- rzuciła niewzruszona.
-Nie wiem. - nie kłamałam naprawdę tego nie wiedziałam. 
- Powiedzmy że ci wierzę. - burknęła i wyszła. 
Jak tylko drzwi się za nią zamknęły opadłam na podłogę. Levy bez słowa podszedł mnie przytulić, pozwalając wypłakać się. 
-Pomóż mi. - załkałam.- Pomóż mi się uwolnić od kogoś kogo kocham ponad własne życie. 
- Czy na pewno tego chcesz?- zapytał patrząc mi prosto w oczy. 
No właśnie i tu był kolejny problem. Chęć ucieczki od niebieskookiego blondyna była silniejsza ode mnie. Chciałam go tylko chronić ale nie potrafię bo ciągle do niego wracam nawet nieświadomie.  Wyrwałam się z objęć przyjaciela i wyszłam z biura. Po drodze zadzwoniłam do Ashtona. 
Ledwo otworzyłam drzwi mieszkania a chłopak rzucił się mnie przytulić. 
- Wiem już o wszystkim.
-Myślałam że na przywitanie mówi się cześć lub dzień dobry ale jak kto woli. - rzuciłam nawet nie próbując udawać dobrego humoru. 
Usiedliśmy na kanapie. Chłopak podał mi wodę a sam upił łyk soku. 
-Czy ty mi uwierzysz jeśli powiem że to był przypadek? -  szepnęłam. 
Na początku nie zrozumiał co miałam na myśli ale po chwili spojrzał na mnie w zamyśleniu. 
- Powiem że tak. Jednak cały czas zastanawiam się jak to się stało. 
-Cholerny przypadek.- zacisnęłam dłonie w pięści próbując się nie rozpłakać. 
-Przecież ty nie wierzysz w przypadki.- wbił we mnie wzrok. 
- Wiem ale tym razem to było głupie zrządzenie losu. Wiesz że nie naraziłabym go tylko dla durnej zachcianki.
-Wiem. Zbyt dobrze cię znam.  Ale Li na litość boską nie zdajesz sobie nawet sprawy co zrobiłaś. 
- Chyba zdaje sobie sprawę. Wkurwiłam Jordan, zraniłam Sebastiana a Luke fantazjuje w najlepsze. 
- Co do tego ostatniego to raczej nie do końca. Przywróciłaś mu nadzieje on wierzy że może odzyskać pamięć. Zanim się pojawiłaś on miał przebłysk świadomości. Przypomniał sobie wasze pierwsze spotkanie. Po waszym pocałunku przypomniał sobie coś jeszcze.
Musiałam mieć dziwną minę bo Ash zaczął chichotać. Tęskniłam za jego śmiechem. Jest taki charakterystyczny. Właściwie to jego"hi hi ha hi ho" można albo kochać albo nienawidzić. Ja go lubiłam choć czasami potrafiło być naprawdę irytujące. 
-Spokojnie.- zapewnił- To nic strasznego. Przypomniał sobie wasz 1 kiss i to jak bardzo cię kochał. A nawet wyścigi. Wrócił do nich. 
Spojrzałam na przyjaciela . Szczęście pomieszane z szokiem było tak wielkie że rzuciłam mu się na szyje automatycznie. 
- To świetnie.  - zawołałam również się śmiejąc. 
- Sprawdź telefon błagam. Bo chłopaczyna zaczyna usychać z tęsknoty.
-Nie... 
-Wiem ale kilka niegroźnych SMS-ów powinno go zmobilizować.- przerwał mi. 
Zgodziłam się niechętnie.  Jednak odłożyłam tą sprawę na później i dalej rozmawiałam z przyjacielem.  Opowiadał o całej naszej zwariowanej rodzince. U wujka i Kim w porządku poza tym że będę mieć malutką kuzynkę. Kimberly jest w ciąży. Calum dalej nikogo nie ma choć nie przebiera w dziewczynach. Z kolei Mike dalej próbuje wyśledzić tajemniczego prześladowcę. Moja przyszywana ciotka wkręciła go do agencji podobnie jak Hood'a. Mieli za to w porządku kasę a robili naprawdę dużo. Chwilami miałam wrażenie że Clifford zdobył przychylność mojej szefowej co jest ogromnym sukcesem biorąc pod uwagę że do tej pory traktowała ich jak zwykłych kryminalistyków. Chłopcy nie chcieli na początku współpracować 
jednak Irwin przekonał ich. Każdy jakoś uporządkował swoje życie. Nawet Babcia Louisa. Znalazła sobie faceta. Nie jaki Pan Lord. Connor Lord to bardzo  miły człowiek. Pamiętam go jeszcze z czasów dzieciństwa gdy chodziłam do jego sklepiku. Jedyną  osobą tkwiącą w rozterce jest Hemmo. 
Luki w pamięci nie ułatwiały mu normalnego funkcjonowania. Ale od czasu naszego spotkania jego humor nieco się poprawił, chęć wrócenia do normalności się wzmocniła.  Cieszyłam się że przeszła mu depresja w którą powoli popadał z mojego powodu. Obiecałam sobie jak i Ashtonowi że kiedy dopadniemy tego drania spróbuję z Luke'iem na poważnie. Że zaczniemy od nowa.  Może kiedyś dowiedziałby się że tak naprawdę nigdy nie stracił Corneli bo cały czas była obok. Już dobrze po południu gdy Ash upewnił się że ze mną ok postanowił zostawić mnie samą. Jak tylko wyszedł złapałam za telefon. 
-O mateńko!- zawołałam patrząc na ekran. 
30 nieodebranych połączeń. Każde od niebieskookiego. 17 wiadomości tekstowych również od niego. Odczytałam pierwszą z brzegu. 
Przepraszam że tak cię męczę. Ale jest w tobie coś co nie pozwala mi zapomnieć. Błagam cię odezwij się. :c
Otworzyłam następną i przysięgam że popłakałam się czytając ją. 
Przegiąłem wiem o tym. Ale tak bardzo chcę znowu cię zobaczyć. Spojrzeć w piękne ciemne oczy które ukrywasz pod soczewkami. Przytulić. Usłyszeć twój głos. Zobaczyć uśmiech. Chcę poczuć się tak kurewsko dobrze mając cię obok. Wiem że nasze spotkanie nie było przypadkowe i ty również o tym wiesz.
Może faktycznie to nie był przypadek. Może los naprawdę chcę żebyśmy znowu się spotkali. Nawet jeśli nie moglibyśmy być razem to i tak mamy być obok siebie. Trochę to dziwne. Ale jeśli to wróci mu normalne życie mogę się poświęcić. Kto jak nie ja wie że nic nie dzieje się przypadkowo. Los daje nam znaki a my musimy umieć je odczytywać. Poznanie blondyna nie było głupim incydentem. Ktoś u góry to zaplanował. Tak samo jest teraz. Jeśli ten ktoś chcę żebym pilnowała  mojego największego szczęścia zrobię to. Czas nauczyć się odczytywać wiadomości które dostaję z nieba. 
Wystukałam numer blondyna i wysłałam wiadomość.
"Dziś wieczorem w Seven Eleven. O 21. Jeśli uda ci się mnie znaleźć :) " 


Hej skarby :**  Ostatnio zaczęłam odzyskiwać wenę na miarę możliwości wiec przyszłam do was z nowym rozdziałem :)  ale teraz muszę was też ochrzanić.  No kurwa trochę was obserwuje ten blog i patrzeć na komentarze pod przednimi rozdziałami to trochę i było.  Nie wiele ale były a teraz ledwo jeden jest :c to naprawdę bardzo smutne. Owszem nie jestem jaką sławną pisarką ale wasze komentarze mobilizują mnie do pracy. Poza tym widać często że nie czytacie notek pod rozdziałami.  Jeśli sytuacja się trochę nie poprawi z tymi komentarzami i obserwacjami to niestety będę zmuszona usunąć blog :C 
Wszystko w waszych rękach. 
Miłego czytania :) 
Raven. 



wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 4

Luke

Minął miesiąc,3 tygodnie,5 dni, 4 godziny,28 min i wiele milionów sekund odkąd jej nie ma. Odkąd straciłem pamięć a wraz z nią serce i uczucia. Wszyscy odradzali mi wyjazd tam ale ja nie potrafię już wytrzymać. Muszę to zrobić choćby miałoby to mnie załamać. Choćbym miał oszaleć jeszcze bardziej niż teraz. Wsiadłem na motor i pojechałem na cmentarz. Na zewnątrz było pochmurno, zdaje się że zbiera się na deszcz. W porze zimowej to właśnie deszcz obniżał temperatury. Ale to zabawne że akurat kiedy do niej przyjechałem ma padać. Zupełnie jakby niebo płakało razem ze mną że jej nie ma.Kupiłem po drodze bukiet białych róż i lili. Zostawiłem motor w pobliżu i poszedłem zmierzyć się z bólem. Spojrzałem na nagrobek na którym wyryto imię i nazwisko mojej ukochanej. Napis pod danymi jakoś nie pasował. "Spoczywaj w spokoju aniele". Ścigała się , motoryzacja to było 3/4 jej życia powinno być tam raczej młody wilku a nie aniele. Skąd młody wilk? Wilkami nazywa się dzieciaki takie jak ja albo ona. Takie dla których wyścigi,motory,szybkie samochody to niemal cały świat.Ona była alfą. Red White to żywa legenda, to ona utrzymywała stado razem a teraz? Nikt jej nie zastąpi. Uklęknąłem na trawie patrząc na zdjęcie nagrobkowe.  Łzy same napłynęły mi do oczu. Musnąłem marmur dłonią i wtedy poczułem dziwne 
ciepło.Powieki same się zamknęły a w głowie pojawiły obrazy. Zobaczyłem restaurację,Dianę i ją. To Cornelia. Skupiłem całą uwagę na wspomnieniach. Jednak jak szybko się pojawiły tak szybko zniknęły. 
-Cholera- zakląłem. 
-Chyba nie przeklinasz zmarłej - usłyszałem za sobą. 
Odwróciłem się i zobaczyłem niewysoką dziewczynę o krótkich blond włosach sięgających jej zaledwie do ramion. Miała na sobie kurtkę, spodnie a nawet buty w czarnym kolorze. Nie jestem pewien ale chyba są ze skóry. Wyglądała bardzo seksownie w wysokich butach i spodniach podkreślających jej zgrabne nogi. Biała koszulka wystawała spod kurtki. Ciemne oczy bystro patrzyły spod wachlarza rzęs zaś na nosie gościły 
okulary. Oprócz nich był tam też kolczyk.
- Nie nie ją. - odpowiedziałem. 
-To dobrze.Może była wredną suką ale miała uczucia.
-Skąd o tym wiesz? - zdziwiłem się.
-Byłam jej bliską przyjaciółką. Nie chwaliła się o tym nikomu. To był nasz sekret.
Uklękła obok mnie i również wpatrzyła w grób.
-Miała wiele sekretów. - dopowiedziałem. 
-Możliwe ale wbrew pozorom bardzo cię kochała. 
Oboje spojrzeliśmy na siebie a potem znowu na zdjęcie. 
-Dobrze ją znałaś. Prawda? - zapytałem. 
-Tak. I wiem że ty chyba też ją kochałeś albo czułeś coś na kształt miłości.
Zamurowało mnie. Do tej pory każdy przekonywał mnie że ją kochałem. Nawet sam to odczuwałem czasami a może wpłynęli na mnie tak bardzo że 
sobie to uroiłem. Tak czy siak nikt nigdy nie powiedział że mógłbym jej nie kochać. A ta blondyna mówi prosto z mostu że chyba ją kochałem. 
-Co znaczy chyba? - zdziwiłem się. 
-Prowadziliście tyle walk. Kłótnie,spory i namiętność. Istne niebezpieczeństwo. Ale taka jest miłość. Niebezpieczna. Dostarcza ci jeszcze więcej adrenaliny i dreszczyku emocji niż wyścigi czy najlepsza FIFA na świecie. Otumania niczym narkotyk. Robi z ciebie niewolnika a ty mimo to chcesz tego więcej. Bo miłość to rodzaj więzienia. - zakończyła. 
Spojrzałem jeszcze raz w jej ciemne oczy. Tym razem ta chwila trwała nieco dłużej bo zdołała zmrozić krew w żyłach. Coś mówiło mi ze znam tą dziewczynę ale nie wiem skąd. 
Nim zdążyłem zareagować wsadziła czerwoną różę do białego bukietu i poszła w stronę samochodu. 
- Zaczekaj. - zawołałem łapiąc ją za nadgarstek. 
- Wilki muszą trzymać się razem. Pamiętaj o tym i jeszcze jedno. Spróbuj żyć od nowa, zakochaj się poczuj to niebezpieczeństwo. - poprosiła. 
- Nie potrafię bo czuję się jakbym ją zdradzał. 
-Żyj tak jak kiedyś. Jestem pewna że chciałaby żebyś był szczęśliwy. 
- W takim razie chcę dożywocie. Chcę dożywocie w więzieniu o którym mówiłaś. 
- Ale nie ze mną. - powiedziała śmiejąc się perliście. - Żegnaj Lucasie Hemmingsie. 
-Nigdy nie mów żegnaj to to odbiera nadzieje na ponowne spotkanie. A jeśli nie ma tej nadziei to oznacza zapomnienie. 
- Skąd wiesz że zapomnę? - zapytała patrząc mi prosto w oczy. 
- Strzelam. Bo większość ludzi zapomina. 
Wyszarpnęła rękę i poszła do samochodu. Szybko ją dogoniłem i przygwoździłem do niego. Położyłem obie dłonie obok jej ramion i przysunąłem na tyle blisko by nie mogła uciec. 
- Czy teraz nie czujesz że ją zdradzasz? - rzuciła prowokacyjnie. Przygryzła wargę licząc że powiem że tak. Ale nic z tego wcale tego nie czułem co było dla mnie dziwne. 
-Nie. Ale to może dlatego że dobrze ją znałaś. 
-Równie dobrze twoja dziewczyna mogła by pieprzyć się z twoim najlepszym kumplem. Gdybyś ich złapał i zapytał czemu cię zdradza mogła by ci odpowiedzieć że wcale tego nie robi bo przecież dobrze znasz gościa z którym się jebała. 
Roześmialiśmy się oboje. Miała racja chcąc nie chcąc muszę to przyznać. Jednak ma w sobie coś takie co sprawstwo że chciałbym ją po prostu całować i przytulać.  Oczywiście chciałbym czegoś więcej ale lepiej nie zagłębiać się w moje fantazje erotyczne. 
- Ty jesteś inna. - powiedziałem nachylając się. Jej ciepły oddech musnął mój policzek. Nie wytrzymałem i pocałowałem ją kącik ust. W przelocie zdążyłem bardzo delikatnie musnąć jej wargi. 
- Jesteś dupkiem Hemmings. - powiedziała próbując się uwolnić. 
- Być może. - pokiwałem głową -  ale przystojnym dupkiem. 
-  Ciekawe gdzie ja to już słyszałam. - zakpiła. 
- Nie wiem może jak kochałaś się z jakimś to myślałaś o mnie. 
- Przecież cię nie znam. - wysyczała. 
-  Jak nie? Przecież przyjaźniłaś się z Cornelią. 
Zamilkła i patrzyła na mnie morderczym wzrokiem.  To było takie dziwne bo ja właściwie ją nim rozbierałam a ona marzyła jedynie o tym by mnie nim zabić. To się nazywa kontrast. 
-A jak jest z tobą? Jakimi ludźmi sie otaczasz? 
- Z takimi przy których czuję się bezpiecznie. 
- A co czujesz przy mnie? - zapytałem zaintrygowany. 
- Zdecydowane niebezpieczeństwo. 
Tym razem wyrwała się i wsiadła do samochodu. 
- Żegnaj Luke.  - rzuciła. 
Nim odjechała zdążyłem zapamiętać numer rejestracyjny wozu. A poza tym mój urok osobisty tak na nią zadziałał  że jej uwadze umknął moment w którym wyjąłem jej telefon by przepisać jej numer.
- Do zobaczenia Vanesso. - szepnąłem wracając do domu. 

Vanessa. 

- Kurwa mać, niech cię szlag trafi. - klęłam. Cała się trzęsłam zupełnie jakbym dostała drgawek. Utrzymanie szklanki sprawiało mi trudność a co dopiero całej butelki whisky. Nałam sobie trochę Jacka do wielkiego kieliszka. 
- No Daniels chociaż ty mnie nie zawiedź. 
Gdy opróżniałam już 3 kielicha moje ręce nie dygotały już tak mocno. Odstawiłam alkohol i rzuciłam się na kanapę.
Sebastian radził mi pojechanie na swój grób po to bym mogła należycie pożegnać się ze swoim życiem przynajmniej na razie a tu proszę. Lucas wyrósł tam jak spod ziemi.  Miałam ochotę zabić tego cwaniackiego debila. Udało mi się o nim na chwilę zapomnieć a on mimo amnezji zaczął się zachowywać jak dawniej. Kto by pomyślał ze tak szybko wróci do formy.  Stop każdy by tak pomyślał z wyjątkiem mnie. 
-Ness jesteś idiotką- skarciłam się na głos. 
Teraz potrafiłam myśleć o jego ciepłych dłoniach na moim ciele,słodkich ustach,błękitnych oczach.  Mój plan zapomnienia nie wypalił . Pora na plan B. Już pominę fakt że nie zdążyłam go opracować. 
-Spokojnie. - powiedziałam sobie. - Jeśli nie wypalił plan A masz jeszcze B i 30 innych liter w alfabecie. 
Roześmiałam się z własnej głupoty. Mogę sobie wmawiać że chce zapomnieć ale to kłamstwo. Ja chcę pamiętać. Każdy szczegół. Każdą pieszczotę,dotyk,pocałunek. Ciało nigdy tego nie zapomni. Nawet głowa Luke'a może tego nie pamiętać ale jego serce,ciało i dusza zawszę będą to pamiętać.  Oboje tego nie zapomnimy.  W inżynierii nazywa się to pamięcią plastyczną materiału,w chemii pamięcią substratu a w życiu tęsknotą.
To chyba najgorsze z wszystkich uczuć a przynajmniej jedno z gorszych. Jest wyniszczające, odbiera ci sen, możliwość względnego funkcjonowania. 
Mogę się bronić przed tęsknotą,zazdrością i innymi zdradzieckimi emocjami. Ale nie uchronię się od miłości. Nawet jeśli będę trzymać się z ludźmi którzy są moim zdaniem bezpieczni i tak znajdę się między tymi którzy stwarzają zagrożenie. A dlaczego? Bo nie umiem żyć ze świadomością że miałabym żyć bez niego, że miałby mnie nie kochać. Nienawidzę cię Lucasie Robercie Hemmingsie. Nienawidzę cię z całego serca bo nie umiem żyć z tobą i nie umiem żyć bez ciebie. Nienawidzę cię równie mocno jak cię kocham. Bo nasza miłość jest wyjątkowa. Inna.  Nikt nie potrafi poczuć jej a my ją czujemy bo dla niej żyjemy. Czujemy ją bo jest we wszystkim co kiedykolwiek znaliśmy.  Samochody,motory, bliscy, wypadki. Dlaczego tak wiele na łączy? Dlaczego zawsze to co nas łączy nas rozdziela?  
- Tak blisko a jednak daleko. Tak wiele nas łączy że aż nic.  Jesteśmy początkiem końca. - wyszeptałam ze łzami skulając się w kłębek. 
Nagle wiadomość.  Niechętnie sięgnęłam po telefon.
Od nieznany: Powiedz że choć trochę za mną tęsknisz. :'( 
Zdezorientowana patrzyłam na ekran.  Dziś jest tak wariacki dzień że postanowiłam odpisać. 
Do nieznany: .....


Elo miśki :** Dawno mnie tu nie było :D ale teraz mam ferie więc może wam coś naskrobię. :)  Rozdział denny i mało ciekawy ale kumpela  zasugerowała mi żebym dała jeszcze jeden rozdział z perspektywy Luke'a :) Co więcej. Hm? ostatnio nie mam weny do niczego a kurwa mam do zrobienia 50 zadań z matmy i wywiad z polskiego do napisania :O  weźcie mnie zabijcie po prostu :c Ale wróćmy do tematu bloga. Mam bardzo ważne pytanie i liczę na odpowiedź.  Czy gdybym zaczęła pisać rozdziały na Wattpadzie ktoś by je czytał? mogła bym prowadzić i bloggera i wattpad więc jeśli ktoś chce to piszcie w komentarzu :)  A propos komentarzy. Bardzo wasz proszę, mogę nawet na kolanach błagać o to byście je zostawali jeśli czytacie bo to wiele dla mnie wiele znaczy i mobilizuje mnie do dalszej pracy także ten zostawiajcie po sobie ślady w postaci komentarzy i obserwacji :** Dziękuje z góry :) No i przypominam o udostępnianiu mojego bloga jeśli możecie :)  Dziękuje za pomoc wszystkim :)  Na koniec jeszcze zapytam jak myślicie kto napisał do Corneli/Vanessy? i jak myślicie co odpisze nasza bohaterka? :D 
Miłego czytania :* 
Raven :**

niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 3

Rozdział z dedykacją dla mojej kumpeli :) biedna choruje :/ zdrowiej :) Dla M.


Vanessa 
Codzienne wstawanie do pracy zdołało przestawić mój zegar biologiczny bo nawet w weekend nie dane jest mi pospać dłużej. Zazwyczaj o 7 jestem już na nogach a godzi później w agencji. Teraz jedynie przedłużyłam swój sen o 30 min. Zrezygnowana poszłam się ubrać i zrobić makijaż.
Dziś zdecydowałam sięna czarne rurki oraz białą koszulkę z napisem"Hug Me". Na ramiona zarzuciłam szary sweter. W końcu gotowa poczłapałam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie próbując się nim choć trochę rozkoszować.Ledwie zjadłam a odezwał się mój telefon. 
Biuro.Już.-przeczytałam wiadomość. Wzięłam kurtkę i pojechałam do agencji modląc się o dobry humor Jordan.
-Cześć.- przywitał się Sebastian. -
-Hej- odpowiedziałam,przechodząc do dalszej części budynku. Zdążyłam jeszcze przez ramię uśmiechnąć się do niego.
-Wejdź i słuchaj - szepnął Sparks otwierając przede mną drzwi. Podeszłam do Jordan stojącej przy jednym z ekranów. Podała mi słuchawkę i kazała zamilknąć. Na monitorze zobaczyłam Mimurę. Stał z jakąś dziewczyną. 
-Proszę Pana ta Pani chciałaby tu pracować.
-Zostaw  nas samych. - rzucił tajemniczy facet. Miał krótkie ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne zakrywające niemal pół jego twarzy.
-Jeśli chcesz tu pracować musisz się sprawdzić. - powiedziała.
Po chwili nasza wtyczka namiętnie się z nim kochała..
-Dobra jesteś.- wychrypiał w jej ucho. 
Przystawił nadgarstek do jej szyi a wtedy dziewczyna dostała drgawek. Głośno krzyknęła i zamarła. 
-Ale nie dość dobra- dokończył, 
Pstryknął palcami a jego sługus wyniósł ciało.
-Niech go szlag trafi. - klnęła Jordan rzucając słuchawką. 
-W takim tempie załatwi wszystkie nasze agentki. - krzyczała dalej. 
-Uspokój się. - poleciłam. 
-Jak?! No jak?!
-Widać trochę twarzy a poza tym żaden modulator głosu nie ukryje akcentu.
-Ma racje- poparł Sparks.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę ilu Włochów mieszka w Australii?! - lamentowałam
-Znałam kiedyś jednego. - palnęłam bez namysłu. 
-Kogo?- zainteresowała się czego od razu pożałowałam. 
-Nie pamiętam
-To sobie przypomnij.-burknęła
-Mówi że nie pamięta- wtrącił się Sparks.
-Przyłóż się jak chcesz zostać.- zagroziła.
-Nie chcesz mieć we mnie wroga.
-Nie interesuje mnie to.Nie przyjęłabym cię gdybym nie dostała rozkazu. 
-Wyrzuć mnie jak chcesz ale sporo się nauczyłam i możesz tego żałować.
-Wątpię.
-Masz racje.Ty nie masz sumienia nie mówiąc o sercu. - odpyskowałam trzaskając drzwiami. 
Cała w nerwach pobiegłam na siłownie. Nikogo nie było więc złapałam za rękawice bokserskie i zaczęłam uderzać w worek. Z każdym uderzeniem coraz bardziej traciła siły. W końcu padłam na kolana i niczym mała dziewczyna zaczęłam płakać.Nawet nie wiem kiedy mój organizm się wyłączył. 
                 
                                                                             ***

Sebastian 
Zobaczyłem otwarte drzwi siłowni. Trochę mnie to zdziwiło bo większość agentów była teraz na jakimś szkoleniu lub akcji. Niepewnie pchnąłem je wchodząc do środka. Odruchowo spojrzałem na zegarek 18:17. Na ziemi zauważyłem dziewczynę. 
-Vanessa- szepnąłem.  Puls i oddech są stabilne więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Nie obudziła się nawet wtedy gdy przenosiłem ją do mieszkania. Przykryłem jej bezbronne ciało kocem i pozwoliłem spać. Przez chwile parzyłem jak śpi. 
"Jesteś taka piękna" pomyślałem. Nagle uśmiechnęła się do mnie i przekręciła na drugi bok, 
"A już myślałem że czytasz w myślach" uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem.

                                                                            ***

Vanessa
Obudziłam się w nieznanym miejscu. Pokój był duży i przestrzenny, kremowe ściany na których wisiały obrazy wprawiały w dobry nastrój. Nie zagłębiałam się w umeblowanie tylko wyszłam na korytarzyk który prowadził w dwóch kierunkach. Na lewo są tylko 3 łącznie z tym pomieszczenia zaś na prawo było ich 4.  Te po prawej stronie kończyły się za rogiem. Nie pewnie poszłam w ich kierunku i trafiłam do kuchni. Na stole stały herbatniki i pyszny miód. Płatki z mlekiem i sok pomarańczowy aż zachęcały do jedzenia. Usiadłam przy stole i posmarowałam jednego herbatnika miodem. 
-Pycha - wyrwało mi się. 
-Cieszę się że ci smakuje. - powiedział Sebastian. 
Miał na sobie granatowe dżinsy i biało-czarną koszule w kratkę. Właśnie ją zapinał więc zdążyłam zauważyć jego idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Starałam się na nie nie gapić ale ciężko było tego nie robić. 
- Zaraz wracam - powiedziałam. 
Szybko ubrałam się i zrobiłam makijaż. Ostatni raz przeglądam się w lustrze. Dobrze że w torbie miałam normalne ubrania i kosmetyczkę. 
Wróciłam do jadalni. Usiadłam na swoim poprzednim miejscu i zaczęłam zajadać.Po skończonym śniadaniu nie wytrzymałam i zapytałam. 
-Jak się tu znalazłam? 
- Znalazłem cię nie przytomną na siłowni i przywiązałem do siebie. - wyjaśnił. 
- Przypominam sobie. To przez Jordan. Pokłóciłyśmy się. 
Opowiedziałam z grubsza Bastianowi całą historie. Przy okazji okazało się że Jordan to jego macocha. Ciężko w to uwierzyć ale niestety to prawda. 
Po skończonej rozmowie Levy zabrał mnie na wycieczkę po Burnie. Byliśmy w kawiarni na kawie, w pobliskim parku. Pomimo zimy jest ciepło a dzieci 
bawią się w koło. Dostałam od mojego lekarza balonik w kształcie serduszka. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Oprócz tego poszliśmy też na mecz.Założyliśmy się która drużyna wygra. Nie znamy sie zbyt na koszykówce bo nazywaliśmy drużyny po kolorach. Walka była zacięta raz ona raz ja 
wygrywałam. Na ostatnie 10 minut był remis. Stawką były moje wyjazdy z Sebastianem. Jeśli ja wygram będę mogła decydować gdzie pojedziemy jeśli wygra on ja się nie odzywam a on robi ze mną co chcę. No i niestety on wygrał. Poszliśmy jeszcze na kawę a potem wróciłam do domu. 
-Dobrano. - pożegnałam się. 
-Pamiętaj o następnym weekendzie. - odpowiedział i pomachał mi na pożegnanie. Uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi.  Opadłam na łózko wykończona na tyle mocno że nie wiem nawet kiedy zasnęłam. 

                                                                           **** 

-Cześć skarbie. -  powiedział ktoś.
-Luke? tak bardzo tęsknie. 
-Ja też sweetie. - odpowiedział.
Podszedł bliżej Corneli i mocną się w nią wtulił.
-Naprawdę nic nie pamiętasz? - zapytała nie pewna czy chce to wiedzieć. 
-To sen tutaj nikt mi cię nie odbierze. 
Stali wtuleni w siebie zupełnie tak jakby niebo miało za chwilę runąć. 
-Kocham cię. - szepnął miękko Luke. 
-Nad życie,uparcie i skrycie. - dokończyła Cortni. 
- Pamiętaj skarbie tylko w śnie należysz do mnie. Potem przychodzi gorzkie rozczarowanie bo wracamy do rzeczywistości. 
-Nie chce wracać. -  załkała błagalnie niczym dziecko. 
-Musimy. 
Luke zerwał się do pozycji siedzącej w swoim łóżku w zachodniej części Burnie zaś Vanessa w swoim we wschodniej części miasta. 
Oboje mieli wrażenie jakby sen był rzeczywistością. Tak rozpaczliwie chcieli żeby to była prawda. Nie wiedzieli jednak że od teraz dane będzie im widywać się tylko w snach. Pięknych fantazjach nie mających nic wspólnego z realnym światem. Hemmings nie pamiętał Corneli. Widziała ją jedynie na zdjęciach, znał z opowieści rodziny. Mimo to czuł jakby w jego sercu pojawiła się ogromna dziura. Pusta której nie był w stanie niczym wypełnić. Tak bardzo chciał znowu być sobą. Ta niemoc wobec innych była okropna. Ktoś coś mówił,wspominał a od nie do końca wiedział co ma na myśli. Często siedział wpatrzony w jedne punkt zastanawiając się co by było gdyby znalazł kogoś kogo mógłby pokochać. 
A co jeśli to Cornelia ma wrócić mi pamięć? często myślał. Jeśli to ona jest kluczem do rozwiązania zagadki? Nie chce jej pamiętać bo już teraz nie mogę bez niej wytrzymać a co dopiero przypomnieć sobie wszystko co nas łączyło. 
-Odbierasz mi życie. - szepnął a po jego policzku popłynęła niechciana łza. 
Chciał mieć obok siebie kogoś kto pokocha go wiedząc ile zła jest w nim i ile go wyrządził. Kogoś kto potrafi mu się postawić. Kogoś kto go rozbawi. Kogoś kto zrozumie jego świat. Kogoś kogo mógłby chronić. Kogoś kogo mógłby zwyzywać a ten ktoś i tak będzie obok. Kogoś kto swoją obecnością sprawi że nie istnieje na świecie nic poza nimi. Po ziemi chodzi tylko jedna taka dziewczyna i jest nią Cornelia White. 
Vanessa czułą się podobnie. Od wypadku minął ponad miesiąc a ona z dnia na dzień czuła się gorzej. W pewnym sensie zazdrościła blondynowi amnezji bo nie zdawał sobie sprawy z tego co czuł. Ją miłość rozrywała od wewnątrz. Chciała rzucić wszystko w cholerę i pójść do niego. Wiedziała że nie może a i tak tego chciała. 
-Muszę się pogodzić z teraźniejszością. Muszę. - powiedziała do siebie. 
Ona potrzebuje kogoś kto wesprze ją ale nie stłamsi .Kogoś kto będzie obok pomimo  tego jaka jest. Kogoś kto ją skrytykuje nawet jeśli zrobi coś dobrze. Kogoś kto ożywi jej serce. Kogoś kogo mogłaby znowu pokochać. Kogoś kto będzie poprawiał jej humor nawet jeśli będą to sprośne żarty o niej. Kogoś kogo tak bardzo nienawidzi a jednocześnie kocha. Na świecie jest tylko jedna taka osoba i jest nią Lucas Robert Hemmings.



Elo miśki :** tym razem miałam dłuższa przerwę :( oprócz tego powiem wam że kolejny rozdział być może pojawi się na feriach :) Co do obecnego to też jest kiepski :c I'm So Sorry :/  nie wiem co  więcej powiedzieć :) Liczę na wasze komentarze bo dodają mi one motywacji do pisania.  Przykro mi bardzo gdy nie komentujecie :c  jeśli ktoś może to niech zaobserwuję będę wdzięczna :) oprócz tego udostępniajcie mój blog jeśli możecie :) 
no i mam parę pytań :P Czy gdybym zaczęła pisać W Pogoni za Szczęściem na wattpad to czy czytalibyście?  no i czy chcecie żeby przychodziły wam powiadomienia o nowym rozdziale? jeśli tak to zostawcie wasz tt albo email na google to będe wam wysyłąć  powiadomienia :) 
Miłego czytania :*
Raven :*