piątek, 31 października 2014

Rozdział 12

Music: klik
Cornelia
Luke stał na linii startu a Calum obok niego o czymś rozmawiali jednak kiedy mnie zobaczyli umilkli. Obok torów ustawione były małe światełka a na samym końcu stała mała skrzynka. Nie wiedziałam co w niej jest, ale to nie było istotne. Chciałam wygrać by być niezależną i tylko to się liczyło.  
-Gotowa? - zapytał Calum zerkając na mnie. 
Kiwnęłam twierdząco głową, zakładając kask. 
-Na miejsca!Gotowi?!-tu odpaliliśmy silniki-Start. - krzyknął.
Pomknęliśmy do przodu. Blondyn wyprzedził mnie zgrabnie, bałam się przez chwilę że jednak może wygrać. O nie pomyślałam i przy gazowałam. Siedziałam mu na ogonie. Od mety dzieliły nas metry. Wyczekałam odpowiedniej chwili i wcisnęłam nitro wyprzedzając Luke'a o dobre 0,5 metra. Przekroczyłam linie mety gwałtownie się zatrzymując. Zdjęłam kask, krzycząc:
-Wygrałam!Wygrałam! 
Nagle poczułam jak robi mi się słabo. Umysł wypełniły wspomnienia i ostatnie wydarzenia. Głupia idiotka pomyślałam. On zrobił to specjalnie. Dał mi wygrać. Wiedziała że prędzej czy później odlecę. wyrzucałam sobie nim zemdlałam znowu. 
Obudziłam się na kanapie. Trochę bolała mnie głowa ale poza tym było ze mną w porządku. 
-Znowu odpłynęłam? - zapytałam chcąc się podnieść. 
-Nie wstawaj - polecił mi Michael, poprawiając zimną szmatkę na moim czole. Z ulgą przytknęłam gorącą dłoń do chłodnej tkaniny. 
-Trzeba ci przyznać - zaczął Calum- że ścigasz się dobrze. A jak się fajnie cieszyłaś gdy wygrałaś. 
Oderwał się na chwile od telewizora i zaczął podskakiwać jak mała dziewczynka klaskając przy tym. Zarzucił nawet swoją grzywką tak jakby miał co najmniej włosy do pasa a nie do czoła. 
-Wcale nie robiłam tak. Może podskoczyłam z raz ale nie zachowywałam się jak dziecko które cukierka dostało. Nie przesadzaj 
- Jesteś wolna- szepnął Luke bardziej do siebie niż do nas, kompletnie zbił mnie tym z tropu.
Na dźwięk jego głosu wszyscy wyszli z pomieszczenia. Zostaliśmy tylko my. Niebieskooki wciąż stał przy szklanych drzwiach prowadzących na  taras za domem, wciąż nawet na mnie nie patrząc powiedział:
-Wygrałaś więc jesteś wolna. 
-Jak to? - zdziwiłam się- dałeś mi wygrać. 
-Nie! - krzyknął.
-Ścigałam się nie raz i wiem dobrze kiedy ktoś po prostu odpuszcza. Nie kłam.Chyba o tyle o mogę cię prosić. - mówiąc to poczułam w oczach łzy. W prawdzie osiągnęłam to co chciałam. Byłam wolna. Mogłam wyjechać, nikomu się nie tłumacząc. Ale czy o to mi chodziło? 
O niezależność,normalne życie? Czasami ludzie tak bardzo czegoś chcą że nie doceniają tego co mają. Zwykle jest tak że to czego chcą nie jest dla nich tak dobre jak to co mają pod nosem.Taka już natura ludzka chcemy tego co nie możemy, marzymy o tym co nieosiągalne. 
Podsumowując chciałam wolności to ją dostałam, marzę żeby chłopak który rani mnie niemal na każdym kroku w końcu zauważył moją obecność. Dostałam jedną rzecz powinnam być szczęśliwa a wcale się tak nie czułam. 
-Przyjmijmy że masz racje. Co to zmieni? - zapytał sceptycznie. 
-Masz racje.Nic - smutek narastał we mnie coraz bardziej. Najgorsza w tym wszystkim była jego obojętność. Zrozumiałam że to nie kilometry dzielą ludzi bo można mieszkać od kogoś tysiące kilometrów i kochać go bezgranicznie. Można tez stać kilka metrów od kogoś i czuć tą paraliżującą obojętność. Wisiała w powietrzu niczym ciężki przedmiot zawieszony na cienkim uchwycie, który łatwo złamać. 
Wstałam z kanapy odkładając wyschniętą już szmatkę na blat niewielkiego stolika. 
-Życzę ci szczęścia z Dianą. Żegnaj. - rzuciłam cicho przez ramię wychodząc z pomieszczenia. Pożegnałam się z chłopakami oświadczając im że jeszcze dziś wyjeżdżam. 
Ashton odwiózł mnie do domu. Wysiadłam z auta kierując się w stronę bloku. 
-Zaczekaj!- zawołał za mną chłopak.
Odwróciłam się patrząc szklącymi oczami na jego twarz. Nigdy nie widziałam żeby mój wiecznie rozradowany przyjaciel kiedykolwiek był smutny. Teraz jednak widać było że przepełnia go ból.
-Naprawdę musisz wyjeżdżać?- zapytał.
-Wiesz że nie ale wiesz też dlaczego to robię. 
-Zostań.- poprosił błagalnie. 
-Żegnaj Ash - szepnęłam ostatni raz wtulając się w mojego przyjaciela.Chłopak mocno mnie przytulił,głaszcząc po włosach. W końcu oderwałam się od niego i posłałam mu smutny uśmiech. Wchodząc do mieszkania, spakowałam parę najważniejszych rzeczy. Napisałam list do przyjaciół,wujka oraz Pani Louisy. Wzięłam walizkę,misia pod pachę i uśmiechając się do wspomnień wyszłam z mieszkania. Obrączkę z białego złota wrzuciłam do koperty mojej przyszywanej babci, po cichu licząc że odda ją wnukowi. Gdy w końcu dojechałam na dworzec kupiłam bilet do Sydney. 

niedziela, 26 października 2014

Rozdział 11

Posłusznie nie podnosiłam się z łózka. Jednak Luke na długo zniknął w kuchni i zaczynałam się trochę martwić. Niepotrzebnie bo gdy miałam wstać chłopak wszedł do pokoju z tacą na której było jedzenie i niewielki flakonik w którym była róża. Myślałam że śnie to było nie do uwierzenia jak tylko chłopak podał mi róże usłyszałam dziwny dźwięk.
Spanikowana podniosłam się z pozycji leżącej do siedzącej. Przetarłam leniwie oczy i dopiero teraz sobie uświadomiłam że wszystko to był sen. Właściwie chwile spędzone z Hemmingsem to był sen. Wieczór minął zupełnie inaczej. Odnosiliśmy się wobec siebie chłodno, po tym jak przytulił mnie wtedy wpadając do mieszkania to była jedyna chwila kiedy widziałam że naprawdę coś dla niego znaczę. Potem traktował mnie niemal jak powietrze i trzymał się na dystans. No cóż widocznie mi się zdawało i chroni mnie z obowiązku. Podczas gdy on sobie smacznie chrapał na łóżku obok, ja wierciłam się próbując rozgryźć jego a także mojego nowego gnębiciela. Nie rozumiałam ani jednego ani drugiego. Wstałam nie zwracając uwagi na chrapiącego blondyna. Wzięłam czarne szorty i białą koszulkę z jakimś nadrukiem i poszłam do łazienki.
Gdy się ogarnęłam poczłapałam do kuchni zrobić sobie śniadanie żałując w myślach że mój sen nie może stać się rzeczywistością. Zjadłam kanapki wypiłam herbatę, czekając aż ta śpiąca królewna raczy wstać.Już miałam go iść budzić kiedy zadzwonił telefon. Spojrzałam na ekran swojego żadnej wiadomości nic. Czyli to fon Hemmingsa. pomyślałam. To co zamierzałam zrobić mogło być wredne mogło nawet naruszać jego
prywatność ale co jeśli to było coś ważnego? Zaryzykowałam i zaczęłam szukać aparatu w spodniach blondyna. Szybko go odnalazłam, spojrzałam na wyświetlacz na którym widniała mała koperta. Na szczęście nie miał żadnego hasła na blokadę więc bez trudu przeczytałam wiadomość.
"Hej skarbie :* gdzie jesteś? tęsknie już <3 jeśli jesteś u tej pizdy Corneli to zobaczysz. Przyjedź do mnie jak najszybciej.
Całuję Diana"

Myślałam że zemdleje. Odłożyłam telefon na miejsce. Wzięłam głęboki oddech by się uspokoić. Gdy w miarę doszłam do siebie zdarłam kołdrę ze śpiącego chłopaka.
-Wstawaj- krzyknęłam
-Oszalałaś? - zapytał zaspany.
-Nie ale wyświadcz mi przysługę i wynoś się z mojego mieszkania. - powiedziałam wkładając w to tyle jadu na ile było mnie stać.
-Co cię ugryzło?
-Nic-odpowiedziałam - po prostu wole być sama albo z kimś kto nie jest tobą. Masz 5 minut żeby opuścić mój dom.
Luke wstał z podłogi przebrał się w swoje rzeczy i posłusznie wyszedł nawet na mnie nie patrząc.
-Czekaj- krzyknęłam za nim.
- Co?- odkrzyknął stojąc już niemal na parterze.
-Dostałeś rano wiadomość - krzyknęłam znowu, po czym wróciłam do siebie.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić byłam taka wściekła. Najpierw był dla mnie taki milutki a potajemnie umawiał się z Dianą.
-Oszust,świnia,palant,dupek - powiedziałam. Perspektywa spędzenia całego dnia w domu trochę mnie przerażała. Wygrzebałam komórkę z torby i zadzwoniłam do Asha.
Chłopak przyjechał po kilku minutach,zabierając mnie do domu za miastem. Zaraz po przyjeździe poszliśmy do pokoju Irwina na balkon na którym tyle przesiadywał. Usiadłam w białym fotelu otulając się cieplej ramionami. Chłopak widząc to uśmiechnął się i przyniósł mi swoją czarną kurtkę.
-Dzięki - powiedziałam
- Nie ma za co. Powiesz mi co się w końcu stało?
Mówiąc to usiadł w fotelu obok obracając się do mnie twarzą.
- Luke
- Wiedziałem że to jego sprawka. Co za gnój. - rzucił Ash zaciskając ręce w pięści. Położyłam na nich dłoń a te pod wpływem mojego dotyku rozluźniły się.
Opowiedziałam mojemu przyjacielowi wszystko od momentu mojej ucieczki aż do dzisiejszego poranka.
-Diana? serio Diana? - zapytał gdy skończyłam opowieść.
- Na to wychodzi.
- Zawsze myślałem że to tylko lasia na jedną noc. Odkąd Hemmings cię poznał zmienił się. Nabrał dystansu do siebie,stał się poważniejszy i coraz bardziej pochłonięty swoimi myślami. Sądziliśmy nawet że może się zakochał a teraz odpierdziela taki numer. Nie wierzę po prostu nie wierzę. Mam ochotę wytłuc mu mordę.
-Nie warto. Z resztą, nigdy mu na mnie nie zależało. Nie raz to pokazał. - powiedziałam czując w oczach piekące łzy. Zacisnęłam powieki żeby nie uronić ani jednej. Poczułam jak silne ramiona Ashtona przyciągają mnie do niego.
-Nie martw się. Już ja sobie z nim pogadam. - szepnął głaszcząc mnie po głowie. Siedząc tak przytulona do mojego przyjaciela stwierdziłam że oddałam serce nie temu z gangu co trzeba.
- Szkoda że to nie w tobie się zakochałam- powiedziałam wtulona w jego tors.
- No cóż widocznie jestem dla ciebie zbyt idealny.
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Chyba nawet popłakaliśmy się.
Resztę dnia spędziłam z chłopakami grając w fife,karty czy po prostu rozmawiając. Po woli nawet Calum akceptował myśl że będę tu często gościć. Jakoś koło 21 usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi samochodowych. Kilka sekund po tym do domu wparował ni kto inny jak Diana.
- Co ty tu robisz?- zapytałyśmy w tym samym czasie.
- Odwiedzam przyjaciół, nie widzisz? - zapytałam złośliwie.
-Widzę ale nie wiedziałam że się przyjaźnisz z nimi.
-Gdzie Hemmo? - wtrącił Cal.
-Czeka u mnie domu. Przyjechałam po parę rzeczy dla niego. - powiedziała i wyszczerzyła się do bruneta.
-Ty zdziro! Możesz sobie ruchać Luka ile chcesz ale Irwina,Clifforda i Hooda mi nie odbierzesz! - krzyknęłam rzucając się na nią z pięściami. Powaliłam ją bez większych problemów i siedząc na jej brzuchu podrapałam ją w w każdym możliwym miejscu. Na koniec dałam jej parę razy w twarz. Dopiero Mike i Ash zdjęli mnie ze znienawidzonej dziewczyny. Ta podniosła się spanikowana. Z jej wargi sączyła się delikatna strużka krwi a na policzku widniały świeże zadrapania, podobnie jak na szyi i obojczykach a nawet brzuchu. Rozdarta koszulka, za jakiś czas powinny też pojawić się siniaki.Wyglądała okropnie. Na szczęście nic nie powiedziała. Wyszła w ciszy odjeżdżając z piskiem opon.Spojrzałam na chłopaków potem zerknęłam na siebie. Po upływie niecałej minuty słychać nas było na cały dom śmialiśmy się niczym banda chorych umysłowo ludzi.
-Nieźle jej dokopałaś- powiedział Michael kładąc mi rękę na ramieniu.

-Zgadzam się - dodał Hood.
-Jestem z ciebie dumny - dopowiedział Ashton.
Cała ta akcja mnie wyczerpała mnie na tyle że zgłodniałam. Znalazłam telefon i zamówiłam pizze. Dalszy ciąg wieczoru upłynął spokojnie. Koło 1 w nocy poszłam spać. Dziś żaden koszmar nie miał prawa mnie męczyć. Rano obudziłam się wypoczęta oraz wyspana jak nigdy dotąd. W koszulce Ashtona i szortach z wczoraj poczłapałam na dół. Chłopcy siedzieli przy stole rozmawiając o czymś cicho.
-Hej- przywitałam się. Dopiero teraz zauważyłam że byli w komplecie.
- Coś ty wczoraj odpierdoliła?! - zapytał Luke
-Nie wrzeszcz na mnie to raz a dwa zrobiłam to na co już dawno miałam ochotę.
Pozostała trójka zdusiła śmiech wychodząc z jadalni. No świetnie zostałam sam na sam z rozwścieczonym bykiem. Równie dobrze mogłam już spisać sobie testament.
- Tu się jebnij - tu pokazał na głowę- Diana wróciła do domu jak z wojny. Masz szczęście że nie zgłosiła na policja pobicia.
-Pobicia? Ty chyba nie widziałeś nigdy śladów po prawdziwej bójce. - rzuciłam, nalewając sobie do szklanki soku pomarańczowego stojącego na stole.
- Chyba ci leczenie zafunduje, naprawdę - powiedział udając załamanego.
-Nie kłopocz się nie będziesz mieć ze mną więcej problemów bo za nie długo wyjeżdżam.
Spojrzał na mnie wielkimi jak spodki oczami, pytając:
-Niby gdzie?
-Jak najdalej od ciebie - rzuciłam, klepiąc delikatnie po policzku mojego rozmówcę po czym skierowałam się w stronę salon bo prawdopodobnie tam siedziała reszta ekipy.
- Nie możesz
-A właśnie że mogę.
-Nie pozwalam.
-Przecież mi nie zabronisz- odpyskowałam
-A załóżmy się? - zapytał uśmiechając się łobuzersko.
- Dobra ale o co?
-Jeśli uda mi się cię tu zatrzymać zamieszkasz w naszym domu i nigdzie nie wyjedziesz.
- Jeśli ja wygram-zaczęłam- Będę mogła robić co chcę w tym wyjechać z niczego ci się nie tłumacząc. A teraz najlepsze ograniczysz kontakt z Dianą. Czuję się lepiej jak nie ma jej w pobliżu. Pasuje?
-Ok. Wyścig za godzinę.
Podaliśmy sobie ręce przecinając je jak na zakład przystało. Potem każdy poszedł w swoją stronę.
No Hemmo nie dam ci się tak łatwo pomyślałam.
Szybko się ubrałam poprawiając makijaż. Potem pobiegłam do chłopaków. Zauważyłam że brakowało Hooda ale nie miałam czasu zastanowić się gdzie go wcięło.
-Potrzebuje motoru dobrego,szybkiego perłę waszego garażu.
-Co się stało?- zapytał zdezorientowany Mike.
-Wyścig.Zakład. Luke.
- Oto nasze cudeńko. - powiedział Ashton wskazując granatowego kawasaki zx6r.
-Uważaj - ostrzegł mnie Clifford. - ciężko się go prowadzi ale jest dobrze stuningowany.
Wzięłam czarny kask, siadając na motor.
Odpaliłam go delektując się tym przyjemnym dźwiękiem jaki wydawał.
-Faktycznie ciężki. - powiedziałam- A gdzie motor....? - zaczęłam ale nie dali mi dokończyć.
- Już dawno pojechał na tor. Z resztą jego maszyna nie jest tak dobra jak ta. - wyznał z dumą czerwonowłosy.
-Sam nad nią pracuje-wyjaśnił Irwin- ale ty masz nitro w razie czego.
-Dzięki - rzuciłam wyjeżdżając z garażu.
Bez problemu dojechałam na wskazane przez chłopaków miejsce. Jednak to co tam zobaczyłam totalnie mnie zaskoczyło.


                                            

No to co takiego zobaczyła Cornelia? Czekam na jakieś ciekawe pomysły. Nie zabijcie mnie za to że te romantyczne chwile głównych bohaterów to tylko sen :D jeszcze za wcześnie na miłości xD 
Tak więc miłego czytania, :) rozdział pisany trochę na szybko, Momentami może być bez ładu i składu za co przepraszam. Dziękuje za tyle wejść :**  Jeśli lubicie W pogoni za szczęściem rozsyłajcie linki do znajomych :) niech  poznają kilka sekretów z życia Corneli i nie tylko :) 
Wciąż czekam na jakieś pomysły na bromance. A i w zakładce bohaterzy pojawiła się nowa postać :)  Jaką role ona odegra? Będzie dobra czy zła? Czy to ona zmieni życie Corneli już na zawsze? 
tak wiem dołożyłam wam pytań xD 
Miłego czytania. 
Raven :* 












wtorek, 21 października 2014

Rozdział 10

..... i w tym samym czasie usłyszałam jak ktoś za mną przyspiesza kroku a po sekundzie zaczyna biec. Nie wiele myśląc zrobiłam to samo. Puściłam się biegiem, w duchu modląc się żeby się o coś nie potknąć albo żeby moja astma nie dała o sobie znać. Jestem człowiekiem o słabej kondycji i wolałam biegać na krótkie dystanse, a 300 m ścieżka nie ułatwiała mi sytuacji.  Gdy jakoś udało mi się wyjść z tego mrożącego krew 
w żyłach parku przebiegłam przez jezdnie nie patrząc czy coś jedzie. Głupi błąd bo o mało nie wpadłam pod samochód ale tak szczerze to wolałam skończyć pod kołami auta niż dać się złapać jakiemuś mrocznemu typkowi. Zadowolona przystanęłam na chwile bo na moje szczęście zrobił się ruch na drodze. Nie wiem skąd ale to dobrze, bo mogłam złapać oddech. Po nie całych 5 min moja radość minęła bo niewielki sznur 
czterokołowych pojazdów zniknął równie szybko jak się pojawił a podejrzany gość spojrzał na mnie i uśmiechnął się złowrogo. Wywróciłam oczami i pobiegłam w stronę swojej kamienicy. Muszę przyznać że ten ktoś jest w  dobrej formie bo cały czas dreptał mi po piętach, jednak nie dam się tak łatwo. Dobiegając do kamienicy zauważyłam że ktoś z niej wychodzi. Teraz tylko zdążyć nim drzwi się zamkną i nie będę 
musiała szukać kluczy. Zgarnęłam się w sobie i przyspieszyłam, w ostatniej chwili przekraczając próg drzwi,z impetem wpadając na schody. Automatyczny zamek zeskoczył przypominając mi że się zamknął oraz że mój prześladowca nie ma jak wejść. Wzięłam głęboki oddech i poleciałam bo tego już nie można było nazwać chodzeniem do mieszkania. Zamknęłam się na każdy możliwy zamek. W końcu odetchnęłam z ulgą 
i poszłam wziąć prysznicu. Po 30 min siedziałam już odświeżona w kuchni popijając herbatę. Nagle zrobiło mi się słabo, nie mogłam oddychać. No tak dopiero teraz kiedy spadł mi poziom adrenaliny doszły do głosu konsekwencję mojego małego maratonu. Po omacku zaczęłam szukać inhalatora w szufladzie w kuchni gdzie zawsze był. 
-Maaaaam ciiię- wydusiłam, biorąc zawiniątko do ust. 
Po kilku minutach doszłam już do siebie, w prawdzie trochę pokaszliwałam ale to i tak nic w porównaniu z tym co by się stało jakbym nie znalazła inhalatora. Gdy usłyszałam dzwonek mojego telefonu aż podskoczyłam na krześle. 
-Jak dobrze że dzwonisz jeszcze się w życiu tak nie cieszyłam- powiedziałam do słuchawki. 
-Co się stało? - zapytał Hemmings.
- Możesz do mnie przyjechać?  Proszę, boję się - chlipnęłam i nie czekając na jego odpowiedź rozłączyłam się.Kiedy  nie musiałam się o nic martwić doszło do mnie co się stało. Przecież ten typek wciąż mógł być gdzieś niedaleko, a co by było jakby mnie złapał? po moich policzkach popłynęło kilka niechcianych łez. Przestraszona przytuliłam się do wielkiego misia o imieniu Fifi którego dostałam od Irmy i Jamesa. Miś miał z dobre 0,5 m więc było się do czego przytulać. Wyobraźnia zaczęła mi podsuwać najczarniejsze scenariusze a po głowie wciąż krążyło wiele myśli co by było gdyby....  Po jakimś czasie usłyszałam warkot motoru. Był mi tak dobrze znany i tak bardzo go lubiłam że miałam ochotę krzyczeć ze szczęścia. Pukanie do drzwi sprowadziło mnie na ziemię. Wciąż jeszcze podenerwowana z Fifi pod pachą poszłam w stronę źródła dźwięku. Popatrzyłam przez wizjer nikogo nie było. Krew odpłynęła mi z twarzy co się do cholery dzieje?!
Nagle mój telefon odezwał się. 
-Halo?- odebrałam.
-Nie otwieraj drzwi słyszysz. Jestem w drodze. Nie otwieraj. - powiedział Hemmings i odłożył słuchawkę
Z tego co zrozumiałam to jakiś obcy koleś dobijał się do mnie a nie znajomy już niebieskooki. Szybko odsunęłam się na sam koniec małego korytarzyka, oparłam się o ścianę, osuwając się na podłogę. Skuliłam się przytulona do pluszaka z całego serca modląc się żeby wnuczek pani Louisy dojechał do mnie na czas.Po kilku minutach które wydawały się wiecznością rozległo się pukanie do drzwi. Bałam się na tyle że już nie 
miałam odwagi by podejść i sprawdzić kto znowu się dobija. Do moich uszy dobiegł dźwięk otwieranych zamków. Myślałam że się przesłyszałam, naprawdę chciałam wierzyć że to moja wyobraźnia. Skuliłam się jeszcze bardziej chowając twarz w w puszystej głowie Fifi. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Nagle ktoś wyrwał mi misia którego tak kurczowo się trzymałam i zamknął w żelaznym uścisku. Wtuliłam się w zagłębienie na szyi mojego wybawcy a w nozdrza uderzył mnie zapach męskich perfum pomieszanych z potem i krwią. 
-Boże Cornelia tak się martwiłem. - powiedział Hemmo.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć cieszyłam się jedynie z przyjemnego ciepła które od niego biło, niemal otaczając mnie niewidzialną powłoką kojącą nerwy. 
Nie przestając mnie przytulać zaniósł mnie do sypialni kładąc ostrożnie na łóżku. 
- Zaraz wracam - powiedział. 
Po kilku chwilach wrócił z dwoma kubkami w rękach oraz ręcznikiem zawieszonym na szyi. Podał mi naczynie z parującą cieczą.
-Co to? - zapytałam. 
-Melisa, może faktycznie zadziała uspokajająco. To.To teoria Caluma nie moja. 
Mówiąc to uśmiechnął się próbując dodać mi otuchy. Gdy miałam zapytać po co mu ręcznik, zdjął go razem z kurtką i moim oczom ukazała się biała koszulka z niewielką plamą krwi ciągnącą się od barku aż do 1 żebra. 
-Daj - powiedziałam biorąc od niego ręcznik. 
Chłopak ściągnął koszulkę odwracając się do mnie plecami. Przyłożyłam zimy materiał do rany, delikatnie zmywając zaschniętą krew.Gdy wszystko w miarę oczyściłam poszłam po apteczkę. Dopiero teraz jak musiałam znowu usiąść obok blondyna. zauważyłam jego silnie umięśnione ramiona,klatkę piersiową. brzuch. Na plecach idealnie widać było łuk jaki wyznaczał kręgosłup, lekko zarysowane żebra. Czułam jak trzęsie mi się dłoń gdy odkażałam ranę. Próbowałam się na niej skupić ale nagi tors mojego przyjaciela wciąż mnie rozpraszał i onieśmielał. Przykleiłam na 
niej dość sporych rozmiarów plaster. 
-Gotowe - oznajmiłam kładąc apteczkę na szafce nocnej. Sięgnęłam po kubek,upijając łyk melisy.
Mój towarzysz rzucił tylko krótkie dzięki po czym założył zakrwawioną koszulkę z powrotem. Podeszłam do niewielkiej komody, przeszukując szuflady. Chwilę później trzymałam już w rękach szary podkoszulek oraz czarne dresy. Rzuciłam je w stronę Luka. Wziął je bez słowa i poczłapał do łazienki. 
-Dzięki - powiedział wracając do pomieszczenia. 
- Spoko.
Tym razem to ja poszłam się przebrać w piżamy. Nie wiedziałam co się dziś stanie ale nie chciałam zostać sama, więc żeby rozwiać swoje wątpliwości zapytałam:
-Wracasz do chłopaków? 
-Nie po tym co się dziś stało. Nawet czołg mnie stąd nie ruszy. - odpowiedział, na co oboje wybuchliśmy śmiechem. 
Usiadłam na swoim łóżku przytulając się do Fifi. 
-Nie lepiej byłoby się przytulić do mnie niż do miśka? - zapytał niebieskooki.
- Że co?! - zapytałam po raz kolejny bo chyba się przesłyszałam. 
-Dobrze słyszałaś chodź 
-A co jeśli odmówię? 
-To zrobię tak - to mówiąc podszedł do mojego łóżka. Nachylił się i wziął mnie na ręce niczym małą dziewczynkę usadawiając się ze mną w ramionach na pościeli. 
-Co teraz zrobimy?- szepnęłam przytulona do jego ciepłego torsu.
-Chodzi ci o te akcje dziś?- nie odzywałam się więc mówił dalej- Już jutro wprowadzisz się do nas. Musimy cię mieć na oku.
Czyli mój domniemany wyjazd na studia nastąpi szybciej niż myślałam.
-Spokojnie póki nie wejdziesz w wyścigi nie zerwiesz kontaktu z rodziną 
Trochę uspokoiły mnie jego słowa,jednak nie na tyle mocno bym zapomniała o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Luke chyba wyczuł mój niepokój bo przygarnął mnie mocniej do siebie, głaszcząc po włosach i policzku. W końcu zasnęliśmy tak nie myśląc o niczym. 
Rano obudziłam się z głową na piersi blondyna, który muskała opuszkami moje ramię. 
-Dzień Dobry - przywitał mnie swoim promiennym uśmiechem. Za oknem świeciło słońce a do mnie uśmiechała się współczesna wersja Adonisa*
To chyba sen.
- Hej - odpowiedziałam podnosząc się. 
-Siedź- nakazał mi. - Mam dla ciebie niespodziankę. 

*Adonis grecki bóg,piękny młodzieniec


Ogłoszenia parafialne to już chyba normalka hihihihi :D
Tak więc na początek dziękuje za ponad 1000 wejść kochani jesteście <3 no i w końcu 10 rozdział rozpisałam się :D taki trochę do dupy chyba mi już weny zabrakło pod koniec co widać. Kibicujecie Cornelii i Lukowi? jeśli tak wymyślcie bromance dla nich :D najlepszy zostanie nagrodzony dedykacją :) Miłego czytania i wieczorku :* już nie przedłużam :D
a i jeszcze jedno rozsyłajcie link do bloga do znajomych
Dziękuje :*
Raven :*

sobota, 18 października 2014

Rozdział 9

Bardzo ważna informacja pod rozdziałem, proszę o przeczytanie :) Rozdział dedykowany Weronice :** <3 Dziękuje że czytasz moje wypociny i komentujesz to wiele dla mnie znaczy :)  Miłego czytania mam nadzieję że się spodoba. 
_________________________________________________________________________________

- Tyle dla mnie zrobił i nigdy mu tego nie zapomnę. Ale on zabił człowieka. To mnie przytłacza. Mimo wszystko nie umiem go nienawidzić. Gdyby nie Pani, wujek i moi przyjaciele skończyłabym gorzej niż pani wnuczek.

Lousia znowu wzięła mnie za rękę i pogłaskała po niej. Potem nachyliła się i pocałowała w czoło.  Nagle wszystko co do tej pory siedziało we mnie po prostu pękło. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy. Starsza pani pomogła mi wstać i usiadłyśmy na kanapie. Przytuliła mnie i szeptała
czułe słówka. Jak prawdziwa babcia.
- Kocham panią - szepnęłam.
- Ja ciebie również skarbie. Zawsze chciałam mieć więcej dzieci ale również nie mogłam. Ty i Luke to dwa najcenniejsze skarby na świecie jakie mi jeszcze zostały.
Pocieszała mnie kiedy mówiłam że nie umiem zostawić rodziny i że obiecałam sobie że nie będę się ścigać ona wiedziała o tym ale kiedy jej to
mówiłam czułam że z moich pleców spada niewymowny ciężar.
- Dziękuje pani za wszystko.
- Nie masz za co złotko.  - odpowiedziała z uśmiechem.
Pożegnałam się i poszłam do siebie.  Wzięłam szybki prysznic. Ubrałam szare spodnie od piżamy z myszką miki. Zastanawiałam się przez chwile czy nie spać w koszulce Hemmingsa, jednak zrezygnowałam z tego. I ubrałam koszulkę na szelkach od kompletu piżamy, był  na niej Miki
całujący Minie. Poczłapałam jeszcze po mój szary sweterek i poszłam do swojego pokoju.  Położyłam się na łóżku i patrzyłam w niebo za oknem. Było mnóstwo gwiazd a mojej głowie kotłowało się równie wiele myśli.Byłam rozdarta, naprawdę chciałam nienawidzić niebieskookiego, ale nie umiałam nie po tym co dla mnie zrobił. Nie po tym jak bronił mnie przed Dianą, nie po tym jak wpuścił mnie do swojego świata. Przyłożyłam dłoń do serca i mój palec musnął  złotą obrączkę. Opuszkami palców wyczułam wygrawerowany napis. Do oczu po raz kolejny tego dnia napłynęły mi łzy, niestety nie udało mi się ich zatrzymać. Choćby nie wiem ile powodów pojawiło się na liście dla której powinnam zapomnieć o blondynie, zawsze pojawiało się jakieś "ale" które niszczyło resztę argumentów. Mogłam sobie wmawiać że to kryminalista, ale ja nie byłam od niego o wiele gorsza. Nie zabiłam w prawdzie nikogo ale raz nie wiele brakło. I tak w mojej głowie zrodziła się kolejna lista. Podobnie jak Hemmo ścigałam się i zaczęłam mniej więcej w tym samym czasie co on.  Razem z Jamesem nie raz coś zwinęliśmy jakieś części czy coś. Raz też wpadliśmy w takie tarapaty że szkoda słów. To był nasz przedostatni występ. Jakiś gość dobierał się do mnie twierdził że oszukiwałam w wyścigu ale przymknie na to oko jeśli się z nim prześpię. Nie chciałam tego ale on nie odpuszczał więc mój przyjaciel złapał co było pod ręką w tym przypadku była to butelka i rozbił ją na głowie mojego prześladowcy. Ten upadł a my uciekliśmy. Baliśmy się że go zabiliśmy ale na nasze szczęście cudem przeżył. Po tej akcji był nasz ostatni wyścig. Ja rezygnowałam bo czułam że mój czas dobiegł końca a z resztą ktoś mnie szantażował że wyda mnie przed wujkiem. Wolałam nie ryzykować. Beze mnie Goldowi nie szło więc po ostatniej ledwie wygranym wyścigu również odpuścił. Najbardziej przerażał mnie fakt że z Lukiem łączy mnie jedynie złą przeszłość. Mamy kompletnie różne charaktery, jednak przyzwyczaiłam się do jego
chamskiego zachowania,sprośnych żarto w na mój temat i tego ciepłego uścisku kiedy mnie przytulał, jego słodkiego uśmiechu oraz do tego błysku w oczach gdy widział że mnie czymś denerwuje lub udało mu się mnie przestraszyć. Polubiłam też jego kumpli. Ashton o specyficznym
śmiechu. To albo się kochało albo nienawidziło. Ja lubiłam jego śmiech choć czasami był ciut irytujący. Nawet Mike który wiecznie zmieniał kolor włosów i znał się na mechanice i komputerach podbił moje serce. Inną parą butów jest Calum który traktuje mnie z dystansem, widać że mnie
nie lubi i znosi tylko ze względu na swoich przyjaciół. Intrygowało mnie dlaczego tak mnie nie znosi, jak można kogoś nienawidzić kogoś kogo się nie zna? Tych chłopaków nie da się tak łatwo zrozumieć po prostu nie da się. Całe to myślenie wyczerpało mnie niemal całkowicie. Nim zasnęłam
spojrzałam na niebo i zobaczyłam spadającą gwiazdę, skrzyżowałam palce i pomyślałam:"Gwiazdeczko pomóż mi dokonać właściwego wyboru"
Zamknęłam oczy po paru minutach uśmiechnęłam się bo już wiedziałam co zrobię.
Wstałam i spojrzałam na zegarek dochodziła 9. Usiadłam na łóżku i przetarłam ręką oczy.  Kiedy je otworzyłam zobaczyłam że trzymam  koszulkę blondyna. Uśmiechnęłam się bo musiałam z nią zasnąć. Wstałam i położyłam ją na stoliku.
-Nie oddam ci jej. Za bardzo mi się podoba - powiedziałam na głos i uśmiechnęłam się.
Poszłam do łazienki  i jak zwykle przyszykowałam się do pracy. Szybko się uwinęłam i po jakiejś godzinie już jechałam autobusem do pracy.
W restauracji panował niewielki ruch.  Razem z Irmą krążyłyśmy między stolikami rozmawiając od czasu do czasu między sobą. Dzień minął szybko i spokojnie. Koło 22 zaczynaliśmy już zamykać restauracje więc swobodnie rozmawialiśmy i śmialiśmy się z byle głupot.
-Świetnie wam dziś poszło - pochwalił nas wujek wchodząc do głównej sali.
Rzuciliśmy wszyscy zgodnie "dzięki" i rozeszliśmy się do domów. Moja przyjaciółka zostawiła mnie bo nocowała u Jamesa. Bardzo mi się to podobało bo to dowód na to że między nimi zaczyna iskrzyć.
-Nareszcie. - szepnęłam do siebie.
Dziś był miły i ciepły wieczór więc uznałam że wrócę do domu piechotą. Jednak gdy został mi do przejścia mroczny o tej porze park miałam ochotę uderzyć się w twarz za ten głupawy pomysł.  Przechodząc ciemną uliczką usłyszałam za sobą kroki. Ciężkie i mocne. Serce podskoczyło mi do gardła a w ustach zaschło. No to się wpakowałaś Cornelia pomyślałam i w tym samym czasie.....

______________________________________________________________________________
Na wstępie przepraszam że tak krótko :/ ale jakoś zabrakło mi weny przejdźmy do konkretów :) 
 To tak chcę podziękować wszystkim którzy czytają moją lichotę, proszę was o rozsyłanie linków do mojego bloga do znajomych. Proszę też o komentarze pod poprzednimi rozdziałami to dla mnie wiele znaczy :) Oprócz tego zapraszam  na blogi które znajdują się po lewej stronie w zakładce zapraszam :) chcę też powiedzieć że rozdziały będą dodawane rzadziej bo będę je musiała pisać na bieżąco. W najbliższym czasie napisze kiedy będę dodawane :) Do 8 rozdziału miałam już napisane bo zrobiłam to na wakacjach ale teraz zaczyna się ciężka praca, bo szkoła, nauka i jeszcze blog ale dla was wszystko miśki :** <3  mam nadzieje że nowe działy przypadną wam do gustu :) i że uda nam się zebrać więcej czytelników.  Póki co dziękuje za wszystko. <3 
Raven :) 
                                               

środa, 15 października 2014

Rozdział 8

-Żałujesz?
-Że ich zabiłem? - zapytał.
-Tak - rzuciłam
- Gdybym kierował się sumieniem skończyłbym w wariatkowie. Mimo wszystko nie jest mi dobrze z myślą że musiałem pozbawić kogoś życia, żebym ja mógł żyć. 
Dostrzegłam na jego twarzy skruchę, a może po prostu udawał tak czy siak zapytałam:
-Jak to możliwe że cię nie złapali? 
- Nikt mi nic nie mógł udowodnić, z resztą i tak ciało kończyło w czyimś brzuchu. 
Przeszedł mnie dreszcz na myśl o tym że ktoś mógłby skończyć w brzuchu krokodyla australijskiego. 
- Poza tym -kontynuował- moi zleceniodawcy, oczyszczali mnie z zarzutów. Nikt się nie martwił, tymi typkami więc nie było problemu. 
- A co z tymi od wyścigów? - zapytałam, pełna wątpliwości czy chce to wiedzieć.
- Mam znajomości, więc każdy z nich skończył tam gdzie reszta,Nic nie mogli nam udowodnić - powiedział z nutą dumy w głosie. 
Mój żołądek wywinął fikołka. Z trudem utrzymałam jego zawartość w sobie. 
- W porządku? - zapytał Hemmings. 
- Nie wiem, - powiedziałam w tym samym czasie opanowując swój żołądek. - Jeszcze parę minut temu byłeś przeciwny, żebym brała udział w wyścigach a teraz nic. Zero protestów. 
- Byłem z tobą szczery a ty ze mną. uprzytomniłem ci jak wygląda mój świat. To bagno w które się pakujesz ma jeszcze wiele tajemnic ale nawet ja ich nie znam. Poza tym i tak wiem że wymiękniesz.Nie lubisz dragów ani trawki,  Każdy kto startuje ma broń, tak my też. W dodatku kreci się tam dużo dziwek. Wiesz szybki numerek bez zobowiązań. 
Teraz mnie dobił. Broń i dziwki. Bardziej chyba obrzydziła mnie moja wyobraźnia. A dlaczego? właśnie wyobraziłam sobie jak Luke pieprzy się z jakąś laską. Podobną do tej która była na imprezie i która się do niego kleiła. Kiedy tak o tym myślałam obrzydzenie szybko zdominowała zazdrość. Zazdrość? raczej ona bo aż krew mnie zalała na myśl o tym że jakaś laleczka się do niego dobiera. 
Odetchnęłam głęboko żeby oczyścić umysł i powiedziałam:
-Nie zniechęcisz mnie tak łatwo. Ale mam prośbę muszę przemyśleć sobie to wszystko więc bądź tak miły i nie kontaktuj się ze mną a razie. Jeśli pojawi się jakiś wyścig albo będzie coś równie ważnego niech któryś z chłopaków mi to przekaże. 
Wyszłam z pokoju z torbą na ramieniu i od razu pognałam do wyjścia. Nikogo nie było w domu więc wsiadłam na motor i pojechałam do domu.
Pędziłam z zawrotną prędkością ponad 200 km/h. Gdyby policja mnie złapała, dostałabym mandat jak nic. Na szczęście miałam prawko na motor. Nie obchodził mnie też świat obok.Kiedy dojechałam pod blok zdałam sobie sprawę że nie jest mi słabo ani nic. To chyba dlatego że mam głowę pełną myśli i nie mam czasu na wspomnienia, bo mój umysł w pełni zajmują moim nowi znajomi. Wzięłam kask ze sobą i zostawiłam motor pod kamienicą. Weszłam do mieszkania, od razu wyjęłam telefon z torby i schowałam go do kieszeni. Potem wyszłam. Musiałam pogadać z kimś kto o tym wszystkim wiedział. Pani Louisa wiedziała na pewno i znała odpowiedzi na moje pytania. Zanim wyszłam napisałam SMS-a do Irmy i Jamesa że jestem w domu i życzę im miłego wieczoru. Gdy stałam już przy drzwiach do mieszkania pani Louisy dzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Ash.
- Halo?- odebrałam
-Co się stało? gdzie jest ta biało czarna yamaha r6? - zapytał Irwin.
-Pojechałam nią do domu. Po tej rozmowie z Hemmingsem potrzebuje sobie to wszystko przemyśleć. 
- Trzymaj się Li - powiedział Ashton.
-Nie mam innego wyjścia. - rzuciłam i rozłączyłam się. 
Za nim zapukałam do pani Lou wysłałam Irwinowi SMS-a żeby jutro przyjechał po motor.
Zapukałam a drzwi otworzyła im jak zwykle uśmiechnięta pani Hemmings.
Weszłam do mieszkania i pognałam do salonu. Wnętrze jej domu było urządzone staromodnie ale i tak je uwielbiałam. Usiadłam na małej sofce obok jej bujanego fotela. To sofka smutku. Musiałam przyznać że była wygodna, małe kulki w niej i miękki materiał dostosowywały się do osoby na niej siedzącej. A skąd ta nazwa? otóż zawsze siedziałam tutaj kiedy byłam smutna albo jakiś problem wkradał się do mojego życia. 
Pani Lou wyłoniła się z kuchni niosąc dwa kubki jeden podała mnie i usiadła w bujanym fotelu. 
-Co się stało? - zapytała.
- Chodzi o Luke'a. - wyznałam 
- Przyznał ci się jak do tej pory żył i co robi nadal? - zapytała najspokojniej moja pocieszycielka. 
- Tak. Czy pani...? 
-Czy wiem o tym że był zabójcą na zlecenie, że się ściga i w każdej chwili może umrzeć lub nie daj Boże kogoś zabić? - zapytała przerywając mi. Nie odzywałam się więc odpowiedziała sobie sama. - Owszem wiem.
- Nie przeszkadza to pani? - zapytałam kompletnie zdziwiona. 
- Jestem jedyną rodziną Luke'a, jestem jego babcią, więc to oczywiste ze mi to przeszkadza. Ale nie mogę go z tego wyciągnąć, właśnie dlatego potrzebujemy twojej pomocy złotko. 
Dobrze wiedziałam jak mam mu pomóc, ale byłam w szoku że jego własna babcia tak spokojnie o tym mówi. Jakaś część mnie miała ochotę jej krzyknąć: "Ale to morderca więc czemu mam mu pomóc?!" na szczęście nie powiedziałam jej tego i słuchałam dalej:
- Czy wiesz jak to się stało że tylko ja nie odwróciłam się od mojego wnuczka? - zapytała starsza pani. 
Nie chcąc palnąć jakiejś głupoty pokręciłam przecząco głową a ona zaczęła opowiadać. 
-Wszystko zaczęło się kiedy Luke miał 15 lat, już wtedy sprzedawał narkotyki i kradł. To były jego początki. Kiedy sytuacja zaczęła się komplikować, postanowił wyjechać a raczej uciec z domu żeby nie pakować rodziców w kłopoty. Do dziś zastanawiam się jaki błąd popełniłam w wychowaniu mojego syna. 
- Ale co on ma z tym wspólnego? - zapytałam przerywając niegrzecznie. 
- Mój mąż umarł na raka jak Ron miał  11 lat. Musiałam sama go wychowywać. Było mi ciężko, samotna matka z synem. Sam rozumiesz. - powiedziała upijając łyk kakaa. - Kiedy Ron ożenił się z Rozalie miał zaledwie 19 lat. Rozalie to była bardzo miła i piękna kobieta. Na początku ich małżeństwo było pełne miłości. Wkrótce pojawił się na świecie Luke. Ron chciał mieć więcej dzieci ale Rozalie nie mogła mu ich już dać.  Okazało się że cierpi na rzadką chorobę. Kobieta która na nią choruje może urodzić maksymalnie jedno dziecko. Gdyby znowu zaszła w ciąże poroniła by  albo musiała wybierać między życiem swoim a dziecka na szczęście lekarze ostrzegli ich przed tym i nie doszło do tragedii. Luke miał 3 latka kiedy się o tym dowiedzieli, Ron zaczął znęcać się na swoją żoną. Szukała schronienia u mnie ale ja nic nie mogłam zrobić. Wysyłałyśmy Luke'a na rozmaite zajęcia, żeby jak najmniej czasu spędzał w domu. Jakieś 4 lata temu dowiedział się co ojciec robi jego matce.  Chciał zarobić dużo pieniędzy żeby móc ją od tego uwolnić ale to w co się wpakował tylko pogorszyło sprawę. Dlatego postanowił uciec. To złamało serce Rozalie więc popełniła samobójstwo. Mój syn obwinia o to własne dziecko. Na szczęście wyjechał z Australii i nie utrzymuje kontaktu z synem. Widzę jak mój mały anioł cierpi, błagam cię ratuj go póki jeszcze można i jest co ratować. - powiedziała pani Lou łapiąc mnie za rękę i patrząc prosto w oczy. Jej ciemno zielone tęczówki błagały mnie o to, ale ja bardziej skupiłam się na ich wyglądzie bo były znacznie ładniejsze od moich. Miały taki morski kolor, to po niej wnuczek odziedziczył piękne oczy.  Odwróciłam wzrok, nie widząc co odpowiedzieć. 
-Co myślisz o nim? o Luke'u? -zapytała nagle. 
_________________________________________________________________________

Ciut krótki rozdział :c ale nikt by się nie spodziewał że tak szybko napiszę hihi :D 
no więc dziękuje za miłe komentarze od moich anonimków :** jeśli będziecie to komentować to podajcie mi swoje imiona to może napisze coś dla was :) no to ponawiam swoją prośbę do was żebyście rozsyłali link do mojego bloga do znajomych, bardzo was proszę z całego serduszka i dziękuję jeśli ktoś mi pomoże <3 
do następnego :* 
Raven :) 

wtorek, 14 października 2014

Rozdział 7

-Ja się nie zgadzam - wtrącił się Hemmings. 
-Dlaczego?
-Naprawdę chcesz się władować w to samo bagno co my? Naprawdę? - powiedział patrząc mi prosto w oczy. 
-Tak, bo chcę wam pomóc - powiedziałam szczerzę. 
-Ty nic nie wiesz - powiedział z nutą smutku niebieskooki. 
Spojrzałam na Asha, licząc że pozwoli mi powiedzieć jego przyjacielowi czego się dowiedziałam.
-Wiem, nie wiele ale wiem. 
Powiedziałam to tak cicho że  zastanawiałam się czy to usłyszał.
-Ash mi powiedział - wyznałam.
- Co wiesz? - rzucił przez zaciśnięte zęby blondyn. 
-Znam historie Ashtona, o tym jak dilował,kradł a potem jak wciągnął się w wyścigi razem z Michaelem. O tym jak was poznali i jak założyliście własną bandę. 
- A czy wiesz że wszyscy zostawiliśmy rodziny? Że mój ojciec obwinia mnie o śmierć matki? Ze wyjechał tylko dlatego że myśli że to moja wina? w sumie ma racje gdybym jej nie zostawił, wciąż by żyła. 
Wiedziałam że kiedy wykrzyczy to wszystko poczuje się lepiej. 
- To nie twoja wina. - szepnęłam
-Moja -odkrzyknął chłopak. W tym samym czasie Ashton wyszedł. Dobrze zrobił ja musiałam sama z nim pogadać.  Kilka minut po jego wyjściu usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi garażowych.
- To moja wina, bo pękło jej serce. Nie mogła znieść tego że ją zostawiam, że wpakowałem sie w to. Ona i ojciec się dowiedzieli o mojej karierze poza firmą rodzinną.Wkrótce po tym jak wyjechali, mama popełniła samobójstwo. Nie mogła znieść myśli że mnie tu zostawiła, tylko dlatego że była na mnie zła. Tata zerwał ze mną kontakt. Jedyną osobą która mnie nie kopnęła w dupę to babcia. 
I nagle uświadomiłam sobie dlaczego Pani Louisa z tak wielką miłością mówiła o wnuczku chciała dla niego jak najlepiej z resztą dla mnie też. Wychowała mnie i pomogła w tym wujkowi Liamowi. Ona wiedziała że ja mu pomogę. 
- Ona wiedziała. - szepnęłam. 
-Co? Kto? -zapytał zdziwiony.
-Twoja babcia.- powiedziałam - Ona zawsze wiedziała że tylko ja będę w stanie ci pomóc. Wam wszystkim. Zawsze opowiadała mi o tobie i twoich kumplach. Ona kocha ich jak własne wnuki a ciebie najbardziej. Mnie również przygarnęła. 
- Nie będzie mi łatwo zostawić Wujka,Jamesa, i resztę mojej małej rodziny, i Irmę. ona sobie nie poradzi sama z tym mieszkaniem. 
Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.  Luke podszedł do mnie i przytulił mnie. Wtuliłam się w niego mocno bo był jedynym w miarę mi  znanym człowiekiem.  Pogłaskał mnie po plecach i szepnął:
-Możesz na mnie polegać. 
-A ty na mnie - odszepnęłam.
Kiedy się od siebie odsunęliśmy, niebieskooki się do mnie uśmiechnął i wyjął niewielkie pudełko z kieszeni. 
Był w nim łańcuszek cienki jak włos a na nim przywieszka. Każdy z chłopaków miał  taką samą. Były to cztery kreski w jednym rzędzie a piąta je przecinała. 
- To nasz znak rozpoznawczy - powiedział i uśmiechnął się. 
Znowu sięgnął do pudełka i wsunął na łańcuszek jeszcze jedną przywieszkę. 
- A to już prezent ode mnie.
Odgarnęłam włosy i blondyn zapiął mi łańcuszek na szyi. 
Podeszłam do lustra żeby zobaczyć prezent. Obok 5 wisiała obrączka z białego złota a na niej wygrawerowany napis hero. Poczułam łzy w oczach więc podbiegłam do blondyna i przytuliłam, dziękując za prezent.  
-Skoro jesteśmy dziś wobec siebie szczerzy to odpowiedz mi na jedno pytanie. 
Dobrze wiedziałam o jakie pytanie chodzi.
- To trudne - zaczęłam - ale można powiedzieć że mam pewnego rodzaju fobie.
-Fobie?- zdziwił się chłopak.
- To raczej lęk. 
Zaczęłam mu opowiadać o tym jak tata zabierał mnie na przejażdżki, o tym jak mam krzyczała kiedy jechaliśmy za szybko. Właściwie opowiedziałam mu całe swoje życie do momentu śmierci mamy i taty. Najbardziej rozbawiło go to jak mu powiedziałam że rodzice moi i Jamesa planowali nas zesfatać jak mieliśmy po 10 lat.  Mówiłam o sobie i swoich przyjaciołach.- Wiesz dlaczego zemdlałam? - zapytałam, kończąc tym samym opowieść. 
Pokiwał przecząco głową. 
- To przez te wspomnienia. Od czasu śmierci taty obiecałam sobie że nie będę się ścigać. To mnie przytłoczyło.
Poczułam łzy narastające we mnie, i gdy tylko jedna popłynęła po moim policzku niebieskooki znowu mnie przytulił. 
- Spokojnie - szepnął - pomogę ci i reszta również. Razem będziemy walczyć z tym. 
Odsunęłam się od niego żeby móc spojrzeć mu w oczy i upewnić się że mówi prawdę. Kiedy spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, po prostu w nich zatonęłam. Były jak studnia bez dna.  Szybko się opamiętałam bo głos Luke'a wyrwał mnie z zamyślenia.
-Musze ci coś jeszcze powiedzieć. 
-Co takiego? - zapytałam.
-Ja.. Ja zabijałem ludzi. - wyznał na jednym wdechu. 
Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. 
-Zanim cokolwiek powiesz pozwól mi dokończyć. 
-Ty.... ty... - wydukałam wciąż będąc w szoku. 
-Przysięgam że nie zabiłbym niewinnego człowieka. To byli zwykli kryminaliści.  Jak miałem 16 lat pracowałem dla paru gości. Płacili mi dużo byle ich tylko ochraniać. To dziani goście, bankrutowali  i się zapożyczali u dziwnych typków. Ci po spłacie chcieli odsetek, jeśli nie dasz kasy to umrzesz. Więc chroniłem tych bogaczy. Nie miałem sobie równych - powiedział z nutką dumy to ostatnie zdanie.
- Zabójca na zlecenie? - zapytałam drżącym głosem.
- Coś tym rodzaju. Kiedy zdecydowałem się odejść od rodziców, nie mogłem brać kasy od babci więc tak zarabiałem na siebie przez jakiś 1,5 roku. Ostatnie pół roku to były tylko wyścigi. 
- A co z resztą? czy oni też...? - nie potrafiłam dokończyć pytania. 
-Niestety tak, ale to było w obronie własnej. Co byś zrobiła gdybyś się ścigała i wygrała. A ktoś nie chciałby ci oddać swojego samochodu i 20 patyków,tylko skoczyłby na ciebie z nożem? 
Czułam że im więcej mi mówi tym bardziej robi mi się słabo ale musiałam poznać całą prawdę. Nie odpowiedziałam na jego pytanie więc mówił dalej.
-To były tylko jednorazowe numery. Jestem w stanie wyliczyć ci moje ofiary na palcach u rąk. Uwierz mi że nie zabiłbym kogoś kto by na to nie zasługiwał. 
-Nikt nie zależnie od tego co robi nie zasługuje na śmierć. - powiedziałam.
-Ci zasługiwali, to byli mordercy,gwałciciele,dilerzy i ćpuni. 
-Żałujesz?


Siema mordki :*  tak wiem beznadziejny rozdział no cóż :/ pisałam go na szybko :/ ale chce wam powiedzieć że dziękuje za tyle wyświetleń <3 no i mam prośbę do was  po 1 jeśli czytacie moje wypociny i wam się podobają to podzielcie się linkiem do mojego bloga ze znajomymi :) a druga prośba jest taka żebyście wrócili do tych poprzednich rozdziałów i zostawili  jakiś komentarz czy coś :) Byłabym bardzo wdzięczna :) 
Miłej reszty dnia miśki :* <3 
Raven :) 

środa, 8 października 2014

Rozdział 6


Nie umiałam a właściwie nie mogłam mu odpowiedzieć na to pytanie. To było bolesne, W mojej głowie znowu odżyły wspomnienia. Potrząsnęłam nią jakbym chciała się strzepnąć robaka który właśnie chodził mi po włosach. Nie powiedziałam tego nawet Ashowi któremu przecież zaufałam bo zdołałam mu opowiedzieć o rodzicach ale nawet TO przed nim ukryłam. Nie jeszcze nie teraz pomyślałam. Zrobię to po wyścigu.
-Po wyścigu odpowiem dobrze? - zapytałam, mając cichą nadzieję że się zgodzi. 
Kiwnął  twierdząco głową, a mi spadł kamień z serca. 
- Seksownie wyglądasz w tej koszulce. - powiedział, posyłając mi łobuzerski uśmiech. 
-Gdybym wiedziała że jest twoja, nie założyłabym jej -odpyskowałam.
-W takim razie możesz ją mi teraz oddać. - rzucił jak najbardziej rozluźniony. 
Poczułam jak moje policzki robią się czerwone, tylko z jakiego powodu? 
-Ok, rzuciłam. Daj mi minutkę a przebiorę się. Tylko nie tutaj. - powiedziałam, cicho. Wiedziałam że i tak mnie usłyszy. 
Wstałam i poszłam do pokoju. Wszedł za mną tak jak zaplanowałam. No to teraz sobie pogramy powiedziałam sobie w myślach. 
Staliśmy blisko siebie. Pozwoliłam mu położyć dłonie na moich biodrach, przesuwały się coraz wyżej. W końcu przyciągnął mnie do siebie.Zaczął całować moją szyje,potem ucho w końcu wymruczał wprost do niego:
-Mam ochotę zedrzeć z ciebie tą koszulkę i kochać się z tobą tutaj. 
-Oczywiście - szepnęłam. Choć jego pocałunki mnie odurzały, zebrałam myśli i kiedy rzuciliśmy się na łóżko, wsunął ręką pod koszulkę i chciał rozpiąć mi stanik w tym samym momencie kopnęła go w czułe miejsce. Chłopak zaczął zwijać się z bólu więc pomogłam mu spaść z łożka i zaczęłam śmiać się. W końcu podniósł się zgięty w pół i wysyczał: 
-Zapłacisz mi za to suko. 
- Też cię lubię skarbie - rzuciłam rozbawiona i puściłam mu całuska.
Zamknęłam za nim drzwi. Długo siedziałam w pokoju. Słuchałam muzyki i rozmyślałam. Koło 17 przyszedł do mnie Ash.
-Słyszałem jak go załatwiłaś - powiedział z trudem tłumiąc śmiech. 
-Cały czas się do mnie dobierał więc dałam mu nauczkę. 
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Kiedy Irwin się opanował powiedział:
-Zbieraj się.
Błyskawicznie zrozumiałam o co chodzi i poszłam z nim na dół, a stamtąd do garażu. Wsiadłam z nim do auta i dopiero teraz zauważyłam że jesteśmy sami.  Pojechaliśmy w miejsce gdzie wcześniej trenowałam.  Kiedy dojechaliśmy mój przyjaciel zatrzymał samochód i zapytał:
-Gotowa?
-Nie ale chodźmy i miejmy to z głowy. 
Michael,Calum i Luke stali przy dwóch yamahah r6. Ta przy której stał Luke była granatowa. Zaś ta przy której stał Mike była czarno biała. 
Kiedy podeszłam bliżej,Hood obrzucił mnie groźnym spojrzeniem. Zignorowałam go i podeszłam do Clifforda.Te uśmiechnął się słabo. Podał mi kask i dołączył do Asha. Obaj stali na poboczu a Calum na samym środku pomiędzy mną a Luke'iem. Założyłam kask i ostatni raz spojrzałam na mojego rywala. 
Odpaliłam silnik w tym samym czasie co on i usłyszałam strzał.  Ruszyliśmy, nie myślałam na razie czy to prawdziwa broń tylko ruszyłam przed siebie. Trasa była krótka więc zgarnęłam się w sobie i przyspieszałam. Hemmings wyprzedzał mnie tylko o kilka centymetrów. Przy gazowałam  i wyprzedziłam go zaledwie parę metrów przed metą. Jak tylko ją przekroczyłam. Zatrzymałam się gwałtownie. Zdjęłam kask i spojrzałam przed siebie. Poczułam jak kręci mi się w głowie.  Do mojej podświadomości zaczęły napływać wspomnienia. Jak jeździłam z tatą, na motorze. Krzyki mamy która zawsze mówiła że to za szybko. Moje przejażdżki z Jamesem. Potem zobaczyłam siebie skuloną w kącie, miałam wtedy 15 lat, płakałam po śmierci rodziców po tym jak wujek wyznał mi prawdę. czułam jak robi mi się słabo. W końcu radosne krzyki Asha i chyba Mike'a odbijały się w moich uszach niczym echo. Świat zawirował i ostatnie co pamiętam to czyjeś silne ramiona oplatające się wokół mojego ciała. 
Ocknęłam się w domu, leżałam na kanapie. Podniosłam się i patrzyłam na pokój w którym byłam, to chyba salon. Bo na kanapie obok mnie siedział Ashton, Calum i Michael grali w fifę a Luke stał przy wielkich szklanych drzwiach które prowadziły do niewielkiego ogrodu. 
Patrzył w przestrzeń za oknem i w ogóle nie zwracał uwagi na nic,nawet nie spojrzał na mnie kiedy zapytałam:
- Co się stało? 
Obraz mi się jeszcze trochę rozmazywał i w uszach dzwoniło ale dotarło do mnie co mówił Irwin
- Zemdlałaś. Na szczęście Hemmings złapał cię w ostatniej chwili nim uderzyłaś głową o beton. 
Zamurowało mnie, nie wiedziałam że to on. W sumie był najbliżej więc to logiczne. 
-Często tak masz? - zapytał.
-To z emocji, wiesz adrenalina, to przyjemne uczucie kiedy się rozpędzasz. - to co powiedziałam,to kłamstwem w żywe oczy. To nie prawda nigdy nie mdlałam jak jeździłam z tatą czy nawet z Jamesem albo jego ojcem. To po prostu wspomnienia mnie przytłoczyły. 
Wstałam z kanapy, zbyt szybko i zatoczyłam się trochę ale zdołałam utrzymać równowagę. 
-Wróćmy na tor. chce jeszcze poćwiczyć - powiedziałam twardo zerkając na niebieskookiego. Wciąż na nas nie patrzył. 
- Pewnie- odezwał się Hood - Jeśli się tam zabijesz, będziemy mieć o jeden problem mniej. 
Wszyscy poza mną popatrzyli na niego wrogo i ze złością. Ja wiedziałam że miał racje, sama chciałam się władować w to samo bagno co oni a prędzej czy później jeśli uda mi się cudownie coś wygrać narobię sobie wrogów i prędzej czy później ktoś mnie zabije. A jeśli ja zrobię to sama to żaden z chłopaków nie poniesie odpowiedzialności bo to będzie wypadek. 
- Masz racje Calum - szepnęłam cicho .
Wszyscy popatrzyli na mnie jak na wariatkę a ja po prostu odwróciłam się i poczłapałam na górę. Pokój Hemmingsa to było jedyne miejsce w domu w którym nie czułam się obco,ciekawe dlaczego. Nie miałam głowy sie nad tym zastanawiać. Usiadłam w niewielkim fotelu w koncie założyłam słuchawki na uszy. Leciała akurat jakaś piosenka Demi Lovato.  Nie wiedziałam co mam robić czy brać udział w tym wszystkim czy po prostu stać z boku i patrzeć jak pakują się w jeszcze większe kłopoty. Tylko ja mogłam ich z tego wyciągnąć. Sam Mike przyznał ze motocykliści to żyła złota i karat przetargowa do wolności. Nie mogę ich tak zostawić, jedyne co teraz mi zostaje to walka ze swoim lękiem.  Nagle do pokoju wszedł Ashton w towarzystwie Luke'a. 
-Podjęliśmy decyzje - powiedział Irwin-Pozwolimy ci się ścigać. 

___________________________________________________
Proszę was naprawdę jeśli ktoś czyta te moje wypociny :/ niech zostawi po sobie chociaż komentarz :) 
 a jeśli macie konto na google to zaobserwujcie :) 
Raven :* 

sobota, 4 października 2014

Rozdział 5

Dojechaliśmy do domu. Calum i Luke siedzieli, grając w fife. 
-Ta babka to demon. - rzucił Ash uśmiechając się do mnie. Poszłam do kuchni postawić wodę na herbatę.
-Potwierdzam-dorzucił Mike i zaczął opowiadać o naszym"treningu". Hood docinał mi że skoro wyprawiam takie rzeczy z motorem to ciekawe co zrobię z nim, kiedy się z nim prześpię. Hemmings tylko słuchał uważnie.Trochę mi się to nie podobało. 
- To twarda suka, które zna się na tym co robi. Wie czego chce.- podsumował Luke tym samym urywając ich rozmowę. 
Już nalewałam wody do kubka, kiedy ktoś podszedł do mnie i położył dłonie na mojej tali. Kątem oka zauważyłam że to niebieskooki. Pocałował moją szyje, potem złożył pocałunek za moim uchem i szepnął:
- Mówiłem że lubię takie jak ty. 
-Odsuń się - szepnęłam.
-Nie - rzucił i przysunął mnie bliżej siebie. 
Stanęłam na palcach a chłopak schylił się bym mogła mu szepnąć do ucha. 
-Odsuń się albo powtórzę to co było w sypialni wczoraj. 
On tylko roześmiał się cicho, i zmniejszył jeszcze bardziej dzielącą nas odległość. Odwróciłam się żeby posłodzić herbatę, tym samy trącając mojego towarzysza w brzuch tuż nad jego słabym punktem. 
-Następnym razem trafię. - rzuciłam z dumą w głosie. Wzięłam kubek, wyśliznęłam się z jego uścisku i pognałam na górę. 
Jak stałam na schodach usłyszałam narzekanie ciemnowłosego że boli go głowa a mój niedoszły oprawca tylko przyznał że on też się źle czuje. 
Stanęłam na szczycie schodów i opierając się o drewnianą bramkę, rzuciłam ze śmiechem:
-Kac morderca nie ma serca. A dragi to jego czułe kochanki. 
Mike i Ash wybuchli śmiechem ale dwóch najmłodszych z bandy popatrzyło na mnie złowrogo.
-Uczysz się. - powiedział Mike i próbując się opanować. 
-Mam dobrego nauczyciela. - odpowiedziałam i spojrzałam na Irwina. On puściło do mnie oko i uśmiechnął się. 
Zostawiłam ich uśmiechając się pod nosem. Otworzyłam drzwi do pokoju w którym spałam.
Sięgnęłam po torbę. Schowałam do niej zegarek i koszulkę. Tą którą miałam na sobie, chciałam ściągnąć ale bardzo mi się podobała i stwierdziłam ze oddam ją mu jutro.  Szukałam w torbie jakiejś szczotki,grzebienia cokolwiek. Jak na razie znalazłam tylko klucze do mieszkania,dokumenty, kosmetyczkę niestety w niej nie było szczotki a ni nic tego typu, cukierki miętowe. W końcu znalazłam małe coś. Nie wiedziałam co to, miało czarno biały kolor. Dopiero po chwili kapłan się że to składana szczotka z lusterkiem. Nie potrzebowałam lusterka. Nad komodą która stała obok drzwi do łazienki wisiało lustro. Podeszłam do niego i zaczęłam rozczesywać włosy. Właściwie dopiero teraz mogłam się przyjrzeć pokojowi Hemmingsa. Miał seledynowo fioletowe ściany. Łóżko stało na wprost komody. Było dwuosobowe. Nad nim wisiał łapacz snów. Był piękny. Na ścianie obok tej przy której było moje lustro wisiało mnóstwo plakatów. Pod nimi stało biurko, a na nim stos kartek, Wszystkie porozrzucane. Dalej od biurka bardziej w kącie stały gitary. Po akustyczną aż do elektrycznej było ich 4. Wyglądają niesamowicie. Podeszłam bliżej biurka i zobaczyłam na nich teksty piosenek. Z trudem odeszłam od nich nie przeczytawszy ani jednej. Wróciłam do swoich włosów. Kiedy je rozczesałam, zrobiłam warkocza. Wrzuciłam szczotkę do torby, a ta wylądowała na łóżku. Potem poszłam na balkon. Siedziałam i patrzyłam na pola a obok nich nie wiele dalej, miasto. Zastanawiałam się jak to będzie. Czy moja znajomość z tymi chłopakami się utrzyma? na to śmiało mogłam odpowiedzieć TAK. Sam Ash to przyznał. Poznałam parę ich sekretów więc już nie można się wycofać. 
Czy będę się ścigać z nimi? na to nie znałam odpowiedzi. I wiele pytań związanych z wyścigami była bez odpowiedzi. 
Moje rozmyślania przerwał niebieskooki. 
-Mogę? - zapytał.
-Nie wiedziałam że umiesz być uprzejmy. - rzuciłam
-Umiem ale to zależy od humoru. 
Uśmiechnął się i usiadł na przeciwległym fotelu. Najpierw się we mnie wpatrywał, potem powiedział tylko jedno słowo. 
-Wyścig
-Kiedy z kim i gdzie? -zapytałam, podekscytowana ale i trochę zdenerwowana. 
- Ze mną. 
Poczułam jak krew z mojej twarzy odpływa. Czułam podekscytowanie ale i strach. 
-Czyżbyś się bała? - zapytał niebieskooki. 
-Nie - powiedziałam zbyt szybko. - Ale mam do ciebie prośbę jak będziemy się ścigać i będzie taki moment kiedy zatrzymam się gwałtownie nawet jeśli bym cię wyprzedziła. Nie zatrzymuj się, oto tylko proszę jedź do przodu bo to wyścig i mną się nie przejmuj. Dotarło?
Chłopak milczał, jakby myślał nad tym co właśnie powiedziałam. Patrzyłam na niego ale miał tajemniczy wyraz twarzy. Nie umiałam nic z niej odczytać. 
-Dlaczego? - zapytał.
_________________________________________________________________________________
Hej miśki tu Raven, to 5 rozdział więc chyba nadszedł czas na małe ogłoszenia :D 
Nie wiem czy ktokolwiek czyta te moje wypociny ale sądząc po ilości wyświetleń troszkę osób tu zagląda. Ale czy czyta? mniejsza o to :) Chodzi mi raczej to że jeśli już ktoś czyta to niech zostawia komentarz w którym wyrazi swoje zdanie na temat mojej twórczości (marnych bazgrołów.) CZYTASZ TO ZOSTAW PO SOBIE ŚLAD :)