poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 19

Obróciłam się by zobaczyć kto zadał pytania, choć tego głosu nie dało się pomylić z żadnym innym. 
-A dlaczego niby miałabym cię nie kochać? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Po wyścigach tak szybko znikłaś, ja po prostu.... - urwał, ściszając swój głos do szeptu-bałem się że wystraszy cię mój świat. 
Podeszłam do niego bliżej by spojrzeć mu w oczy. 
-Chciałeś powiedzieć nasz świat. Ja też w tym kiedyś siedziałam.
-Ale teraz to wszystko. -wciąż mówił bardzo cicho. Musiałam skupić cała uwagę na dźwięku żeby go w pełni słyszeć.
-Czyżby Lucas Robert Hemmings postrach Australii, nieuchwytny dla policji bał się? w dodatku o jedną głupią dziewczynkę? - zapytałam zdziwiona. 
-Każdy się czegoś boi, nawet taki kryminalista jak ja. A ta dziewczynka to cały mój świat. - mówiąc to zbliżył się jeszcze bardziej. 
-A ten kryminalista to moje niebo. -odpowiedziałam  niemal z ustami na jego ustach. 
-Powtórz to. 
-Kocham cię Lucas.
- A ja ciebie Cornelia.
Złączył nasze usta w krótki lecz namiętny pocałunek. 
-Muszę wracać.- powiedział, 
-Musze ci na to pozwolić prawda?
-Powinnaś ale nie musisz-  rzucił zadziornie.
Odepchnęłam go ale chłopak złapał mnie za nadgarstek pociągając za sobą na piasek. Leżałam na nim patrząc prosto w niebieskie tęczówki. Miały tak tajemniczy wyraz   ze nie potrafiłam ich odczytać. 
-Nawet nie wiesz jaka ochotę mam zostać.
-Czuję że masz ochotę nie tylko na to. 
- Na co inne też. 
Roześmiałam się i spróbowałam wstać. Ledwo się podniosłam a Luke pociągnął mnie znowu w dół tym razem tak że to on leżał na mnie. 
-Teraz mi nie uciekniesz.
- Uważaj - zagroziłam- bo cię urządzę jak na początku. 
Chłopak zaśmiał się dźwięcznie po czym posłusznie podniósł się pomagając mi zrobić to samo. 
- Ostatni pocałunek na pożegnanie? - zapytał.
-Ok.
Długi, namiętny pocałunek który mógłby trwać wiecznie.  Szkoda że skończył się tak szybko. Poszłam do domu machając do blondyna z okna. Odjechał zabierając moje łupy. 
Motory wymagały sprawdzenia a kasa pewnie skończy na moim koncie.  Rzuciłam się na swoje łóżko w pokoju czekając na powrót Diany. Dziewczyna nie wracała. to nie w jej stylu. Kiedy przez moją głowę przeleciało chyba ze 100 ciemnych scenariuszy ktoś wpadł do sypialni. 
- Hej - przywitała się. 
-Gdzieś ty była? - zapytała poirytowana. 
-Życie jest piękne.-wybełkotała, rzucając się na łóżko. 
Wychyliłam się z górnego by spojrzeć na dziewczynę. Spała już mocno więc zrobiłam to samo.
Następny dzień był dość leniwy. Spałyśmy do południa potem jakieś śniadanie łamane przez obiad.Wciąż nie dowiedziałam się czemu moja współlokatorka tak późno wróciła. 
Po skończonym posiłku pobiegłam na górę. Wzięłam laptop i w tajemnicy przed Dianą zamelinowałam się w jednym z pokoi. Świetnie Ash był dostępny. Nawiązałam połączenie video. 
-Hej - przywitał się. - co tam?
- W porządku ale wyjaśnij mi czemu Diana wróciła tak późno?
-Niech sama ci powie. 
-Byliście kiedyś razem ? - zapytałam a chłopak nagle posmutniał i spuścił wzrok. To było do niego nie podobne. Coś jest na rzeczy.
-A może dalej jesteście? 
Tym razem uśmiechnął się i rzucił:
- Ona ci wyjaśni.
Rozłączył się zostawiając mnie bez żadnych informacji. Z bezsilności zaczęłam przeglądać newsy z kraju. Nie było nic ciekawego poza jednym nagłówkiem.
"Czyżby Red White powróciła?" Przerażona otworzyłam kolejną kartę tym razem sprawdzając gazety z poszczególnych miast. W nich aż huczało od Red White. Każdy z nich zawierał to samo pytanie: czy wróciłam? i czy znów opanuje Australię?  Trzęsącymi dłońmi wróciłam do poprzedniej karty.  Artykuł  jednego ze znanych brukowców głosił : Red White to słynna władczyni całego kraju. Tajemnicza czerwonowłosa postać na białym motorze opanowała całą Oceanię i nie tylko. Parę lat temu wygrywała każdy nielegalny wyścig zorganizowany przez bogate dzieciaki. Policja już wtedy nie mogła jej schwytać. Po jakimś czasie problem znikł równie szybko jak się pojawił. Jak donoszą mieszkańcy jednego z miasteczek:"Widzieliśmy ją. Jest piękna. W życiu nie widziałem kogoś takiego." lub "Mam nadzieje że policja nigdy jej nie złapię. To jedyna ciekawa postać"  Władzę  mają z nią problem podczas gdy wiele nastolatków ją podziwia. Czy to dobry materiał na idola? Czy kiedykolwiek ustalimy prawdziwą tożsamość tej dziewczyny?  A może to nie była ona tylko jej dobra kopia? Na to pytanie możemy odpowiedzieć już teraz. Jeden z nastolatków twierdzi: "Kopia? to niemożliwe!  Nie ma takiej drugiej!" Jednak wciąż pozostaje pytanie: Kim on jest?! 
Spanikowana zamknęłam laptop a do pokoju wpadła Diana z gazetą w dłoni. 
- Widziałaś? - zapytała wskazując gazetę. 
Nie potrafiłam wydusić słowa więc tylko kiwnęłam twierdząco głową. 
-Chyba dobrze nam poszło. Wszyscy sobie o tobie przypomnieli. 
- Chyba nawet za dobrze. - powiedziałam wciąż przejęta.
-Spokojnie. O to nam chodziło. 
Przełknęłam ślinę niepewna czy aby na pewno myślimy o tym samym. 
- Ash dzwonił do mnie i mówił że chcesz pogadać. 
Trzeba jej przyznać że umie skutecznie odwrócić uwagę.
- Dobrze 
Zeszłyśmy na dół. Usiadłyśmy w fotelu z kubkami herbaty i wtedy zapytałam:
-Czy ty i Ash, no czy byliście razem? 
- Tak. Jeszcze wtedy chodziłam do liceum. To było zanim się pojawiłaś. 
Do liceum zaczęłam chodzić dopiero w ostatniej klasie. Tak to miałam prywatnego nauczyciela. Dobrze na tym wyszłam bo wiedziałam więcej niż miałam w programie. Ale na maturę musiałam pójść od szkoły. 
-  Byłam z Irwinem od 3 klasy gimnazjum. Jak poszłam w końcu do tej samej szkoły co on.Był już w ostatniej klasie a ja w 1. Widywaliśmy się często, nawet razem się uczyliśmy. Gdy nadszedł koniec roku nasz związek osłabł. Częściej się kłóciliśmy, rzadziej się widzieliśmy. Nie wiedziałam co się dzieje. Któregoś dnia zaczęłam go śledzić. Dotarłam za nim aż na wyścigi. Widziałam jak pędzi po zwycięstwo, to było niesamowite do czasu gdy nie wysiadł z samochód. Wtedy przytulił jakąś laskę i pocałował ją. Na szczęście mnie nie zauważył. Po tej akcji zerwałam z nim nie podając przyczyny. Znasz go. Chciał wiedzieć dlaczego to robię, ale ja nie chciałam mu mówić. Jestem od niego młodsza 2 lata. Wtedy byłam przy nim jak dziecko i dalej jestem. to mnie przytłoczyło ale on nie odpuszczał. Więc któregoś dnia jak czekał na mnie pod szkołą poprosiłam o pomoc Jaspera. Miałam go uczyć matmy więc to była przysługa za przysługę. Wychodząc ze szkoły objął mnie. Śmialiśmy się, żartowali i przytulali jakbyśmy byli parą. 
Jak to Ashton zauważył-odpuścił.
- To dlatego Jasper się tak kleił do ciebie. - przerwałam jej. 
- No cóż tylko tak mogłam spławić miłość swojego życia. 
Przytuliłam ją. 
-Wybacz że wymusiłam na tobie odpowiedź. 
- W porządku. Powinnaś wiedzieć bo to twój przyjaciel. 
-Ty też nim jesteś. Choć gdyby mi ktoś powiedział jakieś 3 miesiące temu że się zaprzyjaźnimy wyśmiałabym go po prostu.
Dziewczyna zachichotała słysząc moje słowa. 
-  Też cię polubiłam. 
-Ciesze się. A teraz mów czemu wróciłaś tak późno?
- Byłam z Ashtonem. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i wróciliśmy do siebie. Poszliśmy to uczcić. Potem się całowaliśmy i przytulaliśmy jak za dawnych lat. 
-Wybaczam ci spóźnienie. - powiedziałam - Gratuluję i życzę szczęścia w miłości. 
- I nawzajem. - odpowiedziała. - Nie kręć wiem że jesteście razem. 
Chciałam zaprotestować ale chyba to prawda.
-Nasza relacja jest tak skomplikowana że ja już sama nie wiem co i jak. 
- Wszystko się poukłada. Zobaczysz. 
Już miałam jej coś odpowiedzieć kiedy moją komórka odezwała się. 
-Halo? 
-Witaj skarbie a raczej Red White. 


Siemka miśki :** 
Święta,święta i po świętach. Mam nadziej że minęły wam spokojnie :)  zdrowo i śnieżnie :) 
u mnie jest śnieg ale jestem przeziębiona :C Co do rozdziału to nie jest za dobry, nic się w nim też nie dzieje ciekawego.  Tak czy siak jeszcze parę rozdziałów no i koniec działu 1. 
Oprócz tego kończy mi się przerwa świąteczna. Myślę że przed powrotem do szkoły uda mi się dodać jeszcze jeden rozdział ale nie obiecuje.Bo muszę się do egzaminów pouczyć i na poprawki.  Obiecuję wam za to że w każdej wolnej chwili będę coś pisać. 
życzę wam udanego sylwestra :) nie upijcie się za bardzo :P niepełnoletnim polecam soczek albo piccolo xD ewentualnie nisko ale to bardzo niskoprocentowego szampana :) 
Szczęśliwego nowego roku miśki :** 
do następnego razu no i pamiętajcie żeby udostępniać mojego bloga i zostawiać po sobie ślady w postaci komentarzy i obserwacji :) 
Dziękuje :** 
Dziś oszczędzę wam pytań :) 
Miłego czytania :* 
Raven :* 

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 18

Rozdział dedykowany Pauli <3 dziękuje że jesteś <3 
oraz Kindze <3 dziękuje za to że tak dbasz o mojego bloga <3 



music <klik>

Wpuścił mnie pierwszą do pokoju po czym zamknął za sobą drzwi. Dreszcz przerażenia przebiegł mi po plecach. 
-Jeśli chodzi o Denisa to nie było nic ważnego. Z Willem wczoraj też nie. A Man to po prostu mój przyjaciel. 
Wytłumaczyłam nim zdążył zadać mi choć jedno pytanie. 
- To twoje sprawy więc nie zamierzam się do nich wtrącać.
Że co?! "nie zamierzam się do nich wtrącać" dźwięczało mi w uszach. Niech mnie ktoś uszczypnie. Słynny Lucas Robert Hemmings zamierza nie wtrącać się do mojego życia!! Robi to odkąd się poznaliśmy a teraz nagle postanowił tego nie robić? Miałam ochotę popukać w jego czoło i zapytać czy wszystko z nim w porządku 
albo chociaż poprosić tych co go porwali żeby mi go oddali jednak głos rozsądku podpowiadał mi że to niemożliwe bo to naprawdę Luke a żadna z tych rzeczy nie ma sensu. 
-W takim razie o czym chcesz ze mną porozmawiać? - zapytałam.
- O twoim wyjeździe. 
-Jakim wyjeździe? 
-Wyjeżdżasz dziś z Dianą.
-Nie zgadzam się - zaprotestowałam- mam wyścig za 2 dni. 
-Ścigasz się właśnie tam gdzie wyjeżdżasz.
-Nienawidzę cię - powiedziałam z trudem hamując łzy.
Chłopak milczał po prostu na mnie patrząc. 
Podeszłam do niego bliżej i patrząc mu prosto w oczy powiedziałam:
-Wyjadę ale nie dla ciebie tylko dla mojej rodziny. Jeśli wrócę to również dla nich. 
Już miałam się odsunąć gdy coś mi się przypomniało:
- I jeszcze jedno tych dwóch których nazywasz oszustami to również moja rodzina. Podobnie jak twoi kumple i babcia. 
Potem odsunęłam się od niego i odwróciłam plecami a po policzkach popłynęło kilka niechcianych łez. Nie usłyszałam żeby wyszedł ale nie miałam odwagi sprawdzić 
czy nadal tam stoi. Nie spodziewałam się że tak przyjdzie nam się rozstać. Nie rozumiem jak to jest, że kochamy się nawzajem, a nie wiemy czy chcemy ze sobą być?
 Powiedział otwarcie że mnie kocha ja również to zrobiłam a prowadzimy gry jakbyśmy byli wrogami. Od miłości do nienawiści jeden krok przypomniały mi się słowa wujka. 
Ale od nienawiści do miłości jeszcze mniej pomyślałam. Na początku go nie lubiłam czułam niechęć wobec niego a przynajmniej tak sobie wmawiałam. 
Bo zbyt szybko go pokochałam. Nawet nie wiem na co liczyłam. Że wyzna mi miłość? że będziemy razem? ty naiwna idiotko. Nigdy do siebie nie pasowaliście. Nigdy nie 
będziecie razem. Nie masz na co liczyć. Poczułam jak silne ramiona przygarniają mnie do siebie. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię nienawidzić. - wyszeptał mi do ucha. 
Odsuń się rozkazałam sobie odsuń. Jednak nie potrafiłam jakaś część mnie chciała żeby mnie przeprosił i powiedział że zostaje razem z nim że nigdzie nie wyjeżdżam 
a to wszystko to żart. 
- Gdybym cię nienawidził nie przejmowałbym się za każdym razem gdy cię zranię. Nie bolałaby mnie żadna z twoich łez wylana przeze mnie. 
Twoje usta nie śniły by mi się po nocach. Nie pragnąłbym za każdym razem gdy cię widzę pocałować cię. Poczuć twoich dłoni na szyi, przyjemnego ciepła twojego ciała, bicia serca tuż przy moim. Chciałbym cię nienawidzić ale nie potrafię bo zbyt mocno cię kocham - wyznał odwracając mnie twarzą do siebie. 
 Milczałam starając się nie patrzeć mu w oczy. Luke ujął mój podbródek w dwa palce i podniósł go do góry zmuszając tym samym bym spojrzała mu w oczy.
- Chciałem żebyś mnie znienawidziła wyjeżdżając  żeby łatwiej mi było bez ciebie ale nie potrafię tak. Zrozumiem jeśli przestanie ci na mnie zależeć 
dlatego jeśli chcesz odejść bez żadnych zobowiązań spójrz mi w oczy i po prostu to powiedz a wtedy dam ci spokój. 
Głos uwiązł mi w gardle. Jego wyznanie  tak mnie zaskoczyło że nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa.
-Zostań ze mną - szepnęłam cicho nie pewna swojego głosu. 
Chłopak mimo wszystko usłyszał bo przytulił mnie mocno, całując we włosy. Potem nachylił się i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
 Przepełniała go radość bo w końcu się odnaleźliśmy,ból bo stoczyliśmy przeciw sobie tyle walk, sczęście bo pojawił się promień nadziei że 
jednak może moglibyśmy stworzyć coś dobrego razem a w końcu miłość. Głęboka,czysta i bezgraniczna, tak mocna że mogłaby góry przenosić. 
Chłopak wpił się mocno w moje usta na co nie byłam obojętna. 
Przesunęłam językiem po jego zębach a kiedy mieliśmy się od siebie odsunąć przygryzłam jego wargę. 
-Zadziora z ciebie - powiedział uśmiechając się łobuzersko. 
- Uczę sie od najlepszych 
-Możemy się uczyć częściej - zaproponował. Chcąc mi udowodnić prawdziwość swoich słów znowu nachylił się by mnie pocałować. Tym razem nieco delikatniej.
-Kiedy się znowu spotkamy? - zapytałam.
-Przyjadę po ciebie i wtedy weźmiemy sobie wolne na jakiś czas. 
Uśmiech nie schodził mu z twarzy ale mi również bo perspektywa posiadania go na wyłączność była niesamowita.
                                                           
                                                                     ****

W końcu przyszedł czas ostatecznego rozstania. Pożegnałam się z chłopakami i razem z Dianą ruszyłam w drogę. Nie wiem dokąd jechałyśmy ale morski krajobraz stale się utrzymywał a więc miejsce do którego zmierzamy jest na wybrzeżu. Po jakiś 2 godzinach znalazłyśmy się w niewielkim miasteczku. 
Edison przejechała przez nie i wywiozła mnie na przedmieścia. Z dala od drogi stał drewniany domek. Zaparkowałyśmy przed nim po czym wzięłyśmy walizki by wejść do środka.  
-Masz kluczę?- zapytała blondynka.
Myślałam że on je ma jednak nagle uprzytomniłam sobie że nim wyjechałyśmy Mike dał mi jakieś. Poszperałam w kieszeni bluzy i znalazłam je spięte razem. 
-Prosze - powiedziałam i podałam jej zawiniątko.
Zastanawiał mnie fakt po co ich tyle. Jednak kiedy weszłam do środka szybko to zrozumiałam. Dom był dwupiętrowy. Przechodząc przez przedsionek zauważyłam niewielką kuchnię,salon połączony z jadalnią i małą łazienkę. 
-Na górze są 2 pokoje i łazienka kluczę na balkon są w pęku - wyjaśniła Diana. 
Klucz od drzwi na balkon, klucz od drzwi na taras, klucz od drzwi frontowych, klucz od drzwi garażowych. Kurwa ile tych kluczy jeszcze jest?! Nie zdziwię się gdyby był klucz od kibla. Żeby ochłonąć wtarmosiłam swoją walizkę na górę. Pokój do którego trafiłam był średniej wielkości,funkcjonalnie urządzony. Łóżko piętrowe, szafa  komoda, biurko na którym stała lampka, dwa fotele w rogu a pomiędzy nimi regał z książkami. Postawiłam walizkę i zaczęłam się rozpakowywać. Wkrótce dołączyła do mnie Diana. Po jakiejś godzinie rozpakowałyśmy się i zasiadłyśmy do kolacji. 
-Jutro pojedziemy do miasteczka na zakupy - oświadczyła mi.
-W porządku ale musimy też wybadać co z tymi wyścigami no i rozpowiedzieć że Red White powraca - odpowiedziałam a ona tylko kiwnęła głową na znak zrozumienia tym samy kończąc rozmowę. 
Po posiłku poszłam spać. Próbowałam zasnąć z słuchawkami tak jak robiłam to dotychczas ale nic z tego. Wierciłam się cały czas a za każdym razem gdy choć na chwilę zasypiałam miałam koszmary.Dopiero nad ranem udało mi się zmrużyć oko i to ostatecznie. Nie dane było mi się nacieszyć moim małym sukcesem bo Diana obudziła mnie o 11. 
-Wstawaj - zawołała. - Jedziemy na zakupy a potem musimy się przygotować. 
-Wyścig zaczyna się w nocy a ty mnie męczysz o świcie - odpowiedziałam zakrywając głowę poduszką. 
-Zabawne  jest już przed południem. Wstawaj - zawołała i zeszła na dół. 
No cóż na układy nie ma rady pomyślałam i posłusznie zwlekłam się z łóżka. Umyłam zęby i związałam włosy w ciasnego koka po czym ubrałam się
Prze chwilę zastanawiałam się czy brać torbę ze sobą ale po namyślę ją zostawiłam i telefon razem z błyszczykiem wpakowałam do kieszeni. 
-Gotowa - zameldowałam. 
-To świetnie.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do miasteczka. 
Kupiłyśmy farbę do włosów,sporo kosmetyków (jakby ich Diana mało ze sobą przywiozła) i wiele innych rzeczy. 
-Idę do samochodu - powiedziałam Edioson już w ostatnim markecie. 
Supermarket to było jedyny największy budynek w tej dziurze nie licząc ratusza i kościoła. Jak tylko wyszłam na zewnątrz owiało mnie zimne powietrze a w nozdrza uderzył zapach dymu papierosa. Rozejrzałam się dookoła. Dużo sklepików, parę kamienic, na horyzoncie parę domów. 
Nikogo nie zauważyłam więc poszłam w stronę samochodu.Od naszego auta parę metrów dalej stał mini van. Obok niego tłoczyła się grupka ludzi. Już miałam wsiąść gdy doleciał mnie strzępek rozmowy: 
-Podobno Red White ma wrócić - powiedział jeden z typków. 
-Hej - zawołałam na nich. 
Grupka 4 umięśnionych gości odwróciła sie w moją stroną. Byli wyżsi ode mnie i gdyby chcieli mogliby mi zrobić krzywdę bez najmniejszych problemów. 
Patrząc na nich teraz pożałowałam że ich zawołałam . Ogarnij się pomyślałam. 
-Słyszałam że mówiliście o Red White. - zaczęłam udając pewną siebie. 
Na moje szczęście jeden z nich podajże szatyn o ciemnych oczach podłapał temat:
-Znasz ją? 
-Słyszałam o niej. Ścigała się z moim przyjacielem. 
- Żartujesz?!- zdziwił się blondyn. 
-Nie. A wy jedziecie dziś? 
- To zależy - odpowiedział brunet. Ten był bardziej rozsądny i nie chciał mi powiedzieć zbyt dużo jak jego dwaj nieostrożni koledzy. Jeden z nich kompletnie mnie ignorował. Wydawał się znajomy i mogę przysiąc że to jego głos usłyszałam nie tak dawno. Zastanawiające jest to dlaczego teraz mnie nie zauważa. Hm? coś mi tu nie pasuje ale nie mam głowy nad tym myśleć.
- A ty? - zapytał blondyn. 
-Nie wiem. Jeśli Red White wraca wole nie wchodzić jej w drogę. 
-Kocham tą laskę. Chciałabym ją przelecieć. Jestem ciekaw czy jest taka ostra w łóżku jak na wyścigach. - rozmarzył się się szatyn.
Zaśmiałam się głośno a jego kumple przyłączyli się. 
- Nie wiem stary,ale może ona jest lesbą nigdy nie słyszałam żeby zbliżyła się do jakiegokolwiek faceta. 
Milczący chłopak spojrzał na mnie spod łba i uśmiechnął się pod nosem. 
- Obyś nie miała racji - zagroził mi blondyn. - szkoda by było takiej ostrej suczy. 
-Co racja to racja - dołączył brunet- jak myślisz pojawi się dziś? - zwrócił się do mnie.
-Tak. - odpowiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę swojego wozu. 
Dzięki Bogu że Diana już jest. 
-Jedź - rozkazałam jak tylko wsiadłam . 
Dziewczyna posłusznie wykonała moje polecenie. 
- Że co?! - krzyknęłam hamując z piskiem opon na podjeździe pod domem. 
-Normalnie do nich poszłam i zaczęłam rozmawiać bo usłyszałam jak mówili o mnie to znaczy Red White. 
A do niej wciąż nie docierało jak to się stało że z nimi rozmawiałam. Pomogłam jej wnieść zakupy do środka i rozładowałam ich część. Kosmetyki i inne pierdoły wzięła Edioson zaś jedzenie powędrowało do lodówki. 
-Czas zmienić kolor - zażartowała moja towarzyszka. 
Jakiś czas później miałam czerwone włosy
- Masz szczęście - powiedziała- że skończyłam kurs fryzjerski. Inaczej wyglądałabyś jak czerwony kapturek. 
Zaśmiałyśmy się obie po czym przeszłyśmy do makijażu. Z tym poszło nam najszybciej trochę podkładu, czerwonej szminki,eyeliner, tusz do rzęs i gotowe. 
Czerwone loki sięgały mi do połowy pleców,Make up prezentował się świetnie. 
- A w co ja się ubiorę? - zapytałam. 
-A może w to? -zasugerował Ashton. 
Stał w progu patrząc na nas z uśmiechem na twarzy zaś w rękach trzymał sporych rozmiarów pudełko. Podszedł do nas i wręczył mi prezent. 
- To ja idę się ogarnąć - powiedziała Diana i poszła na górę.
Patrzyłam na pudełko w moich rękach.
-Otwórz je - usłyszałam znajomy głos.  Katem oka spojrzałam w stronę źródła dźwięku,
Luke stał oparty o framugę drzwi, ubrany w czarne rurki i vansy w tym kolorze. Jedyne co było w nim inne to biała koszulka z logo jakiegoś zespołu i kurtka. Skórzana czarna idealnie pasująca do jego szerokich ramion.
-To prezent od całej naszej 4 a właściwie 5 bo babcia Louisa też chciała dać ci coś od siebie. - wyjaśnił Ash. 
Drżącymi dłońmi otworzyłam prezent. W środku równo poskładane leżały ubranie. Wyjęłam je a czarna skóra zaszeleściła mi w palcach. Kurtka oraz spodnie były ze skóry zaś czarna koszulka a właściwie jej biały napis pasował  w sam raz. 
-Dziękuję - niemal pisnęłam z radości. 
Podbiegłam uściskać Irwina ale kiedy spojrzałam na Hemmingsa stanęłam jak wryta. Spojrzenie jego niebieskich tęczówek było zbyt intensywne.  Chłopak tylko schylił głowę uśmiechnął się pod nosem i rzucił :
-Idź się ubrać mamy wyścig za chwilę. 
                                                     
                                                                                 *******
 music <klik>

Jechałam na moim ukochanym biało czarnym ścigaczu yamaha r1 . Luke jechał za mną okazało się że on i jego kumple sprowadzili prawdziwy motor Red White i auto które wygrała w pierwszym wyścigu. Okazało się też że Hemmo ma być moim pomocnikiem w czasie wyścigów a Ashton ma  pomóc Edison. Na zachodnich obrzeżach miasta odbywał się cały proceder. Słychać było krzyki,głośną muzykę i warkot silników.  Wzięłam parę głębokich wdechów i wkroczyłam do świata którego jeszcze nie tak dawno byłam częścią. Przy gazowałam więc oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. W między czasie zauważyłam że moja ekipa już wjechała cichaczem na miejsce. 
- Dlaczego bawicie się beze mnie? - zapytałam zsiadając z motoru. Nie ściągałam kasku bo uznałam że to doda dramaturgi. 
-Zapraszamy - zakrzyknął brunet którego widziałam pod marketem. Ten sam milczek ubrany w starte dżinsy w jakiejś lewej kurtce i koszulce patrzył na mnie pełnym pożądania wzrokiem. Skąd ja cię znam? pomyślałam.
- Dla Red White zawsze jest miejsce wśród swoich. 
Mówiąc to wyciągnął pistolet i wystrzelił do góry. Wszyscy zawodnicy jak na zawołanie ustawili się na linii startu. Dołączyłam do nich starając się wypatrzeć swojego pomocnika. Blondyn stał ostatni spośród całej 6 podczas gdy ja zajmowałam zaszczytne miejsce w środku. Parę metrów od nas dziewczyna w krótkich spodenkach ledwo zatykającej jej tyłek oraz skąpej bluzce uniosła ręce do góry. 
-Poszli! -krzyknęła opuszczając ręce. Szybko ją wyminęliśmy.
Trzymałam się tyłu przez parę metrów ale trzeba pokazać tym staruchom że Red White nie przegrywa. Bez trudu wyminęłam dwóch z tył. Luke jechał ze mną łeb w łęb. Nim się zorientowałam pozbył się następnej 2. Sprowokował ich na tyle że zaczęli się przepychać. Gdy chcieli zadać ostateczny cios niebieskookiemu ten przyśpieszył a ci zamiast w niego uderzyli w siebie. Przyśpieszyłam przekraczając linie mety. Wszyscy wiwatowali, wszędzie słychać było radosny okrzyk Red White.  Zeszłam z motoru. Ukłoniłam się przed publicznością. I zrobiłam coś czego Red White nie zrobiłaby nigdy. Zdjęłam kask pokazując twarz. Czerwone loki spłynęły kaskadą po moich plecach. Tłum zamarł by potem znowu zacząć wrzeszczeć jeszcze bardziej. 
-Możesz zabrać swoje łupy - powiedział ktoś za mną. 
Odwróciłam się to znowu ten milczek.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam uśmiechając się zadziornie. 
Byłam górą. Wygrałam. Ash i Diana pewnie też. Zarobiłam dziś mnóstwo kasy,dwa motory. Czego mogłam chcieć więcej? 
W nielegalnym świecie wyścigów,dziwek,narkotyków, kradzieży a nawet zabójstw czy gwałtów byłam sławna. 
Red White to królowa wyścigów, kradzieży. Ale to Red White a skoro ona to ja, to czy ja też jestem tą królową? 
Wiele myśli przelatywało mi przez głowę. Nie chciałam stać się królową, nie chciałam zniszczyć resztek swojego normalnego życia. 
Ale już to zrobiłam. Moja rodzina myśli że jestem w Anglii na studiach. Romansuje ok może to zbyt wielkie słowo ale wdałam się w dziwną relacje z jednym z typków który ma na sumieniu zabójstwo i to nie jedno. Przyjaźniłam się z ludźmi którzy w nielegalnym świecie bardzo dobrze się odnajdują. 
-Z kim przystajesz taki się stajesz - powiedziałam parkując już przed domem. Zawinęłam się stamtąd bo zbyt wiele rzeczy nie dawało mi spokoju. 
Czy to wszystko musi być aż tak bardzo skomplikowane? Czy musiałam zakochać się w kryminaliście? Czy musiałam zaprzyjaźnić się z jego kumplami? 
Nie masz powodu ich oskarżać - wkroczyło moje sumienie - przecież ty też byłaś jak oni. I nadal jesteś bo wróciłaś do starych nawyków. 
- Masz racje - powiedziałam na głos- Tyle że ja jestem gorsza od nich. 
Bo oni w tym siedzą od lat ale ja zdołałam uciec od tego by potem znowu wrócić. 
Ale nie wróciłaś dla siebie - odezwało się znowu sumienie.- Ratujesz ludzi których kochasz. 
To nic że robię to kosztem innych ludzi również dla mnie ważnych. 
-Dość - powiedziałam ostro. 
Dla miłości warto cierpieć. 
-Kochasz mnie jeszcze? - usłyszałam za swoimi plecami. 


Mam nadzieje że rozdział spodobał się osobom którym został zadedykowany i reszcie czytelników :) 
Mi osobiście podoba się tylko 1 część :) wiem dla niektórych może być łzawy i dość banalny ale napisałam go sama i podoba mi się o dziwo :) dziś mam urodzinki a więc słuchać bo się życzenia spełniają :) 
Dużo zdrówka,hajsu, spełnienia marzeń, żebyście sosików poznali :) i innych swoich idoli :) dużo śniegu :) i radości żebyście się uśmiechali ładnie i szczerze :) no i na koniec dużo, ale to dużo bardzo dużo dużo miłości :* i pamiętajcie że istniej tak Raven która was kocha i pamięta o was <3 
Wesołych świąt :* 
Tradycyjnie pytania :D 
Kim jest tajemniczy milczący chłopak? jak rozwinie się dalsza relacja Luke'a i Corneli? A co z Dianą? czy odnajdzie miłość wśród tych którymi się otacza? a może kiedyś ją znalazła tylko po prostu zgubiła? 
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejny rozdziale W Pogoni Za Szczęściem 









sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 17

-To nie rozmowa na teraz - odpowiedział Man.
-Zgadzam się, po weselu was dorwę - zagroziłam wracając na sale. 
Chłopcy poszli za mną zaś dawni przyjaciele zostali patrząc na nas w osłupieniu.
Luke kazałam im odejść a sam porwał mnie na parkiet. Kiedy wirowaliśmy wśród innych par zapytał:
- Co wiedzą? 
-Dość sporo. To ludzie z mojej...
Urwałam gwałtownie. Słowo przeszłość pasowało ale dla mnie miało inne znaczenie. Oni wiedzieli przez co przeszłam, śledzili każdy mój krok. A ja? Nie wiem o nich nic. Zmienili się odkąd ostatnich raz ich widziałam. Nie jestem pewna czy mogę im jeszcze ufać i czuć się przy nich swobodnie jak kiedyś. Mimo wszystko czuję że to właśnie oni pomogą mi najbardziej.
-Rozumiem. A teraz mam pytanie.
-Jakie? -zdziwiłam się. 
-Czy możesz choć raz być dla mnie miła i nie pakować się w kłopoty a oprócz tego w ramiona innych facetów?
Ten to umie kobietę zaskoczyć. Oficjalnie a nawet nieoficjalnie nie jesteśmy razem, więc o co mu chodzi? Ja jestem wolnym człowiekiem pomimo zajętego serca. .Jaka szkoda że nie jest na tyle pewny że to właśnie ono do niego należy. Zawsze jednak mogę sobie pograć z nim i jego fatalną intuicją.
-Nie wpakowałam się w kłopoty  to raz a dwa nie mam chłopaka więc mogę wybierać z obecnych tu panów.
Mój towarzysz zmarszczył brwi, zakręcił mną po czym łapiąc przechylił i wyszeptał prosto w moje usta:
- Nikt nie ma do ciebie prawa poza mną. Należysz do mnie. 
Jego głos który w tej chwili był zbyt niski, spojrzenie pełnie czułości i prowokujące usta. Nie potrafiłam mu się oprzeć.Był taki idealny, pociągający i wydawał się nie realny Odchyliłam głowę do tył pozwalając by blondyn złożył na mojej szyi pocałunek. On zaledwie musnął ją ustami po czym sprowadził nas znowu do pionu. Nim się zorientowałam piosenka dobiegła końca. Prze resztę wieczoru bawiłam się z innymi, jadłam,piłam,tańczyłam. Każdym kieliszkiem czy drinkiem zapijałam to co było. Oczywiście nie zalałam się w trupa bo jako starościna musiałam być przytomna. Ale Luke'a poza tym jednym tańcem więcej nie złapałam. Cały czas się mijaliśmy jakby świat chciał zrobić nam na złość.O 5 rano wszyscy już się rozeszli a ja razem z Dianą i chłopakami mogłam wrócić do domu. Bez słowa poszłam na górę, ostatkiem sił zmyłam makijaż zdjęłam sukienkę i wskoczyłam w piżamę a potem na łóżko. 
Jakieś 8 godzin później obudził mnie dziwny hałas. Szybko się przebrałam i pobiegłam na dół. 
Diana z Hemmingsem rozmawiali z Manuelem i Williamem.
-Stary nie bądź idiotą zależy nam na jej bezpieczeństwie. - doleciał mnie strzępek rozmowy. Nim zamilkli zdążyłam rozpoznać głos Mana.
-Co się dzieje?- zapytałam podchodząc bliżej.
-Nic takiego - burknął blondyn. Widać zapomniał ostatnią noc skoro jest dla mnie taki milutki. 
- Gadamy z twoimi przyjaciółmi - wyjaśniła Diana.
- Cortni wyjaśnij temu debilowi że nie mamy złych zamiarów - poprosił Will.
-Najlepiej będzie jak opowiecie mi wszystko od początku - poprosiłam.
Pierwszy zaczął Johnson:
- Odkąd nas zostawiłaś Denis wpadł w szał. Ścigał się, kradł i nie wiadomo co jeszcze robił. Stał się typowym gangsterem. Nie chcieliśmy skończyć w pace przez jego wybryki więc razem z młodym zawinęliśmy tutaj. Deniemu kompletnie odbiło. Chyba nie był przygotowany na twoje zniknięcie. 
Zakryłam usta dłonią, przypominając sobie mojego byłego chłopaka i przyjaciela. Był taki dobry,miły i wrażliwy że nie mogę go sobie teraz wyobrazić jako przestępce a właściwie kryminalistę z piekła rodem. 
-Nigdy taki nie był. Zawsze troszczył się o mnie, o was-  przerwałam mu.
-Może to właśnie ta troska o nas go zniszczyła - skomentował Will.
Kiwnęłam twierdząco głową więc Man kontynuował:
-Nie wykluczone że macie racje. Rok po tym jak odeszłaś Cold miał wypadek. Nikt nie wie jak to do końca było. Czy to on go spowodował czy to zwykły przypadek. Jednak każdy myślał że  zginął a to nie prawda.
-Jak to? - tym razem to Diana przerwała opowieść. -Widziałam w gazetach,tv no wszędzie że nie żyje. 
- No cóż ten stary cwaniak jest sprytny i to ukartował.Parę tygodni temu dzwonił do mnie, mówiąc że chce odbudować starą paczkę.
-To nic dobrego- Will dołączył do rozmowy- Jeśli faktycznie ma kuku na muniu to radził bym wam zaostrzyć ochronę. 
-Nie musisz mi mówić - rzucił  Luke. 
-A co z wyścigami które planowaliście? - zapytał Manuel.  Nie wiem jak on w takiej sytuacji może być spokojny podczas gdy ja zaczynam obgryzać paznokcie ze zdenerwowania.
-Odbędą się - odpowiedziała Diana. - Zbyt wiele od nich zależy.
-Możesz na mnie liczyć - powiedział mi Smith.
-Dzięki Will. - mówiąc to uścisnęłam jego dłoń.
Rozmawialiśmy jeszcze długi czas. Wyszło na to że Mimura współpracuje z Denisem. Ten pierwszy ma korzyść materialną a za to ten drugi nie wiadomo jaką. Wtyczki tych dwóch typków mógłby być wszędzie, dlatego musieliśmy wzmocnić ochronę. Sama nalegałam na to ale nie tylko ze względu na siebie ale też na chłopaków i Dianę. Potrzebny był nam ktoś kto oprócz mnie będzie pilnował też ich. Mieliśmy wiele hipotez co do moich prześladowców ale uznaliśmy że lepiej trzymać się pierwszej wersji i powoli zbierać dowody. Koło 17 razem z Ashtonem i Michaelem pojechałam na tor ćwiczyć. Reszta została w domu by dalej omawiać sprawę.Trochę mnie zastanawia jak można tyle gadać o tym samym ale to ważna sprawa więc widocznie można. 
Trening nie poszedł mi tak źle. Zdołałam rozłożyć Clifforda na motorze ale to i tak nie dobrze bo ledwo wygrałam zaś z Ashtonem na wyścigach samochodowych poległam z kretesem.
Siedząc z Irwinem w samochodzie czułam się rozluźniona i bezpieczna mimo tylu zagrożeń i rewelacji z całego dnia.
Czerwonowłosy ubezpieczał nas na motorze więc mogłam śmiało rozmawiać z przyjacielem.
-Nie przejmuj się niczym Li. Mamy wszystko pod kontrolą. - pocieszył mnie Ash. 
-Nie martwię się o siebie ale o was. 
- O nas? - zdziwił się- a to niby czemu? 
- Znam Denisa i wiem do czego jest zdolny zwłaszcza teraz. Nie chcę was narażać. 
-Damy sobie radę. Teraz skup się na wyścigach bo założyłem się z Calumem. 
- Szybcy jesteście - zachichotałam.
-Stawką jest 500 dolców więc nie zawiedź mnie. 
- Ależ oczywiście szefie. 
Śmiejąc się i żartując choć na chwilę zapomnieliśmy o rzeczywistości. 
Powrót do domu uświadomił mi jak dobrze o niej nie myśleliśmy. 
- Cornelia musimy porozmawiać - oświadczył Luke gdy wysiadłam z samochodu. 
Przerażona poszłam za nim na górę do siebie. Teraz wiem co czuli ludzie prowadzeni na stryczek. 


Siemka wszystkim :* Tak dalej mam szlaban :c dziś napisałam trochę więcej ale uważam że to dalej mało nie mówiąc że to moje kolejne nędzne wypociny :/ Tak czy siak nie wiem czy dodam rozdział na święta jeśli już to albo wersje świąteczną nie związaną z fabułą choć może być tam małe nawiązanie ale to malutkie i nie wiem jeszcze czy będzie albo po prostu napisze wam rozdział i to będzie mój prezent dla was :) 
A propo świąt to gdybym jednak nic nie napisała bo nie będę mogła to życzę wam radosnych,kolorowych pełnych śniegu  i mimo wszystko ciepłych świąt. :** 
Nim zapomnę w zakładce  Bohaterzy, są już Will i Manuel. Zajrzyjcie, skomentujcie no i co tam chcecie :) A teraz przejdźmy do pytań:
Co chce powiedzieć Corneli Luke? Kim tak naprawdę jest Denis Cold? Czy współpracuje z Mimurą? A co z Manuelem i Williamem? Czy mają uczciwe zamiary wobec naszych bohaterów? 
Odpowiedzi na te i inne pytanie znajdziecie w kolejnym rozdziale W Pogoni Za Szczęściem
Na koniec mam do was prośbę jeśli lubicie mój blog to wysyłajcie link do niego znajomym, wstawiajcie na fb, aska,tt i inne tego typu rzeczy, Bardzo was proszę, to dla mnie ważne. Bardzo was proszę i dziękuję za pomoc jeśli w ogóle ktoś zechcę mi pomóc :/ A i pod tym rozdziałem też zostawcie po sobie ślad :) Dziękuje :** 
Wesołych Świąt :* 
Kocham was :*** <3 
Raven :*


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 16

Wysiadając z samochodu czekałam aż goście wejdą do środka by zamknąć za nimi drzwi. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię.Odwróciłam się by spojrzeć na tajemniczego ktosia. 
-Manuel - zawołałam 
-Cornelia, kope lat- powiedział uważnie mi się przyglądając. - Wypiękniałaś.
-Za to ty nic się nie zmieniłeś - odparowałam. Jego ciemne włosy opadały na czoło, a brązowe oczy patrzyły spod wachlarza rzęs.Faktycznie nic się nie zmienił. Jakby czas nie miał na niego wpływu.Ta sama kwadratowa szczęka, ręce w kieszeni spodni,przygryzał wargę. Zawsze to robił gdy nad czymś intensywnie myślał. To od niego przejęłam ten nawyk.
-Co słychać w stolicy? - zapytałam przerywając cisze.
-To nie jest już to samo od kąd cię nie ma. 
-Minęło 1,5 roku nie możliwe żeby nic się nie działo. - powiedziałam przyglądając mu się. Widać że coś go dręczyło ale nie potrafił tego powiedzieć albo po prostu tego nie chciał. 
- Wiesz...- zaczął ale umilkł gwałtownie bo zza rogu wyłonił się Michael. 
-Cortni wszyscy cię szukają. - rzucił krótkie cześć do Mana i pociągnął mnie za sobą do sali weselnej. Goście już pałaszowali obiad a stos prezentów leżał w kącie. Poszłam za przyjacielem do stołu by zjeść posiłek. Jadłam w milczeniu myśląc nad słowami starego przyjaciela. Coś mi nie pasowało. Skąd się tu wziął? Co ukrywał? 
Czas szybko mijał.  Po pierwszym tańcu, wszyscy się rozkręcili i dołączyli do młodej pary. Siedziałam przy stoliku rozmawiając z Irmą. 
-Cortni chcę ci przedstawić moich rodziców - zawołała Kim. 
Moja przyjaciółka poszła tańczyć z Jamesem a ja patrzyłam na całkiem pokaźną grupkę przede mną.
-Mojego tatę już znasz, to moja mama Judy, a to siostra Eve a to mój brat Will.
- Bardzo miło mi państwa poznać - powiedziałam podając każdemu dłoń. 
Judy była niższa od starszej córki, miała delikatnie posiwiałe włosy upiętę w kok i nienaganny makijaż. Eve ma jakieś 15 lat, jej sukienka w odcieniu bladego różu kontrastowała z ciemnym odcieniem tego koloru sukni jej matki. Miała piwne oczy i brązowe włosy spięte w warkocza. 
Zaś Will to wysoki brunet o szafirowych oczach. Ten odcień skojarzył mi się z kotem Jamesa -Mikim. Miki to kot syjamski który zdechł rok temu. Wszyscy po nim płakaliśmy. Jednak teraz patrząc w oczy chłopaka widziałam coś tajemniczego jak u kota. Uważaj na niego-szepnął głos rozsądku. Słuszna uwaga-pomyślałam.  Will pocałował dłoń którą mu podałam i uśmiechnął się ciepło. 
- Ślicznie wyglądasz - powiedział.
-Dziękuje.Ty również niczego siebie. - odpowiedziałam na co chłopak puścił mi oczko i uśmiechnął łobuzersko.
- Co to za zachowanie? - zapytała matka Kim. 
Nie wiedziałam o co jej chodzi. 
-To zwykła flirciara - skomentowała Eve.
Teraz rozumiałam co miała na myśli Kimberly kiedy mówiła że jej rodzina jest specyficzna. Właściwie to tylko jej matka i siostra bo brat, tata i ona wydawali się w porządku. 
-Przepraszam za nie- powiedział skruszony Antoni.
-Nie ma sprawy to ja przepraszam. To było niegrzeczne z mojej strony. 
Spanikowana panna młoda z pomocą taty zabrała je a Will spojrzał na mnie nie pewny tego co powiedzieć. 
-Nie przejmuj się. - szepnęłam chcąc go pocieszyć. 
-Może zatańczymy? - zapytał skutecznie zmieniając temat.
Kiwnęłam twierdząco głową i pomknęliśmy na parkiet. Leciała akurat piosenka Iry "szczęśliwa" Wirowaliśmy patrząc sobie w oczy. 
-Wyglądasz znajomo - pomyślałam na głos.
-Serio? A kogo przypominam? - zapytał zdziwiony
Problem polegał na tym że sama nie wiedziałam kogo dokładnie.  
- Widzę że starzy znajomi zawsze trzymają się razem - skomentował ktoś za moimi plecami ze śmiechem.
Instynktownie ja i mój partner odwróciliśmy. Za nami stał Manuel z cwaniackim uśmiechem. 
-Zamknij się - syknął Will. 
Złapałam go za łokieć. Chłopak poddał się mojej woli więc to samo zrobiłam z Manem. Wyszliśmy na zewnątrz. Zamknęłam drzwi prowadzące na taras -po czym popchnęłam obu chłopaków na stojące tam krzesła. 
- A teraz bez wykrętów gadać o co chodzi - powiedziałam twardo. 
Obaj panowie popatrzyli na siebie znacząco a potem odezwał się Will: 
-Nie myliłaś się. Naprawdę znasz mnie z Sydney.  Kiedy tam byłaś chodziłaś z Denisem. Pamiętasz jego przyjaciela tego wysokiego chudzielca z drugimi włosami zakrywającymi twarz? to ja.
Że jak?! jak to mógł być Will?! Przecież teraz jest dobrze zbudowany i ma krótkie włosy. Ale ich kolor a nawet oczy pasują do przyjaciela Denisa. Przez 1,5 roku mógł się zmienić. Nie po tym co się stało. Zmiany tak samo jak w jego życiu były widoczne też w moim. 
-A ty Man co tu robisz? - zapytałam.
-Ja tylko cię pilnuje. 
-Pilnujesz? - powtórzyłam. 
-Mimura nie działa sam a ten brunet - tu wskazał na Willa-  mamy cię po prostu chronić. 
-Skąd wiesz o Mimurze? - zdziwiłam się. 
- Bo mam podejrzenia z kim może pracować. - odpowiedział.
Zamarłam a w tym samym czasie wpadła reszta mojej ochrony. 
-Co jest? - zapytał Calum. 

 Wybaczcie że tak mało ale dalej mam szlaban :c a w dodatku nie mam nastroju :'( 
przepraszam, napisałam za mało :C Bardzo przepraszam naprawdę :c  Na następny raz dodam Manuela i Willa do zakładki bohaterowie :) Czekajcie cierpliwie :) Miłego czytania :) 
Kim jest Denis? Co planuje? jakie będą dalsze losy naszych bohaterów? 
Odpowiedzi na te i inne pytanie znajdziecie w kolejnym rozdziale W POGONI ZA SZCZĘŚCIEM 
Kocham was <3 
Raven :* 

czwartek, 27 listopada 2014

WAŻNA NOTKA!! :O

Kochani bardzo was przepraszam że tyle nie dodaje ale mam szlaban i nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział :c moja kara ma dość długi termin i nie wiem jak to będzie. Póki co mam nadzieje że mi wybaczycie :) a teraz Raven buntownik wbiła na neta bo sama w domu jest xD
Może w czasie tej kary uda mi się dopracować swój talent pisarski a raczej jego bark xD piszę wszystko w zeszycie :D więc jak coś to wystarczy przepisać :) Bye buźki :*
trzymajcie się ciepło :** kocham was <3 :****

Do zobaczenia nie wiem kiedy :'((
Raven :*

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 15

Myślałam że zemdleje. Luke nachylił się ku mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Byłabym idiotką gdybym mu go nie oddała. Gdy się od siebie oderwaliśmy, poszłam wziąć szybki prysznic i przebrać się w piżamy. W trakcie wykonywania tych jakże prostych czynności każda komórka mojego ciała myślała o Hemmingsie, o jego ciepłych wargach i dłoniach. W końcu ogarnęłam się i poszłam do swojego pokoju odnieść kosmetyczkę. Mój blond przyjaciel leżał wyciągnięty na moim łóżku. 
-Co ty...- nie dokończyłam bo przerwał mi. 
- Wybacz ale muszę wracać -powiedział, podchodząc do mnie. 
Położył dłoń na moich plecach i przysunął bliżej siebie. Złożył gorący całus na mojej szyi i wyszedł. Stałam tak jeszcze z dobrych parę minut wciąż w kompletnym szoku. Po tym co się dziś wydarzyło nie miałam wątpliwości że moja relacja z niebieskookim zmieni się drastycznie. 
Jak dobrze że dziś mam wolne. Zjadłam śniadanie i poszłam się przygotować na zakupy z Kim. Dziewczyna przyjechała po mnie punktualnie o 13. Stałyśmy właśnie w sklepie z sukniami ślubnymi. 
-Kim, mam pytanie. - powiedziałam
-Jakie? - zdziwiła się. 
- Dlaczego nie zabrałaś ze sobą swojej mamy i siostry? Nie chodzi mi o to że mi się nie podoba czy coś, ale nie rozumiem tego. 
- Bo one w niczym by mi nie pomogły, wręcz przeciwnie nic bym nie kupiła. 
-Czemu?
-Obie mają odmienny gust do mojego. Gdy ich poznasz sama się przekonasz. 
Nie wiedziałam za bardzo co o tym myśleć ale nie dopytywałam więcej. Moja przyszła ciotka przymierzyła chyba z 10 sukienek i żadna nie była jakby to ująć to jedyną. Każda kobieta tak ma że niby wygląda w czymś dobrze ale dalej szuka bo to nie TO. Kiedy znajdzie to na czym jej zależy czuje że to TO. 
Razem z panią pracującą w tym sklepie szukałyśmy sukni, ale nic z tego.  Gdy już miałam złożyć broń zobaczyłam istne cudo. Była to piękna suknia ślubna
Gdy Kim ją włożyła po prostu zaniemówiłam wyglądała jak bogini. Dziewczyna spojrzała w lustro i od razu zrozumiałam że tego szukałyśmy. 
Do tego dobrałyśmy sandałki na niewysokiej szpilce w srebrnym kolorze i małe kolczyki. Dzień miałyśmy tak dobry że znalazła się i dla mnie sukienka.do tego szare szpilki z platformą i bransoletka. 
Zmęczone zakupami poszłyśmy na kawę. Przez chwilę martwiłam się że ktoś nas śledzi bo miałam wrażenie że para oczu gapi się na mnie uparcie. Jednak starałam się odepchnąć od siebie te myśl bo dziś jest szczególny dzień. 
Kiedy wróciłam do domu schowałam nowiutką suknie jeszcze w pokrowcu do szafy i poszłam zjeść obiad. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam Mike'a więc otworzyłam, oprócz niego był też Ash. 
- No i jak zakupy?  - zapytał czerwonowłosy. 
-Świetnie kupiłam już wszystko.  - oznajmiłam z szerokim uśmiechem. 
-To dobrze - powiedział Ash. Jednak powiedział to tak dziwnym głosem że zaniepokoiłam się trochę. 
-Stało się coś? - zapytałam podając chłopakom kubki z herbatą. 
- No cóż..- zaczął Michael. 
Wzięłam głęboki  oddech i przygotowałam się na najgorsze. 
-Nie bój się - uspokoił mnie.
Coś mi mówiło że to nic dobrego. 
-Załatwiliśmy ci wyścig. - wyrzucił na jednym wdechu Irwin. 
Z jakiegoś podowu nie sprawiło mi to zbytniej radości. Oczywiście liczyłam się z faktem że prędzej czy później i tak stanę do walki ale nie wiedziałam że nastąpi to tak szybko. 
- Nie martw się -pocieszył mnie Ashton- To dopiero za tydzień, oficjalnie cię tu już nie będzie. 
Dzięki Ash pomyślałam, teraz to mnie pocieszyłeś. Rzuciłam im cierpki uśmiech. Dopiliśmy herbatę i Mike wrócił do domu, zostawiając mnie z moim przyjacielem. Strasznie bałam się że poruszy temat mnie i Luke'a. Gdy już myślałam że tego nie zrobi, on to właśnie zrobił:
- Słyszałem że ty i Luke...-  nie dokończył.
- Co my? - zdziwiłam się. 
- No podobno się całowaliście.- powiedział szczerząc się jak głupi do sera. 
- To prawda. - odpowiedziałam i streściłam mu w skrócie nasz wczorajszy wieczór. 
Jak tylko skończyłam chłopak uśmiechnął się, mówiąc: 
- Nie zepsuj tego Li. Jesteś jedyną dziewczyną która o nas wie, w dodatku jesteś jedyną laską która nie była tylko na jedną noc. 
Coś mnie tknęło, ciekawe z iloma dziwkami przespał się Hemmo nim mnie poznał? Nie odważyłam się zapytać bo Irwin na pewno tego nie wiedział ale czułam że było ich bardzo dużo. Kiedy mój przyjaciel wyszedł wzięłam prysznic i poszłam spać. 
Następny dzień był pracowity już od rana. Zjadłam śniadanie i wypoczęta oraz ogarnięta pojechałam do chłopaków. Koło 12 pojechaliśmy na zakupy. Muszą na tym weselu jakoś wyglądać. Calum chodził za mną obojętnie, Irwin tylko kręcił nosem, Luke dołączył do Cala za to Michael wykazywał zainteresowanie.W życiu bym nie powiedziała że taki komputerowiec i mechanik lubi zakupy. Szczęka mi opadła kiedy zaczął mi opowiadać o sklepach w których są dobre ubrania nadające się w sam raz na rozmaite okazję. Mike tak się zaangażował że z jego pomocą znaleźliśmy coś dla niego,Ashtona i Caluma. Najwięcej kłopotu sprawił nam wysoki blondyn który chodził za nami z miną męczennika. Na niego albo coś nie pasował albo nie było rozmiaru. Po godzinie zostałam sama z Luke'iem w galerii, bo reszta wróciła do domu. 
-Jeśli teraz nic nie znajdziemy, wracamy do domu dobrze?- zapytał. 
-Czyżbyś miał dość? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
-Nie- wiedziałam że kłamie ale mogę to wykorzystać. 
- To dobrze bo ja mam jeszcze mnóstwo siły - powiedziałam pełna satysfakcji, choć też nie byłam do końca szczera. 
Weszliśmy do ostatniego sklepu. Poszukiwania zaczęły się na nowo. Z pomocą ekspedientki znaleźliśmy 3 zestawy. 
-  Nie - powiedziałam do chłopaka. Mierzył już 2 garnitur. 
- Czy to od Versace? - zapytałam dziewczyny. Jest mniej więcej w moim wieku może rok albo 2 starsza. Bardzo ładna,długonoga brunetka uśmiechnęła się do mnie promiennie. 
-Tak, ma Pani szczęście to ostatni egzemplarz. 
-Możemy go przymierzyć?
Kiwnęła twierdząco głową podając mi ubranie. 
-Masz załóż- wypaliłam prosto z mostu podając Hemmingsowi garnitur. 
-Ma pani przystojnego chłopaka- powiedziała Lucy. Takie imię widniało na jej identyfikatorze. 
-To nie mój chłopak. - odpowiedziałam.
-A szkoda, myślę że pasowałaby Pani do niego. 
-Dziękuje to miłe. 
Lucy ukłoniła się lekko odchodząc w stronę nowych klientów. 
-Co myślisz? - usłyszałam za sobą. 
Gdy się odwróciłam zaparło mi dech w piersiach. Luke wyglądał idealnie. Jak prawdziwy książę. Nawet Adonis nie mógł się z nim równać. 
-Bierzemy - zawołałam. 
Wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę wyjścia. 
-Czekaj- poprosiłam. 
Posłusznie przystanął obok mnie.Przytuliłam go szepcząc do ucha: 
-Po prawej, w restauracji.  
-Gość ubrany na czarno? - zapytał.
-Tak. Widziałam go. Chodzi za nami jak pies. 
Gdy tylko Luke poszedł w stronę tajemniczego faceta ten rzucił się biegiem. Pobiegłam za nimi wsiadając za blondynem do samochodu. Przejechaliśmy za nim pół miasta. Granatowy seat uciekł nam na skrzyżowaniu. 
-Cholera - zaklął niebieskooki. 
W tym samym czasie zadzwonił mój telefon. 
- Halo? - odebrałam.
-Tu Kim, mam pytanie mogłabyś przyjechać jutro rano żeby pomóc mi się ubrać. 
-Oczywiście. Liczę że też mi pomożesz. 
-To jesteśmy umówione. Przyjedź tak o 8. 
-Ok. Do zobaczenia. 
Rozłączyłam się, rozsiadając się wygodniej w skórzanym fotelu. 
-A co jeśli ten gość to wspólnik Mimury? - zamyśliłam się na głos. 
- Nie mam pojęcia. Ale Diana na pewno ci odpowie. 
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Wchodząc do domu rzuciłam tylko krótkie "cześć" nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź poszłam na górę do swojego pokoju. Bez namysłu rzuciłam się na łóżko, twarzą do poduszki zaczęłam rozmyślać.
Czego chce Mimura? przecież nie zaczęłam się ścigać a już ktoś chcę się mnie pozbyć. Nie pasowało mi to. Mój ciemnowłosy chłoptaś już dawno o mnie zapomniał. Ale co jeśli to....? nie tylko nie on.  Kiedyś mieszkałam w Sydney. to był ten buntowniczy okres w moim życiu gdy zwiałam z domu. W wielkim mieście znalazłam przyjaciela a potem chłopaka. To z nim spędziłam najtrudniejsze 2 miesiące w moim życiu. Ale czy to mógł być on? 
-Nie. To niemożliwe. - powiedziałam na głos. 
- Mogę? - zapytała Diana, wchodząc do pomieszczenia tym samym kończąc moje przemyślenia. 
Kiwnęłam tylko twierdząco głową. 
-Luke opowiedział  nam o wszystkim. Masz podejrzenia kto to mógł być? - zapytała.
-Nie. 
-Czy miał związek z Mimurą? 
-Nie wiem. 
-A może masz podejrzenia dla kogo może pracować ten gość? 
- Nie. 
Moje monosylabiczne odpowiedzi irytowały ją. Ale jak miałam jej pokazać że nie mam ochoty na rozmowę z nią? 
Dziewczyna dała za wygraną i wyszła. Resztę dnia spędziłam w pokoju.Śpiewałam, czytałam,rysowałam robiłam wszystko na czym mogłam 
skupić umysł. Późnym wieczorem rozwiązując 4 z kolei sudoku mój mózg skapitulował i zasnęłam .
 Punktualnie o 8 rano byłam już u Kimberly. 
-Dziękuje za pomoc- powiedziała,
-Cieszę się że na coś się przydałam.
Wymalowałam jej paznokcie na biały kolor przyklejając czarne kryształki. Makijaż pozostawiłam mojej przyjaciółce Irmie. Dziewczyna szybko uwinęła się z nim. Długie włosy szatynki upieła w warkocza, robiąc z niego koka.Cała fryzura przybrała kształt róży o długim pnączu. Na koniec wpięłyśmy w jej włosy welon. Potem przyszedł czas na nas. Szybko ubrałyśmy się, zrobiłyśmy makijaż i uczesałyśmy. 
O 12 byłyśmy w pełni gotowe. 
Zeszłyśmy na dół i razem z ojcem Kim. Panem Antonim pojechałyśmy do kościoła. 
Antoni to wysoki starszy pan z siwiejącymi włosami, niewielkim brzuchem i szerokim uśmiechu który lśni w jego oczach. To po nim Kim je odziedziczyła miały ten sam brązowy odcień. 
-Gdzie reszta? - zapytała pani młoda. 
-Czekają w kościele. 
- To dobrze. 
Poza tą krótką wymianą zdań panowała cisza. Jednak nie była nieprzyjemna,wręcz przeciwnie.  
Gdy dojechaliśmy na miejsce, popędziłam do kościoła do wujka.Stał rozmawiając o czymś z księdzem.  
-Niech będzie pochwalony - szepnęłam dołączając do nich.
- Na wieki wieków - odpowiedział duchowny. 
-Wszyscy już są. Nawet twoi przyjaciele. - powiedział wujek nim zdążyłam zapytać. 
Dałam znak organiście i po chwili rozbrzmiał marsz weselny. Idealnie z taktem melodii weszła Kim trzymając pod rękę ojca. Wiedziałam że zostawiam Liama w dobrych rękach. Przez myśl przeszło mi też pytanie czy ja też kiedyś stanę na ślubnym kobiercu. Na chwilę obecną nie miałam na co liczyć. Moja relacja z Hemmingsem nie zapowiadała niczego konkretnego a poza tym w każdej chwili ktoś mógł pozbawić mnie życia. Przykro mi było bo mogłam nigdy nie wyjść za mąż, nie mieć dzieci, nie spełnić marzeń. Ogarnęłam tyłek skupiając się na ceremonii bo nie wiele brakowało bym rozkleiła się na dobre. Gdy w końcu para młoda powiedziała sobie sakramentalne "tak" i mogła się już pocałować nie wytrzymałam i zaczęłam bić barwo. Na moje szczęście nie zrobiłam z siebie idiotki bo szybko przyłączyła się do mnie reszta gości. 
Kiedy przebrnęliśmy przez formalności,składanie życzeń oraz zdjęcia pod kościołem mogliśmy w końcu pojechać na wesele.  
-Skądś znam świadka Kimberly. - wyznałam siedząc w samochodzie z Jamesem i Irmą. 
Moja obstawa jechała za nami w czarnym bmw. "Manuel" dźwięczało mi w głowię to cały czas. Nawet nie było czasu zapytać chłopaków czy kogoś takiego znają. 
-Niech mnie kuźwa piorun strzeli - wypaliłam nagle. 
-Oby nie - powiedziała Irma.
-Wiem kto to jest. - wyznałam rozradowana. 
Jednak nie dane było mi dokończyć myśli bo zadzwonił telefon. 
-Halo? -odebrałam. 
-Hej tu Calum. - powiedział. W tle słychać było dziwny hałas, ale nie potrafiłam stwierdzić co jest jego źródłem.
-Hemmings debilu zamknij się kurwa bo próbuje rozmawiać.
-Co jest? -zapytałam.
- Bo chodzi o to że ja nie chcę cię straszyć ale Diana mówiła że nie jest pewna no ale wole cię uprzedzić. 
- Przejedź do rzeczy - niemal krzyknęłam do słuchawki.
- Tu Diana nie jestem pewna ale może być ktoś z otoczenia twojego prześladowcy. 
To co zakomunikowała mi blondynka zwaliło mnie z nóg, jak dobrze że siedziałam w samochodzie. Połączenie zostało zakończone bo dojechaliśmy do hotelu gdzie miało być wesele. Wysiadając z samochodu czekałam aż goście wejdą do środka by zamknąć za nimi drzwi. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię...
_______________________________________________________________________
Siemka :* przepraszam że tak długo czekaliście na rozdział. Tak swoją drogą to wiem szału nie ma no ale nie jestem profesjonalistką więc nie ma co wymagać cudu. Od razu mówię że dodam tez Kim do bohaterów bo wniesie coś do fabuły :) Kolejny news jest taki że mam wywiadówkę w czwartek więc na kolejny rozdział sobie poczekacie w ciul długo :C trzymajcie kciuki żebym przeżyła :C jak coś to już się z wami żegnam :* :'(
Proszę was tez o komentowanie to dla mnie ważne :) rozsyłajcie też linki do znajomych bo nie chce was obrazić dziewczyny które czytają moje wypociny ale jest was tak mało że nie widzę sensu żeby to ciągnąć dłużej tak więc mam nadziej że przybędzie czytelników bo jeśli w ciągu miesiące nie przybędzie choć parę osób to prawdopodobnie usunę blog :/ a szkoda bo was polubiłam <3 
ale przejdźmy do pytań :) 
Kim jest wspomniany Manuel? kto złapał Cornelie za ramię? Czy jej przeszłość wpłynie na relację z bandą Hemmingsem? a co będzie z naszą parką? będą razem czy nie? 
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejnym rozdziale W Pogoni Za Szczęściem.
A tu macie kilka zdj chłopaków w garniturach :) Żeby było wam łatwiej sobie wyobrazić jak wyglądali :)  
Miłego czytania ^^
Raven :*