wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 18

Rozdział dedykowany Pauli <3 dziękuje że jesteś <3 
oraz Kindze <3 dziękuje za to że tak dbasz o mojego bloga <3 



music <klik>

Wpuścił mnie pierwszą do pokoju po czym zamknął za sobą drzwi. Dreszcz przerażenia przebiegł mi po plecach. 
-Jeśli chodzi o Denisa to nie było nic ważnego. Z Willem wczoraj też nie. A Man to po prostu mój przyjaciel. 
Wytłumaczyłam nim zdążył zadać mi choć jedno pytanie. 
- To twoje sprawy więc nie zamierzam się do nich wtrącać.
Że co?! "nie zamierzam się do nich wtrącać" dźwięczało mi w uszach. Niech mnie ktoś uszczypnie. Słynny Lucas Robert Hemmings zamierza nie wtrącać się do mojego życia!! Robi to odkąd się poznaliśmy a teraz nagle postanowił tego nie robić? Miałam ochotę popukać w jego czoło i zapytać czy wszystko z nim w porządku 
albo chociaż poprosić tych co go porwali żeby mi go oddali jednak głos rozsądku podpowiadał mi że to niemożliwe bo to naprawdę Luke a żadna z tych rzeczy nie ma sensu. 
-W takim razie o czym chcesz ze mną porozmawiać? - zapytałam.
- O twoim wyjeździe. 
-Jakim wyjeździe? 
-Wyjeżdżasz dziś z Dianą.
-Nie zgadzam się - zaprotestowałam- mam wyścig za 2 dni. 
-Ścigasz się właśnie tam gdzie wyjeżdżasz.
-Nienawidzę cię - powiedziałam z trudem hamując łzy.
Chłopak milczał po prostu na mnie patrząc. 
Podeszłam do niego bliżej i patrząc mu prosto w oczy powiedziałam:
-Wyjadę ale nie dla ciebie tylko dla mojej rodziny. Jeśli wrócę to również dla nich. 
Już miałam się odsunąć gdy coś mi się przypomniało:
- I jeszcze jedno tych dwóch których nazywasz oszustami to również moja rodzina. Podobnie jak twoi kumple i babcia. 
Potem odsunęłam się od niego i odwróciłam plecami a po policzkach popłynęło kilka niechcianych łez. Nie usłyszałam żeby wyszedł ale nie miałam odwagi sprawdzić 
czy nadal tam stoi. Nie spodziewałam się że tak przyjdzie nam się rozstać. Nie rozumiem jak to jest, że kochamy się nawzajem, a nie wiemy czy chcemy ze sobą być?
 Powiedział otwarcie że mnie kocha ja również to zrobiłam a prowadzimy gry jakbyśmy byli wrogami. Od miłości do nienawiści jeden krok przypomniały mi się słowa wujka. 
Ale od nienawiści do miłości jeszcze mniej pomyślałam. Na początku go nie lubiłam czułam niechęć wobec niego a przynajmniej tak sobie wmawiałam. 
Bo zbyt szybko go pokochałam. Nawet nie wiem na co liczyłam. Że wyzna mi miłość? że będziemy razem? ty naiwna idiotko. Nigdy do siebie nie pasowaliście. Nigdy nie 
będziecie razem. Nie masz na co liczyć. Poczułam jak silne ramiona przygarniają mnie do siebie. 
-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cię nienawidzić. - wyszeptał mi do ucha. 
Odsuń się rozkazałam sobie odsuń. Jednak nie potrafiłam jakaś część mnie chciała żeby mnie przeprosił i powiedział że zostaje razem z nim że nigdzie nie wyjeżdżam 
a to wszystko to żart. 
- Gdybym cię nienawidził nie przejmowałbym się za każdym razem gdy cię zranię. Nie bolałaby mnie żadna z twoich łez wylana przeze mnie. 
Twoje usta nie śniły by mi się po nocach. Nie pragnąłbym za każdym razem gdy cię widzę pocałować cię. Poczuć twoich dłoni na szyi, przyjemnego ciepła twojego ciała, bicia serca tuż przy moim. Chciałbym cię nienawidzić ale nie potrafię bo zbyt mocno cię kocham - wyznał odwracając mnie twarzą do siebie. 
 Milczałam starając się nie patrzeć mu w oczy. Luke ujął mój podbródek w dwa palce i podniósł go do góry zmuszając tym samym bym spojrzała mu w oczy.
- Chciałem żebyś mnie znienawidziła wyjeżdżając  żeby łatwiej mi było bez ciebie ale nie potrafię tak. Zrozumiem jeśli przestanie ci na mnie zależeć 
dlatego jeśli chcesz odejść bez żadnych zobowiązań spójrz mi w oczy i po prostu to powiedz a wtedy dam ci spokój. 
Głos uwiązł mi w gardle. Jego wyznanie  tak mnie zaskoczyło że nie byłam w stanie wydusić z siebie choćby słowa.
-Zostań ze mną - szepnęłam cicho nie pewna swojego głosu. 
Chłopak mimo wszystko usłyszał bo przytulił mnie mocno, całując we włosy. Potem nachylił się i złożył na moich ustach namiętny pocałunek.
 Przepełniała go radość bo w końcu się odnaleźliśmy,ból bo stoczyliśmy przeciw sobie tyle walk, sczęście bo pojawił się promień nadziei że 
jednak może moglibyśmy stworzyć coś dobrego razem a w końcu miłość. Głęboka,czysta i bezgraniczna, tak mocna że mogłaby góry przenosić. 
Chłopak wpił się mocno w moje usta na co nie byłam obojętna. 
Przesunęłam językiem po jego zębach a kiedy mieliśmy się od siebie odsunąć przygryzłam jego wargę. 
-Zadziora z ciebie - powiedział uśmiechając się łobuzersko. 
- Uczę sie od najlepszych 
-Możemy się uczyć częściej - zaproponował. Chcąc mi udowodnić prawdziwość swoich słów znowu nachylił się by mnie pocałować. Tym razem nieco delikatniej.
-Kiedy się znowu spotkamy? - zapytałam.
-Przyjadę po ciebie i wtedy weźmiemy sobie wolne na jakiś czas. 
Uśmiech nie schodził mu z twarzy ale mi również bo perspektywa posiadania go na wyłączność była niesamowita.
                                                           
                                                                     ****

W końcu przyszedł czas ostatecznego rozstania. Pożegnałam się z chłopakami i razem z Dianą ruszyłam w drogę. Nie wiem dokąd jechałyśmy ale morski krajobraz stale się utrzymywał a więc miejsce do którego zmierzamy jest na wybrzeżu. Po jakiś 2 godzinach znalazłyśmy się w niewielkim miasteczku. 
Edison przejechała przez nie i wywiozła mnie na przedmieścia. Z dala od drogi stał drewniany domek. Zaparkowałyśmy przed nim po czym wzięłyśmy walizki by wejść do środka.  
-Masz kluczę?- zapytała blondynka.
Myślałam że on je ma jednak nagle uprzytomniłam sobie że nim wyjechałyśmy Mike dał mi jakieś. Poszperałam w kieszeni bluzy i znalazłam je spięte razem. 
-Prosze - powiedziałam i podałam jej zawiniątko.
Zastanawiał mnie fakt po co ich tyle. Jednak kiedy weszłam do środka szybko to zrozumiałam. Dom był dwupiętrowy. Przechodząc przez przedsionek zauważyłam niewielką kuchnię,salon połączony z jadalnią i małą łazienkę. 
-Na górze są 2 pokoje i łazienka kluczę na balkon są w pęku - wyjaśniła Diana. 
Klucz od drzwi na balkon, klucz od drzwi na taras, klucz od drzwi frontowych, klucz od drzwi garażowych. Kurwa ile tych kluczy jeszcze jest?! Nie zdziwię się gdyby był klucz od kibla. Żeby ochłonąć wtarmosiłam swoją walizkę na górę. Pokój do którego trafiłam był średniej wielkości,funkcjonalnie urządzony. Łóżko piętrowe, szafa  komoda, biurko na którym stała lampka, dwa fotele w rogu a pomiędzy nimi regał z książkami. Postawiłam walizkę i zaczęłam się rozpakowywać. Wkrótce dołączyła do mnie Diana. Po jakiejś godzinie rozpakowałyśmy się i zasiadłyśmy do kolacji. 
-Jutro pojedziemy do miasteczka na zakupy - oświadczyła mi.
-W porządku ale musimy też wybadać co z tymi wyścigami no i rozpowiedzieć że Red White powraca - odpowiedziałam a ona tylko kiwnęła głową na znak zrozumienia tym samy kończąc rozmowę. 
Po posiłku poszłam spać. Próbowałam zasnąć z słuchawkami tak jak robiłam to dotychczas ale nic z tego. Wierciłam się cały czas a za każdym razem gdy choć na chwilę zasypiałam miałam koszmary.Dopiero nad ranem udało mi się zmrużyć oko i to ostatecznie. Nie dane było mi się nacieszyć moim małym sukcesem bo Diana obudziła mnie o 11. 
-Wstawaj - zawołała. - Jedziemy na zakupy a potem musimy się przygotować. 
-Wyścig zaczyna się w nocy a ty mnie męczysz o świcie - odpowiedziałam zakrywając głowę poduszką. 
-Zabawne  jest już przed południem. Wstawaj - zawołała i zeszła na dół. 
No cóż na układy nie ma rady pomyślałam i posłusznie zwlekłam się z łóżka. Umyłam zęby i związałam włosy w ciasnego koka po czym ubrałam się
Prze chwilę zastanawiałam się czy brać torbę ze sobą ale po namyślę ją zostawiłam i telefon razem z błyszczykiem wpakowałam do kieszeni. 
-Gotowa - zameldowałam. 
-To świetnie.
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy do miasteczka. 
Kupiłyśmy farbę do włosów,sporo kosmetyków (jakby ich Diana mało ze sobą przywiozła) i wiele innych rzeczy. 
-Idę do samochodu - powiedziałam Edioson już w ostatnim markecie. 
Supermarket to było jedyny największy budynek w tej dziurze nie licząc ratusza i kościoła. Jak tylko wyszłam na zewnątrz owiało mnie zimne powietrze a w nozdrza uderzył zapach dymu papierosa. Rozejrzałam się dookoła. Dużo sklepików, parę kamienic, na horyzoncie parę domów. 
Nikogo nie zauważyłam więc poszłam w stronę samochodu.Od naszego auta parę metrów dalej stał mini van. Obok niego tłoczyła się grupka ludzi. Już miałam wsiąść gdy doleciał mnie strzępek rozmowy: 
-Podobno Red White ma wrócić - powiedział jeden z typków. 
-Hej - zawołałam na nich. 
Grupka 4 umięśnionych gości odwróciła sie w moją stroną. Byli wyżsi ode mnie i gdyby chcieli mogliby mi zrobić krzywdę bez najmniejszych problemów. 
Patrząc na nich teraz pożałowałam że ich zawołałam . Ogarnij się pomyślałam. 
-Słyszałam że mówiliście o Red White. - zaczęłam udając pewną siebie. 
Na moje szczęście jeden z nich podajże szatyn o ciemnych oczach podłapał temat:
-Znasz ją? 
-Słyszałam o niej. Ścigała się z moim przyjacielem. 
- Żartujesz?!- zdziwił się blondyn. 
-Nie. A wy jedziecie dziś? 
- To zależy - odpowiedział brunet. Ten był bardziej rozsądny i nie chciał mi powiedzieć zbyt dużo jak jego dwaj nieostrożni koledzy. Jeden z nich kompletnie mnie ignorował. Wydawał się znajomy i mogę przysiąc że to jego głos usłyszałam nie tak dawno. Zastanawiające jest to dlaczego teraz mnie nie zauważa. Hm? coś mi tu nie pasuje ale nie mam głowy nad tym myśleć.
- A ty? - zapytał blondyn. 
-Nie wiem. Jeśli Red White wraca wole nie wchodzić jej w drogę. 
-Kocham tą laskę. Chciałabym ją przelecieć. Jestem ciekaw czy jest taka ostra w łóżku jak na wyścigach. - rozmarzył się się szatyn.
Zaśmiałam się głośno a jego kumple przyłączyli się. 
- Nie wiem stary,ale może ona jest lesbą nigdy nie słyszałam żeby zbliżyła się do jakiegokolwiek faceta. 
Milczący chłopak spojrzał na mnie spod łba i uśmiechnął się pod nosem. 
- Obyś nie miała racji - zagroził mi blondyn. - szkoda by było takiej ostrej suczy. 
-Co racja to racja - dołączył brunet- jak myślisz pojawi się dziś? - zwrócił się do mnie.
-Tak. - odpowiedziałam po czym odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę swojego wozu. 
Dzięki Bogu że Diana już jest. 
-Jedź - rozkazałam jak tylko wsiadłam . 
Dziewczyna posłusznie wykonała moje polecenie. 
- Że co?! - krzyknęłam hamując z piskiem opon na podjeździe pod domem. 
-Normalnie do nich poszłam i zaczęłam rozmawiać bo usłyszałam jak mówili o mnie to znaczy Red White. 
A do niej wciąż nie docierało jak to się stało że z nimi rozmawiałam. Pomogłam jej wnieść zakupy do środka i rozładowałam ich część. Kosmetyki i inne pierdoły wzięła Edioson zaś jedzenie powędrowało do lodówki. 
-Czas zmienić kolor - zażartowała moja towarzyszka. 
Jakiś czas później miałam czerwone włosy
- Masz szczęście - powiedziała- że skończyłam kurs fryzjerski. Inaczej wyglądałabyś jak czerwony kapturek. 
Zaśmiałyśmy się obie po czym przeszłyśmy do makijażu. Z tym poszło nam najszybciej trochę podkładu, czerwonej szminki,eyeliner, tusz do rzęs i gotowe. 
Czerwone loki sięgały mi do połowy pleców,Make up prezentował się świetnie. 
- A w co ja się ubiorę? - zapytałam. 
-A może w to? -zasugerował Ashton. 
Stał w progu patrząc na nas z uśmiechem na twarzy zaś w rękach trzymał sporych rozmiarów pudełko. Podszedł do nas i wręczył mi prezent. 
- To ja idę się ogarnąć - powiedziała Diana i poszła na górę.
Patrzyłam na pudełko w moich rękach.
-Otwórz je - usłyszałam znajomy głos.  Katem oka spojrzałam w stronę źródła dźwięku,
Luke stał oparty o framugę drzwi, ubrany w czarne rurki i vansy w tym kolorze. Jedyne co było w nim inne to biała koszulka z logo jakiegoś zespołu i kurtka. Skórzana czarna idealnie pasująca do jego szerokich ramion.
-To prezent od całej naszej 4 a właściwie 5 bo babcia Louisa też chciała dać ci coś od siebie. - wyjaśnił Ash. 
Drżącymi dłońmi otworzyłam prezent. W środku równo poskładane leżały ubranie. Wyjęłam je a czarna skóra zaszeleściła mi w palcach. Kurtka oraz spodnie były ze skóry zaś czarna koszulka a właściwie jej biały napis pasował  w sam raz. 
-Dziękuję - niemal pisnęłam z radości. 
Podbiegłam uściskać Irwina ale kiedy spojrzałam na Hemmingsa stanęłam jak wryta. Spojrzenie jego niebieskich tęczówek było zbyt intensywne.  Chłopak tylko schylił głowę uśmiechnął się pod nosem i rzucił :
-Idź się ubrać mamy wyścig za chwilę. 
                                                     
                                                                                 *******
 music <klik>

Jechałam na moim ukochanym biało czarnym ścigaczu yamaha r1 . Luke jechał za mną okazało się że on i jego kumple sprowadzili prawdziwy motor Red White i auto które wygrała w pierwszym wyścigu. Okazało się też że Hemmo ma być moim pomocnikiem w czasie wyścigów a Ashton ma  pomóc Edison. Na zachodnich obrzeżach miasta odbywał się cały proceder. Słychać było krzyki,głośną muzykę i warkot silników.  Wzięłam parę głębokich wdechów i wkroczyłam do świata którego jeszcze nie tak dawno byłam częścią. Przy gazowałam więc oczy wszystkich zwróciły się w moim kierunku. W między czasie zauważyłam że moja ekipa już wjechała cichaczem na miejsce. 
- Dlaczego bawicie się beze mnie? - zapytałam zsiadając z motoru. Nie ściągałam kasku bo uznałam że to doda dramaturgi. 
-Zapraszamy - zakrzyknął brunet którego widziałam pod marketem. Ten sam milczek ubrany w starte dżinsy w jakiejś lewej kurtce i koszulce patrzył na mnie pełnym pożądania wzrokiem. Skąd ja cię znam? pomyślałam.
- Dla Red White zawsze jest miejsce wśród swoich. 
Mówiąc to wyciągnął pistolet i wystrzelił do góry. Wszyscy zawodnicy jak na zawołanie ustawili się na linii startu. Dołączyłam do nich starając się wypatrzeć swojego pomocnika. Blondyn stał ostatni spośród całej 6 podczas gdy ja zajmowałam zaszczytne miejsce w środku. Parę metrów od nas dziewczyna w krótkich spodenkach ledwo zatykającej jej tyłek oraz skąpej bluzce uniosła ręce do góry. 
-Poszli! -krzyknęła opuszczając ręce. Szybko ją wyminęliśmy.
Trzymałam się tyłu przez parę metrów ale trzeba pokazać tym staruchom że Red White nie przegrywa. Bez trudu wyminęłam dwóch z tył. Luke jechał ze mną łeb w łęb. Nim się zorientowałam pozbył się następnej 2. Sprowokował ich na tyle że zaczęli się przepychać. Gdy chcieli zadać ostateczny cios niebieskookiemu ten przyśpieszył a ci zamiast w niego uderzyli w siebie. Przyśpieszyłam przekraczając linie mety. Wszyscy wiwatowali, wszędzie słychać było radosny okrzyk Red White.  Zeszłam z motoru. Ukłoniłam się przed publicznością. I zrobiłam coś czego Red White nie zrobiłaby nigdy. Zdjęłam kask pokazując twarz. Czerwone loki spłynęły kaskadą po moich plecach. Tłum zamarł by potem znowu zacząć wrzeszczeć jeszcze bardziej. 
-Możesz zabrać swoje łupy - powiedział ktoś za mną. 
Odwróciłam się to znowu ten milczek.
-Dziękuję bardzo - powiedziałam uśmiechając się zadziornie. 
Byłam górą. Wygrałam. Ash i Diana pewnie też. Zarobiłam dziś mnóstwo kasy,dwa motory. Czego mogłam chcieć więcej? 
W nielegalnym świecie wyścigów,dziwek,narkotyków, kradzieży a nawet zabójstw czy gwałtów byłam sławna. 
Red White to królowa wyścigów, kradzieży. Ale to Red White a skoro ona to ja, to czy ja też jestem tą królową? 
Wiele myśli przelatywało mi przez głowę. Nie chciałam stać się królową, nie chciałam zniszczyć resztek swojego normalnego życia. 
Ale już to zrobiłam. Moja rodzina myśli że jestem w Anglii na studiach. Romansuje ok może to zbyt wielkie słowo ale wdałam się w dziwną relacje z jednym z typków który ma na sumieniu zabójstwo i to nie jedno. Przyjaźniłam się z ludźmi którzy w nielegalnym świecie bardzo dobrze się odnajdują. 
-Z kim przystajesz taki się stajesz - powiedziałam parkując już przed domem. Zawinęłam się stamtąd bo zbyt wiele rzeczy nie dawało mi spokoju. 
Czy to wszystko musi być aż tak bardzo skomplikowane? Czy musiałam zakochać się w kryminaliście? Czy musiałam zaprzyjaźnić się z jego kumplami? 
Nie masz powodu ich oskarżać - wkroczyło moje sumienie - przecież ty też byłaś jak oni. I nadal jesteś bo wróciłaś do starych nawyków. 
- Masz racje - powiedziałam na głos- Tyle że ja jestem gorsza od nich. 
Bo oni w tym siedzą od lat ale ja zdołałam uciec od tego by potem znowu wrócić. 
Ale nie wróciłaś dla siebie - odezwało się znowu sumienie.- Ratujesz ludzi których kochasz. 
To nic że robię to kosztem innych ludzi również dla mnie ważnych. 
-Dość - powiedziałam ostro. 
Dla miłości warto cierpieć. 
-Kochasz mnie jeszcze? - usłyszałam za swoimi plecami. 


Mam nadzieje że rozdział spodobał się osobom którym został zadedykowany i reszcie czytelników :) 
Mi osobiście podoba się tylko 1 część :) wiem dla niektórych może być łzawy i dość banalny ale napisałam go sama i podoba mi się o dziwo :) dziś mam urodzinki a więc słuchać bo się życzenia spełniają :) 
Dużo zdrówka,hajsu, spełnienia marzeń, żebyście sosików poznali :) i innych swoich idoli :) dużo śniegu :) i radości żebyście się uśmiechali ładnie i szczerze :) no i na koniec dużo, ale to dużo bardzo dużo dużo miłości :* i pamiętajcie że istniej tak Raven która was kocha i pamięta o was <3 
Wesołych świąt :* 
Tradycyjnie pytania :D 
Kim jest tajemniczy milczący chłopak? jak rozwinie się dalsza relacja Luke'a i Corneli? A co z Dianą? czy odnajdzie miłość wśród tych którymi się otacza? a może kiedyś ją znalazła tylko po prostu zgubiła? 
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejny rozdziale W Pogoni Za Szczęściem 









1 komentarz: