sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 5

Ważna notka pod rozdziałem :) uprzejmie proszę o przeczytanie :) 
Przepraszam za muzykę może nie pasować bo wybierana na szybko :/ 


Music: klik

Vanessa

Nagle wiadomość.  Niechętnie sięgnęłam po telefon.
Od nieznany: Powiedz że choć trochę za mną tęsknisz :'( 
Zdezorientowana patrzyłam na ekran.  Dziś jest tak wariacki dzień że postanowiłam odpisać. 
Do nieznany:  Zależy o kogo chodzi :) 
Odpowiedź przyszła błyskawicznie. 
Od nieznany: A jak myślisz? 
Do nieznany:  Nie wiem ty mi powiedz. 
Od nieznany: Podpowiedź. Masz słodkie usta. 
Do nieznany: Luke ty świnino skąd masz mój numer? :O  
Od Luke:   Nie ważne. Liczy się to że go mam. 
Do Luke: Nie na długo. A teraz spadaj. 
Od Luke:  Nigdy. 
 Nie wiedziałam co odpisać. Przecież nie mogę z nim pisać, przebywać nic po prostu nic. Szkoda tylko że on tego nie rozumie.  Ashton i Diana mnie zabiją a Jordan jak się dowie to mnie jeszcze dobije i zakopię. Co ja mam zrobić nie mogę go tak po prostu zostawić bo się domyśli. Jeśli już nie skojarzył mnie z Cornelią. Chwilami patrzył na zdjęcie nagrobkowe i na mnie takim wzrokiem że miałam wrażenie iż zaraz mi powie "Cześć Cortni." Do tego ten pocałunek nie mogłam wyrzucić go z głowy. Zabiją nas. A jeśli nie nas to mnie. Prawdę mówiąc gdybym to ja miała umrzeć z przyjemnością pozwoliłabym się zabić ale musiałabym mieć 100% pewność że nikt z moich bliskich na tym nie ucierpi.  Być może popłakali by za 
mną jakiś czas a potem by zapomnieli jak wszyscy. Wyciszyłam telefon i spróbowałam zasnąć. Jednak Morfeusz nie chciał mnie w swojej krainie. Przez całą noc mnie do niej nie wpuszczał a jeśli już to robił to na krótko i obdarowywał mnie koszmarami.  Koło czwartej nad ranem mój mózg błagał o chociaż odrobinę snu.  Udało mi się zasnąć jednak 3 godziny potem musiałam wstać.  Niczym automat ubrałam się i pojechałam do agencji. 
Rzuciłam krótkie "cześć" do Sebastiana i poszłam dalej. Uprosiłam Mercedes żeby zrobiła mi kawę.To starsza kobieta jest tutaj sama nie wiem, sekretarką Jordan albo kimś w tym rodzaju. Po wlaniu w siebie jakiś 0,5l kofeiny poszłam do biura. Opadłam na krzesło i niemal na nim usnęłam. Z chwili spokoju wyrwał mnie trzask drzwiami. Niechętnie otworzyłam oczy. Jak tylko zobaczyłam wściekła Jordan znowu je zamknęłam. 
-Nie udawaj że śpisz! - wrzasnęła. 
Posłusznie wyprostowałam się na fotelu zaś kobieta pomachała mi przed twarzą jakimiś papierami. Złapałam je uważnie sprawdzając. 
-Szpiegujesz mnie? - zdziwiłam się. 
- Nie. Sprawdzam tylko czy nie kontaktujesz się z rodziną. 
- Ale ja nie kontaktuje się z nikim poza Ashtonem i Dianą. - odpowiedziałam przeglądając bilingi.Wszystkie połączenia, numery z którymi się kontaktowałam. 
-W takim razie co robi na końcu numer Hemmingsa?- zapytała mordując mnie wzrokiem. 
Złapałam za telefon i poprosiłam o przyjście Sebastiana Levy'ego.
-Wytłumacz proszę swojej matce dlaczego poszłam na cmentarz. - powiedziałam. 
Bas usiadł na fotelu obok swojej opiekunki i zaczął tłumaczyć.  Słucha go w totalnym szoku. Nie wierzyła mu co widać było na jej twarzy.
-A to że spotkałam tam Luke'a to przypadek. Naprawdę tego nie planowałam. 
-Skąd ma twój numer.?- rzuciła niewzruszona.
-Nie wiem. - nie kłamałam naprawdę tego nie wiedziałam. 
- Powiedzmy że ci wierzę. - burknęła i wyszła. 
Jak tylko drzwi się za nią zamknęły opadłam na podłogę. Levy bez słowa podszedł mnie przytulić, pozwalając wypłakać się. 
-Pomóż mi. - załkałam.- Pomóż mi się uwolnić od kogoś kogo kocham ponad własne życie. 
- Czy na pewno tego chcesz?- zapytał patrząc mi prosto w oczy. 
No właśnie i tu był kolejny problem. Chęć ucieczki od niebieskookiego blondyna była silniejsza ode mnie. Chciałam go tylko chronić ale nie potrafię bo ciągle do niego wracam nawet nieświadomie.  Wyrwałam się z objęć przyjaciela i wyszłam z biura. Po drodze zadzwoniłam do Ashtona. 
Ledwo otworzyłam drzwi mieszkania a chłopak rzucił się mnie przytulić. 
- Wiem już o wszystkim.
-Myślałam że na przywitanie mówi się cześć lub dzień dobry ale jak kto woli. - rzuciłam nawet nie próbując udawać dobrego humoru. 
Usiedliśmy na kanapie. Chłopak podał mi wodę a sam upił łyk soku. 
-Czy ty mi uwierzysz jeśli powiem że to był przypadek? -  szepnęłam. 
Na początku nie zrozumiał co miałam na myśli ale po chwili spojrzał na mnie w zamyśleniu. 
- Powiem że tak. Jednak cały czas zastanawiam się jak to się stało. 
-Cholerny przypadek.- zacisnęłam dłonie w pięści próbując się nie rozpłakać. 
-Przecież ty nie wierzysz w przypadki.- wbił we mnie wzrok. 
- Wiem ale tym razem to było głupie zrządzenie losu. Wiesz że nie naraziłabym go tylko dla durnej zachcianki.
-Wiem. Zbyt dobrze cię znam.  Ale Li na litość boską nie zdajesz sobie nawet sprawy co zrobiłaś. 
- Chyba zdaje sobie sprawę. Wkurwiłam Jordan, zraniłam Sebastiana a Luke fantazjuje w najlepsze. 
- Co do tego ostatniego to raczej nie do końca. Przywróciłaś mu nadzieje on wierzy że może odzyskać pamięć. Zanim się pojawiłaś on miał przebłysk świadomości. Przypomniał sobie wasze pierwsze spotkanie. Po waszym pocałunku przypomniał sobie coś jeszcze.
Musiałam mieć dziwną minę bo Ash zaczął chichotać. Tęskniłam za jego śmiechem. Jest taki charakterystyczny. Właściwie to jego"hi hi ha hi ho" można albo kochać albo nienawidzić. Ja go lubiłam choć czasami potrafiło być naprawdę irytujące. 
-Spokojnie.- zapewnił- To nic strasznego. Przypomniał sobie wasz 1 kiss i to jak bardzo cię kochał. A nawet wyścigi. Wrócił do nich. 
Spojrzałam na przyjaciela . Szczęście pomieszane z szokiem było tak wielkie że rzuciłam mu się na szyje automatycznie. 
- To świetnie.  - zawołałam również się śmiejąc. 
- Sprawdź telefon błagam. Bo chłopaczyna zaczyna usychać z tęsknoty.
-Nie... 
-Wiem ale kilka niegroźnych SMS-ów powinno go zmobilizować.- przerwał mi. 
Zgodziłam się niechętnie.  Jednak odłożyłam tą sprawę na później i dalej rozmawiałam z przyjacielem.  Opowiadał o całej naszej zwariowanej rodzince. U wujka i Kim w porządku poza tym że będę mieć malutką kuzynkę. Kimberly jest w ciąży. Calum dalej nikogo nie ma choć nie przebiera w dziewczynach. Z kolei Mike dalej próbuje wyśledzić tajemniczego prześladowcę. Moja przyszywana ciotka wkręciła go do agencji podobnie jak Hood'a. Mieli za to w porządku kasę a robili naprawdę dużo. Chwilami miałam wrażenie że Clifford zdobył przychylność mojej szefowej co jest ogromnym sukcesem biorąc pod uwagę że do tej pory traktowała ich jak zwykłych kryminalistyków. Chłopcy nie chcieli na początku współpracować 
jednak Irwin przekonał ich. Każdy jakoś uporządkował swoje życie. Nawet Babcia Louisa. Znalazła sobie faceta. Nie jaki Pan Lord. Connor Lord to bardzo  miły człowiek. Pamiętam go jeszcze z czasów dzieciństwa gdy chodziłam do jego sklepiku. Jedyną  osobą tkwiącą w rozterce jest Hemmo. 
Luki w pamięci nie ułatwiały mu normalnego funkcjonowania. Ale od czasu naszego spotkania jego humor nieco się poprawił, chęć wrócenia do normalności się wzmocniła.  Cieszyłam się że przeszła mu depresja w którą powoli popadał z mojego powodu. Obiecałam sobie jak i Ashtonowi że kiedy dopadniemy tego drania spróbuję z Luke'iem na poważnie. Że zaczniemy od nowa.  Może kiedyś dowiedziałby się że tak naprawdę nigdy nie stracił Corneli bo cały czas była obok. Już dobrze po południu gdy Ash upewnił się że ze mną ok postanowił zostawić mnie samą. Jak tylko wyszedł złapałam za telefon. 
-O mateńko!- zawołałam patrząc na ekran. 
30 nieodebranych połączeń. Każde od niebieskookiego. 17 wiadomości tekstowych również od niego. Odczytałam pierwszą z brzegu. 
Przepraszam że tak cię męczę. Ale jest w tobie coś co nie pozwala mi zapomnieć. Błagam cię odezwij się. :c
Otworzyłam następną i przysięgam że popłakałam się czytając ją. 
Przegiąłem wiem o tym. Ale tak bardzo chcę znowu cię zobaczyć. Spojrzeć w piękne ciemne oczy które ukrywasz pod soczewkami. Przytulić. Usłyszeć twój głos. Zobaczyć uśmiech. Chcę poczuć się tak kurewsko dobrze mając cię obok. Wiem że nasze spotkanie nie było przypadkowe i ty również o tym wiesz.
Może faktycznie to nie był przypadek. Może los naprawdę chcę żebyśmy znowu się spotkali. Nawet jeśli nie moglibyśmy być razem to i tak mamy być obok siebie. Trochę to dziwne. Ale jeśli to wróci mu normalne życie mogę się poświęcić. Kto jak nie ja wie że nic nie dzieje się przypadkowo. Los daje nam znaki a my musimy umieć je odczytywać. Poznanie blondyna nie było głupim incydentem. Ktoś u góry to zaplanował. Tak samo jest teraz. Jeśli ten ktoś chcę żebym pilnowała  mojego największego szczęścia zrobię to. Czas nauczyć się odczytywać wiadomości które dostaję z nieba. 
Wystukałam numer blondyna i wysłałam wiadomość.
"Dziś wieczorem w Seven Eleven. O 21. Jeśli uda ci się mnie znaleźć :) " 


Hej skarby :**  Ostatnio zaczęłam odzyskiwać wenę na miarę możliwości wiec przyszłam do was z nowym rozdziałem :)  ale teraz muszę was też ochrzanić.  No kurwa trochę was obserwuje ten blog i patrzeć na komentarze pod przednimi rozdziałami to trochę i było.  Nie wiele ale były a teraz ledwo jeden jest :c to naprawdę bardzo smutne. Owszem nie jestem jaką sławną pisarką ale wasze komentarze mobilizują mnie do pracy. Poza tym widać często że nie czytacie notek pod rozdziałami.  Jeśli sytuacja się trochę nie poprawi z tymi komentarzami i obserwacjami to niestety będę zmuszona usunąć blog :C 
Wszystko w waszych rękach. 
Miłego czytania :) 
Raven. 



5 komentarzy:

  1. Glupia jestes? Nie bedziesz mi blogow usuwac never btw swietny rozdzial xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przykro mi ale jeśli nic się nie zmieni to właśnie to zrobię :/

      Usuń
  2. Rozdział super
    bardzo proszę nie usuwaj bloga

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń