piątek, 2 stycznia 2015

Rozdział 20

Rozdział dedykowany JuLiA♥
Wera Wera
Natalia Kawerska dziękuje
 za to że jesteście <3 




Cornelia
Zamarłam słysząc ten głos. 
-Czemu milczysz skarbie? - zapytał.
-Masz świetny modulator głosu ale ja go chyba i tak skądś znam.
-Niewątpliwe skarbie. Tego głosu się nie zapomina, prawda?
-Możliwe. Czego chcesz? - zapytałam przez zaciśnięte zęby.
-Po prostu usłyszeć twój głos. Zupełnie jak za dawnych lat. 
"Dawnych lat." dzwoniło mi w uszach. 
-Denis. - wyszeptałam niepewnie. 
-Witaj Cornelio. Trochę długo zajęło ci ustalenie kim jestem.
-A może ty wcale nie jesteś tym za kogo cię mam? 
- Może? A gdyby jednak?  Myśl dalej skarbie. - powiedział, rechocząc jak jakiś psychopata po czym się rozłączył.
-Palant - burknęłam pod nosem rzucając telefon w kąt. 
-Co się stało?-zapytała Diana.
Opowiedziałam jej z grubsza sytuacje. Dziewczyna słuchała patrząc na mnie oczami wielkimi jak spodki. 
-Powinnyśmy zawiadomić chłopaków. 
-Nie- zaprotestowałam.
Wstałam od stołu i poszłam do garażu. Wzięłam skrzynkę z narzędziami i zaczęłam sprawdzać silnik swojego motoru. Majsterkowanie przy nim mnie odprężało. W ogóle pracowanie nad dwukołowcem czy samochodem mnie uspokajało. To dziwne skoro jestem dziewczyną ale tak zostałam wychowana. Wśród zabójczej prędkości, oleju silnikowego i wyścigów. Lubiłam to bo to jedyne na czym znałam się naprawdę. Nie przepadałam zbyt za zakupami, ani lalkami.  Nigdy nie chciałam wyglądać jak one. Przypominały mi puste dziewczyny do których nie potrafiłam się upodobnić.Odkąd pamiętam wolałam bawić się samochodzikami z chłopakami rzadko kiedy z dziewczynami lalkami.Grzebiąc w silniku nie znalazłam nic co by mnie zaniepokoiło. Gdy przeglądnęłam motor zabrałam się za samochód. Wszystko było ok gdyby nie jedna malutka rzecz znaleziona wewnątrz wozu. Akurat wsiadłam do niego żeby otworzyć maskę. Sięgnęłam pod kierownice gdzie miała być malutka dźwignia. Zamiast niej wyczułam coś innego. Pociągnęłam za tajemniczy przedmiot i po jakimś czasie w mojej dłoni pojawił się nadajnik. Ktoś podrzucił go Dianie. Nie czekając na nic wyjechałam z garażu z urządzeniem w ręku. Pojechałam jak najdalej się dało. Zostawiłam go jakieś 50 km od naszego domu. 
Jeśli w porę je wyłączyłam to może nikt nie zdołał nas namierzyć. Pędząc bocznymi drogami z prędkością 200 km/h po 30 minutach wróciłam do domu. 
-Gdzieś ty była? - zapytała przerażona Edison.
Streściłam jej w skrócie historie z nadajnikiem a ta bez namysłu zadzwoniła do Michaela.
-Jak to się stało? - zapytał chłopak. 
-Ktoś musiał go jej podrzucić jak nie patrzyła. Nigdy byśmy go nie znalazły gdybym nie robiła przeglądu. 
- Musiałaś się uspokoić.? 
Jak dobrze mnie znał. Za to lubiłam Clifforda inteligentny,sympatyczny i praktyczny. Nigdy nie musiałam mu się nie potrzebnie tłumaczyć bo jeśli nie chciałam mu mówić to nie dopytywał.
-Tak. Co teraz zrobimy?
- Przyślę wam Caluma. Ashton nie może a Manuel i Will są nam potrzebni tu. 
-Hood wam zawadza prawda? 
- Jak ty dobrze mnie znasz. - odpowiedział ze śmiechem. 
-To czekamy. 
Rozłączyłam się dopiero teraz uświadamiając sobie że nie wspomniał ani słowem o Hemmingsie. 
Oddałam telefon blondynce zastanawiając się czy nie ma więcej urządzeń szpiegowskich w naszym domu.
-Musimy sprawdzić dom - powiedziała moja współlokatorka niemal czytając mi w myślach.
-Poczekajmy na Caluma. Ma do nas przyjechać. 
Poszłyśmy do salonu. Zrobiłam na po kubku kakao. Pijąc gorącą ciesz starałam się odepchnąć od siebie myśl że ktoś może mnie obserwować.  
ɣ
Luke
Jechałem z Hoodem samochodem kompletnie go nie słuchając. Paplał coś o meczu zupełnie jak przekupka na targu. Nie potrafiłem się skupić na niczym poza Cornelią. Po tym jak Mike powiedział że znalazła nadajnik naprawdę się wystraszyłem. Ktoś mógł ją obserwować, polować na nią zupełnie jak myśliwy na sarnę w lesie a ten idiota gada bez sensu.
-Kurwa Calum zamknij się do cholery! - wrzasnąłem. 
- Spokojnie złość piękności szkodzi - mówiąc to zaczął się śmiać. Gdyby to chociaż było trochę zabawne. No ale czego ja wymagam ten debil nie miał kogoś dla kogo warto by było umrzeć. Nigdy się nie zakochał.  "Właśnie sam się przyznałeś do miłości do niej!" krzyknął głosik w mojej głowie. Zignorowałem go. Na szczęście parkowałem już pod domkiem dziewczyn. Wyskoczyłem z auta jak filip z konopi prosto do mieszkania.
-Corenlia?! - zawołałem
- Luke? - zapytała niepewnie wyłaniając się zza rogu. 
Cała i zdrowa jak dobrze pomyślałem. Szybkim krokiem ruszyłem w jej stronę. Przytuliłem najmocniej jak potrafiłem ciesząc się z tego że jest bezpieczna. 
-Cześć - przywitała się Diana. 
-To jak sprawdzamy dom? czy stoimy tu dalej? - odezwał się Hood. Kto by pomyślał że w tej chwili to on okażę się osobą trzeźwo myślącą. 
Szybko oderwałem się od czerwonowłosej i razem z szatynem zajęliśmy się przeszukaniem parteru. Dziewczyny poszły na piętro. Nie wiem ile czasu minęło ale w końcu wszyscy spotkaliśmy się w salonie.
-Nic- powiedziała blondynka.
-Tu też. - odpowiedziałem. 
-To idę po swoje rzeczy. - zaproponował  chłopak. 
-Hej Cal - zaczęła Diana - a może przejedziemy się?
Nie czekając na jego odpowiedź wyszła za nim. 
- Jak się czujesz? - zapytałem Li. 
-Nieźle. Ale muszę ci o czymś powiedzieć. 
Kiedy to powiedziała zrobiła zasmuconą minę. Widać było że walczy ze sobą. Nie wiedziałem co się dzieje. Gestem nakazał mi usiąść. 
-To nie łatwe ale.... - urwała.Wzięła głęboki oddech i wydusiła: - Dzwonił do mnie ten gość. To chyba Denis. Ale prowadzi takie gierki ja sama nie wiem kto to. 
Zatkało mnie. Dlaczego nie powiedziała mi wcześniej. Przecież ten typ mógł być wszędzie a może...? nie przeszło by mi to nawet przez myśl aż do teraz. 
-Dlaczego mi nie powiedziałaś zaraz po tym telefonie? 
- Nie wiedziałam jak. Bałam się. Zrozum mnie. 
Żadne z jej wytłumaczeń do mnie nie docierało. 
-A może ty nadal coś czujesz do Denisa? a może Mimury? już sam się gubię w facetach z którymi byłaś. Tyle ich miałaś. 
Gniew we mnie wrzał niczym gotująca się woda. Bolało mnie że zataiła to przede mną. Ale fakt że mogłaby czuć coś do któregokolwiek z nich bolała jeszcze bardziej. 
-Ja nic do nich nie czuje. Nigdy nie kochałam Mimury a Denis. Teraz wiem że to było coś w rodzaju szacunku, specyficznej więzi a nie miłości. Ale ty wiesz lepiej. Nigdy nie potrafiłeś mnie zrozumieć. Zawsze czegoś ode mnie oczekiwałeś. Nie potrafisz tak po prostu być obok mnie? 
Pytanie które zadała wciąż słyszałem w głowie. Jej bezpieczeństwo zawsze było dla mnie najważniejsze. A może świat w którym żyłem tak bardzo mnie zmienił że zapomniałem co się liczy? Sam już się pogubiłem. 
-Ja..- nie dokończyłem i wyszedłem. 
Nie miałem motoru jedynie samochód. Musiał wystarczyć. Pojechałem do miasteczka do jednego z klubów. Usiadłem przy barze. Podszedł do mnie chłopak może rok starszy a może w moim wieku. 
- Co podać? - zapytał. 
-Butelkę wódki proszę. 
-Kłótnia z dziewczyną? - zapytał znowu. 
-Skąd ty..?
- Pracuje już zbyt długo żeby nie poznać co się dzieje - przerwał mi. - Na kłótnie z dziewczyną 0,5l wódki, z chłopakiem martini czasami burbon , ogólnie na problemy biorą whisky ewentualnie coś mocniejszego. 
-Nieźle - kiwnąłem głową. - Twoje zdrowie. 
Wypiłem kieliszek, a za nim następne. Kiedy chłopak zauważył że nie chce się zwierzać odszedł zostawiając mnie z butelką. 
"Jak mogłeś ją tak zranić?" odezwał się głos rozsądku.  Sam nie wiedziałem jak to zrobiłem ale czuje że Cornelia ma racje. Nie potrafię być obok niej tak po prostu. Kiedy jeszcze nie byliśmy tak blisko oczekiwałem że wskoczy mi do łóżka i po sprawie. A teraz? To coś więcej. Ten piknik w lesie. To tam powiedziała że mnie kocha byłą ze mną szczera ja również byłem. Zazdrość to najgorsze uczucie jakie może istnieć. Większość ludzi uważa że niszczy związki. W sumie ma racje ale ja i White nie jesteśmy parą. "Jeszcze" odbiło się echem w moim umyśle. Po tej akcji na pewno nie będzie chciała mnie widzieć. Nie dziwię się na jej miejscu też bym nie chciał. Co do zazdrości to myślę że to nie takie głupie uczucie dodaje pikanterii a poza tym gdybyś jej nie odczuwał nie wiedziałbyś że ci zależy na kimś. Ja ją poczułem ze zdwojoną siłą. Nawet nie chce myśleć co by było gdyby wtedy mi czerwone włosy powiedziały mi że kochają tamtych. 
- Mogę się przysiąść? - zapytał ktoś. To dziewczyna. Kto inny chciałby się dosiąść do takiego gościa jak ja. Alkoholik albo bardzo ładna dziewczyna. Kolejna na jedną noc. 
-Proszę. - odpowiedziałem właściwie nie wiem po co ją zaprosiłem. 
- Problemy? - zapytała wskazując butelkę. 
-Tak jakby- odpowiedziałem wypijając któryś z kolei kieliszek. 
Kątem oka zauważyłem że prosi barmana o kolejną butelkę nieco mniejszą niż moja i nalewa sobie. 
- Nasze zdrowie i tych którzy nas zranili. - powiedziała i stuknęła o moją małą szklaneczkę. 
Wypiła ciecz na raz nawet się nie krzywiąc. Przepiła ją jedynie niewielką ilością soku.  W klubie panowała ciemność. Impreza powoli zaczynała się rozkręcać. Ludzie zaczynali zapełniać wolną przestrzeń.Gdybym nie czuł się wstawiony głośna muzyka wcale by mi nie przeszkadzała.  Moja towarzyszka miała czarną czapkę krasnala, idealny makijaż i długie nogi. Była śliczna czerń to jej kolor. Czarne rurki idealnie podkreślały jej zgrabne nogi a kurtka w tym samym kolorze leżała idealnie. Gdy wstała zauważyłem białą koszulkę odsłaniającą brzuch. Perfekcyjna talia. Zupełnie jak u Corneli. To był inpuls kiedy wyciągnąłem moją towarzyszkę na zewnątrz. Było już tak ciemno że latarnie uliczne paliły się. 
- Mogę być najebany ale jestem niemal pewny że to ty. - powiedziałem starając się zachować w miarę dobre myślenie i równowagę. 
- Ja czyli? - zapytała robiąc niewinną minkę.
-Cornelia White. - powiedziałem 100-procentowo pewny.
-Nie. 
-Udowodnij!- wrzasnąłem. 
Podszedł do dziewczyny kładąc jej jedną rękę na plecach a drugą położyłem na jej policzku. Spojrzałem w te same fiołkowe oczy. Nachyliłem się by ją pocałować. Dziewczyna nie stawiła mi oporu wręcz przeciwnie poddała mi się. Moja dłoń z policzka powędrowała na jej kark. To właśnie w tym miejscu był jeden z jej słabych punktów. Musnąłem go palcami a dziewczyna zadrżała. Gdy oderwaliśmy się od siebie nachyliłem się do jej ucha ale ta odsunęła mnie stanowczo. 
-Już dobrze to ja.-powiedziała zdejmując czapkę. 
Czerwone włosy spłynęły po jej plecach. Uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany że ją poznałem. Położyła sobie moją rękę na barku wolną zaś złapał w pasie i poprowadziła do samochodu.  
Obudziłem się w jakimś pokoju. W głowie mi huczało i pulsowało złowrogo. Podniosłem się na łokciu próbując zorientować się gdzie jestem. 
- Kac morderca nie ma serca. - rzucił ktoś, chichocząc. 
Mój wzrok powędrował za źródłem dźwięku. Do sypialni weszła Corenlia z tacą w ręku.  Postawiła ją przede mną a sama usiadła na jednym z foteli. 
-A ty nie chcesz? - zapytałem niecąc być chamski. 
-Już jadłam - wyjaśniła. 
Miała na sobie moją koszulkę. Tą samą którą mi zabrała po naszej 1 imprezie.  Oprócz tego spodenki które ledwo wystawały spod koszulki która sięgała jej do połowy uda.
Włosy spięła w koński ogon a fiołkowe oczy patrzyły na mnie uważnie. Pohamowałem głód i spojrzałem na dziewczynę. 

- Możemy porozmawiać? -zapytałem.
 ɣ

W tym samym czasie parę dziesiątą kilometrów stąd Ashton Fletcher Irwin wchodził do restauracji w której niegdyś pracowała jego przyjaciółka. Patrzył na wnętrze ze zdziwieniem ale i radością.Ostatni raz kiedy tu był jedyną rozrywką była tarcza do rzutek. Stary bar, parę stolików. To tu zabrał Dianę na pierwszą randkę uznał wtedy to miejsce za skromne a poza tym idealnie pasowało na romantyczną scenerię. 
- Dzień Dobry- przywitał się z dziewczyną zza baru. To pewnie jest Irma przeszło mu prze myśl.  Podobnego wzrostu co Cornelia o długich brązowych włosach. Zielone oczy bystro patrzyły na chłopaka. Ładna pomyślał. 
-Czy ja cię skądś nie znam? - zapytała sceptycznie. 
-Ashton- przedstawił się. - A ty pewni jesteś Irma.
-Wesele- powiedział uradowana.
Nagle z kuchni wyłonił się jakiś chłopak. Na oko miał tyle lat co Irwin. Ciemne blond włosy ułożone w artystyczny nie ład. Trochę mnie przypomina jedyne co nas różni to oczy i kształt twarzy ale poza tym to chyba nic. przeszło przez myśl Fletchera. 
-James - przedstawił się. 
-Ashton - powiedział kolejny raz.
-Co u Corneli? - zapytała Irma. 
-W porządku. Ona i Luke studiują i nie mają zbyt dla nas czasu. - wyjaśnił wymijająco. 
- Kto by pomyślał ze nauka tak ją zaabsorbuje. To pewnie dlatego nie odbiera, - powiedział James, nieco podejrzliwie. 
Wystarczy jeden nieostrożny ruch i wpadnie. 
- No cóż mają teraz jakieś ważne egzaminy w dodatku Cornelia zapisała się do kółka teatralnego więc to logiczne że nie ma czasu.
- Pozdrów ją od nas. - powiedziała Irma. Jak dobrze że ona wierzyła we wszystko. 
- Na pewno nie zapomnę. 
Upił łyk kawy którą zamówił i odszedł w stronę stołu bilardowego. 
Tak wiele się zmieniło, stół, nowa tablica do rzutek, stare radio zajmujące miejsce w jednym z kątów. Odkąd restauracja "pod piracką banderą" zaczęła świetnie prosperować przybyło tu nie tylko ludzi ale i wtyczek. Nasz bohater nigdy ich nie znosił zwykłe szuje próbujące zarobić czyimś kosztem.
-Można? - usłyszał za sobą. 
Obrócił się by zobaczyć tajemniczego ktosia. 
-Kimberly?  - zdziwił się. Znał ją jeszcze z czasów wyścigów. Kto by pomyślał że wkręci się do rodziny White. Starsza o 5 lat brunetka wyglądała zupełnie tak samo. Jakby czas nie miał na nią wpływu.Ostatni raz widzieli się 3 lata temu. 
Dziewczyna złapała za kij i bez problemu wbiła 2 bile. 
-Moje całe - powiedziała uśmiechając się. 
Jeszcze kiedy razem kradli Ashton się w niej podkochiwał. Teraz jedynie potrafił śmiać się do wspomnień. 
- A tak na serio? - zapytała podchodząc bliżej niego. - Co u Corneli? 
-Nie rozumiem o co ci chodzi. 
Złapał go za łokieć wyprowadzając na zewnątrz. 
-Wracaj zanim Liam posądzi cie o zdradę. 
-Nie ma go. - wyjaśniła. 
-A James i Irma?
Nie chciał żeby mieli podejrzenia nie chciał też narobić Corneli kłopotów. 
- Spokojnie, powiem im że musiałam z tobą o niej pogadać. A potem coś zmyśle. 
Poszli do kawiarenki niedaleko. Auto było zbyt proste a to było odpowiednie miejsce, 
-Co wiesz?- zapytał. 
-Jest z wami. Te studia to ściema. 
- No cóż jest w niebezpieczeństwie a to było jedyne wyjście. 
-Czy ktoś o tym wie? 
-Babcia Luke'a.
-A wyścigi? Widziałam w gazecie nagłówki. To Cornelia prawda?
-Tak, ale to jeszcze nie koniec. 
-Jak to? - zdziwiła się. 
-2 wyścigi i przerwa. Musimy też namierzyć jej prześladowcę. 
-Informuj mnie na bieżąco. 
Ashton chciał zaprotestować jednak Kim powstrzymała go:
-Mogę sie wam przydać. A to daj Corneli to od jej wujka. 
Wręczyła mu kopertę i wyszła.  Niepewnym krokiem Irwin wrócił do samochodu rozmyślając o tym wszystkim. 
Jedna rzecz pozostałą tak sama. Nie ważne ile zmian już jest ważne kto mimo nich umie być taki jak kiedyś. To właśnie tej myśli trzymał się Fletcher wracając do domu.


Siemka miśki :*** Na początek chcę podziękować dziewczyną za miłe słowa jakie piszą pod każdym moim rozdziałem <3  Nawet nie wiecie ile dla mnie znaczą <3 każdego dnia zastanawiam się czy nie usunąć bloga bo przecież nie ma zbyt dużej sławy ale wtedy przypominam sobie o was :) bardzo wam dziękuje <3 
Co do rozdziału  to trochę dziwny i chaotyczny. Bo aż 3 perspektywy. Wybaczcie jeśli ktoś się pogubił. Następnym razem będzie już z punktu widzenia Corneli albo chociaż jednego bohatera :)  Trzeci fragment był konieczny ze względu na to że moja koleżanka uświadomiła mi że o rodzinie White kompletnie zapomniałam i całą akcja kręci się wokół Cortni :/Dlatego obiecuje wam że gdybym pisała dalej to mało będzie wątków rodzinnych. 
A teraz pytania :) 
Kim jest prześladowca? Czy to Denis? Czy Luke i Cornelia się pogodzą? Jaka jest rola Kimberly? Czy jest po prostu ciotką White a może kimś więcej? 
odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejnym rozdziale W Pogoni Za Szczęściem. 
A i chce wam przypomnieć że za niedługo koniec działu 1. 
Oprócz tego proszę o udostępnianie bloga :) i zostawianiem po sobie śladów w postaci komentarzy i obserwacji :) Bardzo proszę to wiele dla mnie znaczy :) Dziękuje :* 
Kocham was skarby ;** 
Muah! :* 
Miłego czytania :)
Raven :* 















4 komentarze: