Vanessa
Codzienne wstawanie do pracy zdołało przestawić mój zegar biologiczny bo nawet w weekend nie dane jest mi pospać dłużej. Zazwyczaj o 7 jestem już na nogach a godzi później w agencji. Teraz jedynie przedłużyłam swój sen o 30 min. Zrezygnowana poszłam się ubrać i zrobić makijaż.
Dziś zdecydowałam sięna czarne rurki oraz białą koszulkę z napisem"Hug Me". Na ramiona zarzuciłam szary sweter. W końcu gotowa poczłapałam do kuchni. Zrobiłam sobie śniadanie próbując się nim choć trochę rozkoszować.Ledwie zjadłam a odezwał się mój telefon.
Biuro.Już.-przeczytałam wiadomość. Wzięłam kurtkę i pojechałam do agencji modląc się o dobry humor Jordan.
-Cześć.- przywitał się Sebastian. -
-Hej- odpowiedziałam,przechodząc do dalszej części budynku. Zdążyłam jeszcze przez ramię uśmiechnąć się do niego.
-Wejdź i słuchaj - szepnął Sparks otwierając przede mną drzwi. Podeszłam do Jordan stojącej przy jednym z ekranów. Podała mi słuchawkę i kazała zamilknąć. Na monitorze zobaczyłam Mimurę. Stał z jakąś dziewczyną.
-Proszę Pana ta Pani chciałaby tu pracować.
-Zostaw nas samych. - rzucił tajemniczy facet. Miał krótkie ciemne włosy i okulary przeciwsłoneczne zakrywające niemal pół jego twarzy.
-Jeśli chcesz tu pracować musisz się sprawdzić. - powiedziała.
Po chwili nasza wtyczka namiętnie się z nim kochała..
-Dobra jesteś.- wychrypiał w jej ucho.
Przystawił nadgarstek do jej szyi a wtedy dziewczyna dostała drgawek. Głośno krzyknęła i zamarła.
-Ale nie dość dobra- dokończył,
Pstryknął palcami a jego sługus wyniósł ciało.
-Niech go szlag trafi. - klnęła Jordan rzucając słuchawką.
-W takim tempie załatwi wszystkie nasze agentki. - krzyczała dalej.
-Uspokój się. - poleciłam.
-Jak?! No jak?!
-Widać trochę twarzy a poza tym żaden modulator głosu nie ukryje akcentu.
-Ma racje- poparł Sparks.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę ilu Włochów mieszka w Australii?! - lamentowałam
-Znałam kiedyś jednego. - palnęłam bez namysłu.
-Kogo?- zainteresowała się czego od razu pożałowałam.
-Nie pamiętam
-To sobie przypomnij.-burknęła
-Mówi że nie pamięta- wtrącił się Sparks.
-Przyłóż się jak chcesz zostać.- zagroziła.
-Nie chcesz mieć we mnie wroga.
-Nie interesuje mnie to.Nie przyjęłabym cię gdybym nie dostała rozkazu.
-Wyrzuć mnie jak chcesz ale sporo się nauczyłam i możesz tego żałować.
-Wątpię.
-Masz racje.Ty nie masz sumienia nie mówiąc o sercu. - odpyskowałam trzaskając drzwiami.
Cała w nerwach pobiegłam na siłownie. Nikogo nie było więc złapałam za rękawice bokserskie i zaczęłam uderzać w worek. Z każdym uderzeniem coraz bardziej traciła siły. W końcu padłam na kolana i niczym mała dziewczyna zaczęłam płakać.Nawet nie wiem kiedy mój organizm się wyłączył.
***
Sebastian
Zobaczyłem otwarte drzwi siłowni. Trochę mnie to zdziwiło bo większość agentów była teraz na jakimś szkoleniu lub akcji. Niepewnie pchnąłem je wchodząc do środka. Odruchowo spojrzałem na zegarek 18:17. Na ziemi zauważyłem dziewczynę.
-Vanessa- szepnąłem. Puls i oddech są stabilne więc wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu. Nie obudziła się nawet wtedy gdy przenosiłem ją do mieszkania. Przykryłem jej bezbronne ciało kocem i pozwoliłem spać. Przez chwile parzyłem jak śpi.
"Jesteś taka piękna" pomyślałem. Nagle uśmiechnęła się do mnie i przekręciła na drugi bok,
"A już myślałem że czytasz w myślach" uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem.
***
Vanessa
Obudziłam się w nieznanym miejscu. Pokój był duży i przestrzenny, kremowe ściany na których wisiały obrazy wprawiały w dobry nastrój. Nie zagłębiałam się w umeblowanie tylko wyszłam na korytarzyk który prowadził w dwóch kierunkach. Na lewo są tylko 3 łącznie z tym pomieszczenia zaś na prawo było ich 4. Te po prawej stronie kończyły się za rogiem. Nie pewnie poszłam w ich kierunku i trafiłam do kuchni. Na stole stały herbatniki i pyszny miód. Płatki z mlekiem i sok pomarańczowy aż zachęcały do jedzenia. Usiadłam przy stole i posmarowałam jednego herbatnika miodem.
-Pycha - wyrwało mi się.
-Cieszę się że ci smakuje. - powiedział Sebastian.
Miał na sobie granatowe dżinsy i biało-czarną koszule w kratkę. Właśnie ją zapinał więc zdążyłam zauważyć jego idealnie zarysowane mięśnie brzucha. Starałam się na nie nie gapić ale ciężko było tego nie robić.
- Zaraz wracam - powiedziałam.
Szybko ubrałam się i zrobiłam makijaż. Ostatni raz przeglądam się w lustrze. Dobrze że w torbie miałam normalne ubrania i kosmetyczkę.
Wróciłam do jadalni. Usiadłam na swoim poprzednim miejscu i zaczęłam zajadać.Po skończonym śniadaniu nie wytrzymałam i zapytałam.
-Jak się tu znalazłam?
- Znalazłem cię nie przytomną na siłowni i przywiązałem do siebie. - wyjaśnił.
- Przypominam sobie. To przez Jordan. Pokłóciłyśmy się.
Opowiedziałam z grubsza Bastianowi całą historie. Przy okazji okazało się że Jordan to jego macocha. Ciężko w to uwierzyć ale niestety to prawda.
Po skończonej rozmowie Levy zabrał mnie na wycieczkę po Burnie. Byliśmy w kawiarni na kawie, w pobliskim parku. Pomimo zimy jest ciepło a dzieci
bawią się w koło. Dostałam od mojego lekarza balonik w kształcie serduszka. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Oprócz tego poszliśmy też na mecz.Założyliśmy się która drużyna wygra. Nie znamy sie zbyt na koszykówce bo nazywaliśmy drużyny po kolorach. Walka była zacięta raz ona raz ja
wygrywałam. Na ostatnie 10 minut był remis. Stawką były moje wyjazdy z Sebastianem. Jeśli ja wygram będę mogła decydować gdzie pojedziemy jeśli wygra on ja się nie odzywam a on robi ze mną co chcę. No i niestety on wygrał. Poszliśmy jeszcze na kawę a potem wróciłam do domu.
-Dobrano. - pożegnałam się.
-Pamiętaj o następnym weekendzie. - odpowiedział i pomachał mi na pożegnanie. Uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi. Opadłam na łózko wykończona na tyle mocno że nie wiem nawet kiedy zasnęłam.
****
-Cześć skarbie. - powiedział ktoś.
-Luke? tak bardzo tęsknie.
-Ja też sweetie. - odpowiedział.
Podszedł bliżej Corneli i mocną się w nią wtulił.
-Naprawdę nic nie pamiętasz? - zapytała nie pewna czy chce to wiedzieć.
-To sen tutaj nikt mi cię nie odbierze.
Stali wtuleni w siebie zupełnie tak jakby niebo miało za chwilę runąć.
-Kocham cię. - szepnął miękko Luke.
-Nad życie,uparcie i skrycie. - dokończyła Cortni.
- Pamiętaj skarbie tylko w śnie należysz do mnie. Potem przychodzi gorzkie rozczarowanie bo wracamy do rzeczywistości.
-Nie chce wracać. - załkała błagalnie niczym dziecko.
-Musimy.
Luke zerwał się do pozycji siedzącej w swoim łóżku w zachodniej części Burnie zaś Vanessa w swoim we wschodniej części miasta.
Oboje mieli wrażenie jakby sen był rzeczywistością. Tak rozpaczliwie chcieli żeby to była prawda. Nie wiedzieli jednak że od teraz dane będzie im widywać się tylko w snach. Pięknych fantazjach nie mających nic wspólnego z realnym światem. Hemmings nie pamiętał Corneli. Widziała ją jedynie na zdjęciach, znał z opowieści rodziny. Mimo to czuł jakby w jego sercu pojawiła się ogromna dziura. Pusta której nie był w stanie niczym wypełnić. Tak bardzo chciał znowu być sobą. Ta niemoc wobec innych była okropna. Ktoś coś mówił,wspominał a od nie do końca wiedział co ma na myśli. Często siedział wpatrzony w jedne punkt zastanawiając się co by było gdyby znalazł kogoś kogo mógłby pokochać.
A co jeśli to Cornelia ma wrócić mi pamięć? często myślał. Jeśli to ona jest kluczem do rozwiązania zagadki? Nie chce jej pamiętać bo już teraz nie mogę bez niej wytrzymać a co dopiero przypomnieć sobie wszystko co nas łączyło.
-Odbierasz mi życie. - szepnął a po jego policzku popłynęła niechciana łza.
Chciał mieć obok siebie kogoś kto pokocha go wiedząc ile zła jest w nim i ile go wyrządził. Kogoś kto potrafi mu się postawić. Kogoś kto go rozbawi. Kogoś kto zrozumie jego świat. Kogoś kogo mógłby chronić. Kogoś kogo mógłby zwyzywać a ten ktoś i tak będzie obok. Kogoś kto swoją obecnością sprawi że nie istnieje na świecie nic poza nimi. Po ziemi chodzi tylko jedna taka dziewczyna i jest nią Cornelia White.
Vanessa czułą się podobnie. Od wypadku minął ponad miesiąc a ona z dnia na dzień czuła się gorzej. W pewnym sensie zazdrościła blondynowi amnezji bo nie zdawał sobie sprawy z tego co czuł. Ją miłość rozrywała od wewnątrz. Chciała rzucić wszystko w cholerę i pójść do niego. Wiedziała że nie może a i tak tego chciała.
-Muszę się pogodzić z teraźniejszością. Muszę. - powiedziała do siebie.
Ona potrzebuje kogoś kto wesprze ją ale nie stłamsi .Kogoś kto będzie obok pomimo tego jaka jest. Kogoś kto ją skrytykuje nawet jeśli zrobi coś dobrze. Kogoś kto ożywi jej serce. Kogoś kogo mogłaby znowu pokochać. Kogoś kto będzie poprawiał jej humor nawet jeśli będą to sprośne żarty o niej. Kogoś kogo tak bardzo nienawidzi a jednocześnie kocha. Na świecie jest tylko jedna taka osoba i jest nią Lucas Robert Hemmings.
Elo miśki :** tym razem miałam dłuższa przerwę :( oprócz tego powiem wam że kolejny rozdział być może pojawi się na feriach :) Co do obecnego to też jest kiepski :c I'm So Sorry :/ nie wiem co więcej powiedzieć :) Liczę na wasze komentarze bo dodają mi one motywacji do pisania. Przykro mi bardzo gdy nie komentujecie :c jeśli ktoś może to niech zaobserwuję będę wdzięczna :) oprócz tego udostępniajcie mój blog jeśli możecie :)
no i mam parę pytań :P Czy gdybym zaczęła pisać W Pogoni za Szczęściem na wattpad to czy czytalibyście? no i czy chcecie żeby przychodziły wam powiadomienia o nowym rozdziale? jeśli tak to zostawcie wasz tt albo email na google to będe wam wysyłąć powiadomienia :)
Miłego czytania :*
Raven :*