niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 1

* 5 września 2014
Kolejna ruchliwa sobota, w restauracji wujka. Ja i Irma uwijałyśmy się między stolikami, roznosząc zamówienia.
- 11- powiedział James. To nasz kucharz. Gotuje wyśmienicie, w dodatku jest bardzo przystojny. Ma brązowe oczy i ciemne blond włosy.  Jak dla mnie to po prostu jasny brąz ale każdy twierdzi że blond więc niech im będzie i  jest tylko dwa lata starszy ode mnie. Jestem pewna że złamał nie jedno serce, większość naszych gości jest bardzo bogata, kilka Pań niewiele starszych od niego proponowała mu prace jako ich prywatnego kucharza. Ale myślę że praca obejmowała nie tylko gotowanie.  James wszystkie propozycję odrzucał. W sumie trochę mu się dziwie bo te babki oferowały mu o wiele większą pensje niż mój wujek. Sama dorabiałam gdzie się dało, bo jakiś bogaty właściciel kamienicy w której mieszkam postanowił ją zburzyć i oddać działkę swojemu potomkowi. Aż mnie krew zalewała na myśl o tym że ja ciężko pracuje na to mieszkanie a jakiś rozpieszczony bachor dostanie je razem z cała kamienicą. A wracając do tematu Jamesa, dobrze że nie przyjmował tych ofert bo był perełką naszej restauracji i gdyby go nie było moglibyśmy stracić dużo klientów.
- 12- zawołał jak tylko stanęłam obok lady. Oddałam zamówienie Irmie która szła w naszym kierunku.
Nagle do lokalu weszła Diana. Chodziłam z nią do liceum ale już wtedy mnie nie cierpiała. Robiła ze mnie swojego sługusa i pomiatała mną. Właściwie jestem jej wdzięczna bo dzięki niej poznałam Irmę i obie pracujemy u mojego wujka i się przyjaźnimy, w dodatku mieszkamy razem żeby czynsz był mniejszy ale i tak za niedługo nas wywalą. Moja przyjaciółka z uśmiechem na twarzy pokazała Dianie wolny stolik i spojrzała na mnie. Dziś moja kolej by ją obsługiwać. Nie wiem po co ona tu przychodziła skoro mnie nie lubiła. Kiedy usiadła w lokalu pojawił się chłopak, kiwnęła na niego gdy odnalazł ją wzrokiem. Był wysoki,  śmiało mogłam powiedzieć że jest wyższy ode mnie o głowę. Miał blond włosy, ale to był prawdziwy blond a nie. Tak więc miał blond włosy ułożone do góry na żelu.  Jego fryzura była tak różna w porównaniu do Jamesa .On stawiał na artystyczny nie ład podczas gdy ten gość miał idealnie ułożone włosy. Jeśli dobrze zauważyłam miał niebieskie oczy. Kolczyk w wardze trochę mi przeszkadzał ale po kilku sekundach stwierdziłam że pasuje do niego idealnie bo dodaje mu charakteru. Miał na sobie czarną kurtkę i białą koszulkę z jakimś nadrukiem. Do tego czarne rurki i vansy w tym samym kolorze. Widać że je lubił bo były ciut znoszone.
-Cornelia ty jeszcze tu pracujesz?- szczebiot Diany wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak, a ty po co tu przychodzisz?- zapytałam kąśliwie.
- Bo James dobrze gotuje. I powiedzmy że cię lubię.
- Przekaże mu komplement. Będę szczera ja cię nie . - włożyłam w to tyle jadu ile tylko mogłam. Na marne, blondynka tylko spojrzała na mnie i uśmiechnęła się zadziornie. Czułam jak we mnie wrze. Opanuj się Cornelia, opanuj... pomyślałam i powtarzałam to w myślach jak mantrę.
Zerknęłam na chłopaka, popatrzył na Dianę po czym ta zamilkła. Miałam ochotę całować go po rękach bo jakby powiedziała jeszcze słowo, przysięgam że udusiłabym ją własnymi rękami.
- Chciałbym złożyć zamówienie - powiedział blondyn i uśmiechnął się do mnie przepraszająco.
Kiedy zobaczyłam ten słodki uśmiech nie mogłam go nie odwzajemnić, poczułam jak cale zdenerwowanie opuszcza moje ciało.
- Tak więc proszę, spaghetti bolognese i sok pomarańczowy. A dla ciebie Diana? - zapytał nie przestając na mnie patrzeć. Jego spojrzenie było bardzo intensywne, miałam przez chwile wrażenie że przewierca mnie na wylot.
- Sałatka  grecka i sok malinowy.
Zapisałam wszystko i uśmiechnęłam się do blondyna ostatni raz. Potem poszłam do kuchni żeby pogadać z Jamesem. Przyjaźniliśmy się, wiedziałam że podkochuje się w Irmie, co ona odwzajemnia. Jak tylko znajdziemy mieszkanie, pomyśle o wyswataniu ich. Podałam mu kartkę z zamówieniem.
- Dobrze gotujesz - powiedziałam- tak mówi Diana.
Chłopak zaśmiał się krótko, na co ja uderzyłam pięścią w ścianę. Musiałam odreagować żeby nie przyłożyć Dianie.
- Jesteś zła, więc może pożyczyć ci to?- zapytał i wskazał tasak leżący niedaleko nas.
- Nie chce iść do pudła ale przemyśle to.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Mogę napluć do jej sałatki -powiedział.
-Naprawdę?
-Tak.
-A jak się zorientuje?- zapytałam pełna obaw.
- Nie kapnie się -powiedział.
Dokończyliśmy robić sałatkę, potem mój przyjaciel splunął do niej ja wymieszałam to i wyszłam z kuchni. Kiedy szłam do stoliku Diana chyba się kłóciła z moim wybawcom. Jak tylko mnie zauważyli zamilkli.
-Twoja sałatka- powiedziałam- podałam jej talerz razem ze szklanką soku.  Drugą szklankę podałam niebieskookiemu.
- Dziękuje-powiedział.
Uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi i poszłam do kuchni.
Razem z Jamesem patrzyliśmy jak Diana je sałatkę na szczęście nie widziała nas. Po chwili do kuchni wparowała Irma.
- Na co się gapicie? - zapytała.
- Naplułem do sałatki Diany i patrzymy czy jej smakuje. - odpowiedział James. I oboje wybuchliśmy śmiechem. Po chwili Irma patrzyła razem z nami. Wszyscy płakaliśmy ze śmiechu bo widać było że zachwala sałatkę do swojego kolegi. Obsługiwałam ich przez resztę wieczoru, w końcu nadszedł koniec mojej męki. Po skończonej zmianie,poszłam do domu. Wracałam przez park w Burnie. To dość małe miasto jak na Australię bo ma niecałe 20 tys. mieszkańców,ale chyba właśnie za to je lubiłam. Irma ma wrócić dopiero o 22 więc mam jeszcze 3 godziny. Usiadłam na ławce, wyjęłam telefon z kieszeni i założyłam słuchawki. Ostatni utwór jaki słuchałam to EWELINA LISOWSKA WE MGLE, no cóż teraz raczej mam ochotę na coś mocniejszego.Bez problemu odnalazłam GREEN DAY AMERCIAN IDIOT. Nuciłam piosenkę pod nosem kiedy zauważyłam że ktoś siada na drugim końcu ławki. Nie zwróciłam na to zbytniej uwagi, więc ktoś się odezwał. Muzyka w słuchawkach była zbyt głośna i nie usłyszałam co ktoś mówi. Spojrzałam na nieznajomego i zamurowało mnie.
-Co TY tu robisz?- zapytałam
-Siedzę i przyglądam ci się.
Szczerość mojego wybawcy mnie zdziwiła.
-Kim ty w ogóle jesteś? I skąd wiedziałeś że tu będę?
- Luke Hemmings.  Po prostu za tobą poszedłem. - odpowiedział chłopak.
- Byłabym wdzięczna gdybyś mnie nie śledził.- rzuciłam obrażona- Ale dziękuje za to że broniłeś mnie przed Dianą.
- Nie ma sprawy. W sumie dziwie się że dałem się wrobić w randkę z nią skoro ona jest taka wredna i pusta.
- Nie lubię jej i tyle - odpowiedziałam
-Ona ciebie też. Myślę że po prostu ci zazdrości.
- A niby czego?- zdziwiłam się.
-Jesteś ładna, miła i zabawna. Masz przyjaciół, bardzo lojalnych co widać. Twój wujek ma restauracje. I tak można by wymieniać. - odpowiedział chłopak.
- Przesadzasz - rzuciłam, tym samym kończąc temat. -Muszę już iść - dodałam.
Choć nie za bardzo uśmiechało mi się siedzieć samej w mieszkaniu. No cóż, miejmy nadziej że pani Louisa jeszcze nie śpi. To starsza pani ma około 60 lat. Bardzo miła pani. Trzyma się dość dobrze, mam na myśli nie tylko kondycje ale i wygląd. Uwielbiam ją. Po śmierci rodziców to  ona jako pierwsza wyciągnęła pomocną dłoń. To znajoma wujka. Zaoferowała mu pomoc w wychowaniu mnie i utrzymaniu. Potem dzięki niej razem z Irmą wynajęłyśmy mieszkanie piętro niżej od jej.
- Odwiozę cię. - zaoferował blondyn.
-Nie trzeba -  powiedziałam to ale miałam cichą nadzieje że jednak to zrobi. Gdyby pani Louisa spała albo była u rodziny, miałabym szanse poznać go lepiej.
-Nie przyjmuje odmowy- rzucił chłopak z szelmowskim uśmiechem.
Poszłam za nim do jego samochodu. Kiedy usłyszałam dźwięk odblokowanego autoalarmu, zobaczyłam lśniące czarne porsche panamera. Zrobiłam wielkie oczy i poczułam jak moja dolna warga opada w dół.
- Tt..to twój ss.samochód - wydukałam.
-Tak, nie podoba ci się? - zapytał ze zdziwieniem chłopak.
-Właśnie nie, to najlepszy samochód jaki kiedykolwiek widziałam.
Niebieskooki otworzył drzwi od strony pasażera i uśmiechnął się zapraszająco. Nie mogłam mu odmówić. To auto to istne cudo i jeszcze on za kierownicą wyglądał bardzo przystojnie. Opanuj się, dziewczyno nie masz u niego szans-skarciłam się w myślach. Wsiadłam do samochodu podając mu adres mieszkania. Silnik samochodu zamruczał niczym dziki kot a mój towarzysz pomknął ulicami  Burnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz