Kochani bardzo was przepraszam że tyle nie dodaje ale mam szlaban i nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział :c moja kara ma dość długi termin i nie wiem jak to będzie. Póki co mam nadzieje że mi wybaczycie :) a teraz Raven buntownik wbiła na neta bo sama w domu jest xD
Może w czasie tej kary uda mi się dopracować swój talent pisarski a raczej jego bark xD piszę wszystko w zeszycie :D więc jak coś to wystarczy przepisać :) Bye buźki :*
trzymajcie się ciepło :** kocham was <3 :****
Do zobaczenia nie wiem kiedy :'((
Raven :*
czwartek, 27 listopada 2014
piątek, 14 listopada 2014
Rozdział 15
Myślałam że zemdleje. Luke nachylił się ku mnie i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Byłabym idiotką gdybym mu go nie oddała. Gdy się od siebie oderwaliśmy, poszłam wziąć szybki prysznic i przebrać się w piżamy. W trakcie wykonywania tych jakże prostych czynności każda komórka mojego ciała myślała o Hemmingsie, o jego ciepłych wargach i dłoniach. W końcu ogarnęłam się i poszłam do swojego pokoju odnieść kosmetyczkę. Mój blond przyjaciel leżał wyciągnięty na moim łóżku.
-Co ty...- nie dokończyłam bo przerwał mi.
- Wybacz ale muszę wracać -powiedział, podchodząc do mnie.
Położył dłoń na moich plecach i przysunął bliżej siebie. Złożył gorący całus na mojej szyi i wyszedł. Stałam tak jeszcze z dobrych parę minut wciąż w kompletnym szoku. Po tym co się dziś wydarzyło nie miałam wątpliwości że moja relacja z niebieskookim zmieni się drastycznie.
Jak dobrze że dziś mam wolne. Zjadłam śniadanie i poszłam się przygotować na zakupy z Kim. Dziewczyna przyjechała po mnie punktualnie o 13. Stałyśmy właśnie w sklepie z sukniami ślubnymi.
-Kim, mam pytanie. - powiedziałam
-Jakie? - zdziwiła się.
- Dlaczego nie zabrałaś ze sobą swojej mamy i siostry? Nie chodzi mi o to że mi się nie podoba czy coś, ale nie rozumiem tego.
- Bo one w niczym by mi nie pomogły, wręcz przeciwnie nic bym nie kupiła.
-Czemu?
-Obie mają odmienny gust do mojego. Gdy ich poznasz sama się przekonasz.
Nie wiedziałam za bardzo co o tym myśleć ale nie dopytywałam więcej. Moja przyszła ciotka przymierzyła chyba z 10 sukienek i żadna nie była jakby to ująć to jedyną. Każda kobieta tak ma że niby wygląda w czymś dobrze ale dalej szuka bo to nie TO. Kiedy znajdzie to na czym jej zależy czuje że to TO.
Razem z panią pracującą w tym sklepie szukałyśmy sukni, ale nic z tego. Gdy już miałam złożyć broń zobaczyłam istne cudo. Była to piękna suknia ślubna
Gdy Kim ją włożyła po prostu zaniemówiłam wyglądała jak bogini. Dziewczyna spojrzała w lustro i od razu zrozumiałam że tego szukałyśmy.
Do tego dobrałyśmy sandałki na niewysokiej szpilce w srebrnym kolorze i małe kolczyki. Dzień miałyśmy tak dobry że znalazła się i dla mnie sukienka.do tego szare szpilki z platformą i bransoletka.
Zmęczone zakupami poszłyśmy na kawę. Przez chwilę martwiłam się że ktoś nas śledzi bo miałam wrażenie że para oczu gapi się na mnie uparcie. Jednak starałam się odepchnąć od siebie te myśl bo dziś jest szczególny dzień.
Kiedy wróciłam do domu schowałam nowiutką suknie jeszcze w pokrowcu do szafy i poszłam zjeść obiad. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam Mike'a więc otworzyłam, oprócz niego był też Ash.
- No i jak zakupy? - zapytał czerwonowłosy.
-Świetnie kupiłam już wszystko. - oznajmiłam z szerokim uśmiechem.
-To dobrze - powiedział Ash. Jednak powiedział to tak dziwnym głosem że zaniepokoiłam się trochę.
-Stało się coś? - zapytałam podając chłopakom kubki z herbatą.
- No cóż..- zaczął Michael.
Wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się na najgorsze.
-Nie bój się - uspokoił mnie.
Coś mi mówiło że to nic dobrego.
-Załatwiliśmy ci wyścig. - wyrzucił na jednym wdechu Irwin.
Z jakiegoś podowu nie sprawiło mi to zbytniej radości. Oczywiście liczyłam się z faktem że prędzej czy później i tak stanę do walki ale nie wiedziałam że nastąpi to tak szybko.
- Nie martw się -pocieszył mnie Ashton- To dopiero za tydzień, oficjalnie cię tu już nie będzie.
Dzięki Ash pomyślałam, teraz to mnie pocieszyłeś. Rzuciłam im cierpki uśmiech. Dopiliśmy herbatę i Mike wrócił do domu, zostawiając mnie z moim przyjacielem. Strasznie bałam się że poruszy temat mnie i Luke'a. Gdy już myślałam że tego nie zrobi, on to właśnie zrobił:
- Słyszałem że ty i Luke...- nie dokończył.
- Co my? - zdziwiłam się.
- No podobno się całowaliście.- powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- To prawda. - odpowiedziałam i streściłam mu w skrócie nasz wczorajszy wieczór.
Jak tylko skończyłam chłopak uśmiechnął się, mówiąc:
- Nie zepsuj tego Li. Jesteś jedyną dziewczyną która o nas wie, w dodatku jesteś jedyną laską która nie była tylko na jedną noc.
Coś mnie tknęło, ciekawe z iloma dziwkami przespał się Hemmo nim mnie poznał? Nie odważyłam się zapytać bo Irwin na pewno tego nie wiedział ale czułam że było ich bardzo dużo. Kiedy mój przyjaciel wyszedł wzięłam prysznic i poszłam spać.
Następny dzień był pracowity już od rana. Zjadłam śniadanie i wypoczęta oraz ogarnięta pojechałam do chłopaków. Koło 12 pojechaliśmy na zakupy. Muszą na tym weselu jakoś wyglądać. Calum chodził za mną obojętnie, Irwin tylko kręcił nosem, Luke dołączył do Cala za to Michael wykazywał zainteresowanie.W życiu bym nie powiedziała że taki komputerowiec i mechanik lubi zakupy. Szczęka mi opadła kiedy zaczął mi opowiadać o sklepach w których są dobre ubrania nadające się w sam raz na rozmaite okazję. Mike tak się zaangażował że z jego pomocą znaleźliśmy coś dla niego,Ashtona i Caluma. Najwięcej kłopotu sprawił nam wysoki blondyn który chodził za nami z miną męczennika. Na niego albo coś nie pasował albo nie było rozmiaru. Po godzinie zostałam sama z Luke'iem w galerii, bo reszta wróciła do domu.
-Jeśli teraz nic nie znajdziemy, wracamy do domu dobrze?- zapytał.
-Czyżbyś miał dość? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie- wiedziałam że kłamie ale mogę to wykorzystać.
- To dobrze bo ja mam jeszcze mnóstwo siły - powiedziałam pełna satysfakcji, choć też nie byłam do końca szczera.
Weszliśmy do ostatniego sklepu. Poszukiwania zaczęły się na nowo. Z pomocą ekspedientki znaleźliśmy 3 zestawy.
- Nie - powiedziałam do chłopaka. Mierzył już 2 garnitur.
- Czy to od Versace? - zapytałam dziewczyny. Jest mniej więcej w moim wieku może rok albo 2 starsza. Bardzo ładna,długonoga brunetka uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Tak, ma Pani szczęście to ostatni egzemplarz.
-Możemy go przymierzyć?
Kiwnęła twierdząco głową podając mi ubranie.
-Masz załóż- wypaliłam prosto z mostu podając Hemmingsowi garnitur.
-Ma pani przystojnego chłopaka- powiedziała Lucy. Takie imię widniało na jej identyfikatorze.
-To nie mój chłopak. - odpowiedziałam.
-A szkoda, myślę że pasowałaby Pani do niego.
-Dziękuje to miłe.
Lucy ukłoniła się lekko odchodząc w stronę nowych klientów.
-Co myślisz? - usłyszałam za sobą.
Gdy się odwróciłam zaparło mi dech w piersiach. Luke wyglądał idealnie. Jak prawdziwy książę. Nawet Adonis nie mógł się z nim równać.
-Bierzemy - zawołałam.
Wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
-Czekaj- poprosiłam.
Posłusznie przystanął obok mnie.Przytuliłam go szepcząc do ucha:
-Po prawej, w restauracji.
-Gość ubrany na czarno? - zapytał.
-Tak. Widziałam go. Chodzi za nami jak pies.
Gdy tylko Luke poszedł w stronę tajemniczego faceta ten rzucił się biegiem. Pobiegłam za nimi wsiadając za blondynem do samochodu. Przejechaliśmy za nim pół miasta. Granatowy seat uciekł nam na skrzyżowaniu.
-Cholera - zaklął niebieskooki.
W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
-Tu Kim, mam pytanie mogłabyś przyjechać jutro rano żeby pomóc mi się ubrać.
-Oczywiście. Liczę że też mi pomożesz.
-To jesteśmy umówione. Przyjedź tak o 8.
-Ok. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, rozsiadając się wygodniej w skórzanym fotelu.
-A co jeśli ten gość to wspólnik Mimury? - zamyśliłam się na głos.
- Nie mam pojęcia. Ale Diana na pewno ci odpowie.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Wchodząc do domu rzuciłam tylko krótkie "cześć" nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź poszłam na górę do swojego pokoju. Bez namysłu rzuciłam się na łóżko, twarzą do poduszki zaczęłam rozmyślać.
Czego chce Mimura? przecież nie zaczęłam się ścigać a już ktoś chcę się mnie pozbyć. Nie pasowało mi to. Mój ciemnowłosy chłoptaś już dawno o mnie zapomniał. Ale co jeśli to....? nie tylko nie on. Kiedyś mieszkałam w Sydney. to był ten buntowniczy okres w moim życiu gdy zwiałam z domu. W wielkim mieście znalazłam przyjaciela a potem chłopaka. To z nim spędziłam najtrudniejsze 2 miesiące w moim życiu. Ale czy to mógł być on?
-Nie. To niemożliwe. - powiedziałam na głos.
- Mogę? - zapytała Diana, wchodząc do pomieszczenia tym samym kończąc moje przemyślenia.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową.
-Luke opowiedział nam o wszystkim. Masz podejrzenia kto to mógł być? - zapytała.
-Nie.
-Czy miał związek z Mimurą?
-Nie wiem.
-A może masz podejrzenia dla kogo może pracować ten gość?
- Nie.
Moje monosylabiczne odpowiedzi irytowały ją. Ale jak miałam jej pokazać że nie mam ochoty na rozmowę z nią?
Dziewczyna dała za wygraną i wyszła. Resztę dnia spędziłam w pokoju.Śpiewałam, czytałam,rysowałam robiłam wszystko na czym mogłam
skupić umysł. Późnym wieczorem rozwiązując 4 z kolei sudoku mój mózg skapitulował i zasnęłam .
Punktualnie o 8 rano byłam już u Kimberly.
-Dziękuje za pomoc- powiedziała,
-Cieszę się że na coś się przydałam.
Wymalowałam jej paznokcie na biały kolor przyklejając czarne kryształki. Makijaż pozostawiłam mojej przyjaciółce Irmie. Dziewczyna szybko uwinęła się z nim. Długie włosy szatynki upieła w warkocza, robiąc z niego koka.Cała fryzura przybrała kształt róży o długim pnączu. Na koniec wpięłyśmy w jej włosy welon. Potem przyszedł czas na nas. Szybko ubrałyśmy się, zrobiłyśmy makijaż i uczesałyśmy.
O 12 byłyśmy w pełni gotowe.
Zeszłyśmy na dół i razem z ojcem Kim. Panem Antonim pojechałyśmy do kościoła.
Antoni to wysoki starszy pan z siwiejącymi włosami, niewielkim brzuchem i szerokim uśmiechu który lśni w jego oczach. To po nim Kim je odziedziczyła miały ten sam brązowy odcień.
-Gdzie reszta? - zapytała pani młoda.
-Czekają w kościele.
- To dobrze.
Poza tą krótką wymianą zdań panowała cisza. Jednak nie była nieprzyjemna,wręcz przeciwnie.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, popędziłam do kościoła do wujka.Stał rozmawiając o czymś z księdzem.
-Niech będzie pochwalony - szepnęłam dołączając do nich.
- Na wieki wieków - odpowiedział duchowny.
-Wszyscy już są. Nawet twoi przyjaciele. - powiedział wujek nim zdążyłam zapytać.
Dałam znak organiście i po chwili rozbrzmiał marsz weselny. Idealnie z taktem melodii weszła Kim trzymając pod rękę ojca. Wiedziałam że zostawiam Liama w dobrych rękach. Przez myśl przeszło mi też pytanie czy ja też kiedyś stanę na ślubnym kobiercu. Na chwilę obecną nie miałam na co liczyć. Moja relacja z Hemmingsem nie zapowiadała niczego konkretnego a poza tym w każdej chwili ktoś mógł pozbawić mnie życia. Przykro mi było bo mogłam nigdy nie wyjść za mąż, nie mieć dzieci, nie spełnić marzeń. Ogarnęłam tyłek skupiając się na ceremonii bo nie wiele brakowało bym rozkleiła się na dobre. Gdy w końcu para młoda powiedziała sobie sakramentalne "tak" i mogła się już pocałować nie wytrzymałam i zaczęłam bić barwo. Na moje szczęście nie zrobiłam z siebie idiotki bo szybko przyłączyła się do mnie reszta gości.
Kiedy przebrnęliśmy przez formalności,składanie życzeń oraz zdjęcia pod kościołem mogliśmy w końcu pojechać na wesele.
-Skądś znam świadka Kimberly. - wyznałam siedząc w samochodzie z Jamesem i Irmą.
Moja obstawa jechała za nami w czarnym bmw. "Manuel" dźwięczało mi w głowię to cały czas. Nawet nie było czasu zapytać chłopaków czy kogoś takiego znają.
-Niech mnie kuźwa piorun strzeli - wypaliłam nagle.
-Oby nie - powiedziała Irma.
-Wiem kto to jest. - wyznałam rozradowana.
Jednak nie dane było mi dokończyć myśli bo zadzwonił telefon.
-Halo? -odebrałam.
-Hej tu Calum. - powiedział. W tle słychać było dziwny hałas, ale nie potrafiłam stwierdzić co jest jego źródłem.
-Hemmings debilu zamknij się kurwa bo próbuje rozmawiać.
-Co jest? -zapytałam.
- Bo chodzi o to że ja nie chcę cię straszyć ale Diana mówiła że nie jest pewna no ale wole cię uprzedzić.
- Przejedź do rzeczy - niemal krzyknęłam do słuchawki.
- Tu Diana nie jestem pewna ale może być ktoś z otoczenia twojego prześladowcy.
To co zakomunikowała mi blondynka zwaliło mnie z nóg, jak dobrze że siedziałam w samochodzie. Połączenie zostało zakończone bo dojechaliśmy do hotelu gdzie miało być wesele. Wysiadając z samochodu czekałam aż goście wejdą do środka by zamknąć za nimi drzwi. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię...
Proszę was tez o komentowanie to dla mnie ważne :) rozsyłajcie też linki do znajomych bo nie chce was obrazić dziewczyny które czytają moje wypociny ale jest was tak mało że nie widzę sensu żeby to ciągnąć dłużej tak więc mam nadziej że przybędzie czytelników bo jeśli w ciągu miesiące nie przybędzie choć parę osób to prawdopodobnie usunę blog :/ a szkoda bo was polubiłam <3
ale przejdźmy do pytań :)
Kim jest wspomniany Manuel? kto złapał Cornelie za ramię? Czy jej przeszłość wpłynie na relację z bandą Hemmingsem? a co będzie z naszą parką? będą razem czy nie?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejnym rozdziale W Pogoni Za Szczęściem.
A tu macie kilka zdj chłopaków w garniturach :) Żeby było wam łatwiej sobie wyobrazić jak wyglądali :)
Miłego czytania ^^
Raven :*
-Co ty...- nie dokończyłam bo przerwał mi.
- Wybacz ale muszę wracać -powiedział, podchodząc do mnie.
Położył dłoń na moich plecach i przysunął bliżej siebie. Złożył gorący całus na mojej szyi i wyszedł. Stałam tak jeszcze z dobrych parę minut wciąż w kompletnym szoku. Po tym co się dziś wydarzyło nie miałam wątpliwości że moja relacja z niebieskookim zmieni się drastycznie.
Jak dobrze że dziś mam wolne. Zjadłam śniadanie i poszłam się przygotować na zakupy z Kim. Dziewczyna przyjechała po mnie punktualnie o 13. Stałyśmy właśnie w sklepie z sukniami ślubnymi.
-Kim, mam pytanie. - powiedziałam
-Jakie? - zdziwiła się.
- Dlaczego nie zabrałaś ze sobą swojej mamy i siostry? Nie chodzi mi o to że mi się nie podoba czy coś, ale nie rozumiem tego.
- Bo one w niczym by mi nie pomogły, wręcz przeciwnie nic bym nie kupiła.
-Czemu?
-Obie mają odmienny gust do mojego. Gdy ich poznasz sama się przekonasz.
Nie wiedziałam za bardzo co o tym myśleć ale nie dopytywałam więcej. Moja przyszła ciotka przymierzyła chyba z 10 sukienek i żadna nie była jakby to ująć to jedyną. Każda kobieta tak ma że niby wygląda w czymś dobrze ale dalej szuka bo to nie TO. Kiedy znajdzie to na czym jej zależy czuje że to TO.
Razem z panią pracującą w tym sklepie szukałyśmy sukni, ale nic z tego. Gdy już miałam złożyć broń zobaczyłam istne cudo. Była to piękna suknia ślubna
Gdy Kim ją włożyła po prostu zaniemówiłam wyglądała jak bogini. Dziewczyna spojrzała w lustro i od razu zrozumiałam że tego szukałyśmy.
Do tego dobrałyśmy sandałki na niewysokiej szpilce w srebrnym kolorze i małe kolczyki. Dzień miałyśmy tak dobry że znalazła się i dla mnie sukienka.do tego szare szpilki z platformą i bransoletka.
Zmęczone zakupami poszłyśmy na kawę. Przez chwilę martwiłam się że ktoś nas śledzi bo miałam wrażenie że para oczu gapi się na mnie uparcie. Jednak starałam się odepchnąć od siebie te myśl bo dziś jest szczególny dzień.
Kiedy wróciłam do domu schowałam nowiutką suknie jeszcze w pokrowcu do szafy i poszłam zjeść obiad. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez wizjer. Zobaczyłam Mike'a więc otworzyłam, oprócz niego był też Ash.
- No i jak zakupy? - zapytał czerwonowłosy.
-Świetnie kupiłam już wszystko. - oznajmiłam z szerokim uśmiechem.
-To dobrze - powiedział Ash. Jednak powiedział to tak dziwnym głosem że zaniepokoiłam się trochę.
-Stało się coś? - zapytałam podając chłopakom kubki z herbatą.
- No cóż..- zaczął Michael.
Wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się na najgorsze.
-Nie bój się - uspokoił mnie.
Coś mi mówiło że to nic dobrego.
-Załatwiliśmy ci wyścig. - wyrzucił na jednym wdechu Irwin.
Z jakiegoś podowu nie sprawiło mi to zbytniej radości. Oczywiście liczyłam się z faktem że prędzej czy później i tak stanę do walki ale nie wiedziałam że nastąpi to tak szybko.
- Nie martw się -pocieszył mnie Ashton- To dopiero za tydzień, oficjalnie cię tu już nie będzie.
Dzięki Ash pomyślałam, teraz to mnie pocieszyłeś. Rzuciłam im cierpki uśmiech. Dopiliśmy herbatę i Mike wrócił do domu, zostawiając mnie z moim przyjacielem. Strasznie bałam się że poruszy temat mnie i Luke'a. Gdy już myślałam że tego nie zrobi, on to właśnie zrobił:
- Słyszałem że ty i Luke...- nie dokończył.
- Co my? - zdziwiłam się.
- No podobno się całowaliście.- powiedział szczerząc się jak głupi do sera.
- To prawda. - odpowiedziałam i streściłam mu w skrócie nasz wczorajszy wieczór.
Jak tylko skończyłam chłopak uśmiechnął się, mówiąc:
- Nie zepsuj tego Li. Jesteś jedyną dziewczyną która o nas wie, w dodatku jesteś jedyną laską która nie była tylko na jedną noc.
Coś mnie tknęło, ciekawe z iloma dziwkami przespał się Hemmo nim mnie poznał? Nie odważyłam się zapytać bo Irwin na pewno tego nie wiedział ale czułam że było ich bardzo dużo. Kiedy mój przyjaciel wyszedł wzięłam prysznic i poszłam spać.
Następny dzień był pracowity już od rana. Zjadłam śniadanie i wypoczęta oraz ogarnięta pojechałam do chłopaków. Koło 12 pojechaliśmy na zakupy. Muszą na tym weselu jakoś wyglądać. Calum chodził za mną obojętnie, Irwin tylko kręcił nosem, Luke dołączył do Cala za to Michael wykazywał zainteresowanie.W życiu bym nie powiedziała że taki komputerowiec i mechanik lubi zakupy. Szczęka mi opadła kiedy zaczął mi opowiadać o sklepach w których są dobre ubrania nadające się w sam raz na rozmaite okazję. Mike tak się zaangażował że z jego pomocą znaleźliśmy coś dla niego,Ashtona i Caluma. Najwięcej kłopotu sprawił nam wysoki blondyn który chodził za nami z miną męczennika. Na niego albo coś nie pasował albo nie było rozmiaru. Po godzinie zostałam sama z Luke'iem w galerii, bo reszta wróciła do domu.
-Jeśli teraz nic nie znajdziemy, wracamy do domu dobrze?- zapytał.
-Czyżbyś miał dość? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Nie- wiedziałam że kłamie ale mogę to wykorzystać.
- To dobrze bo ja mam jeszcze mnóstwo siły - powiedziałam pełna satysfakcji, choć też nie byłam do końca szczera.
Weszliśmy do ostatniego sklepu. Poszukiwania zaczęły się na nowo. Z pomocą ekspedientki znaleźliśmy 3 zestawy.
- Nie - powiedziałam do chłopaka. Mierzył już 2 garnitur.
- Czy to od Versace? - zapytałam dziewczyny. Jest mniej więcej w moim wieku może rok albo 2 starsza. Bardzo ładna,długonoga brunetka uśmiechnęła się do mnie promiennie.
-Tak, ma Pani szczęście to ostatni egzemplarz.
-Możemy go przymierzyć?
Kiwnęła twierdząco głową podając mi ubranie.
-Masz załóż- wypaliłam prosto z mostu podając Hemmingsowi garnitur.
-Ma pani przystojnego chłopaka- powiedziała Lucy. Takie imię widniało na jej identyfikatorze.
-To nie mój chłopak. - odpowiedziałam.
-A szkoda, myślę że pasowałaby Pani do niego.
-Dziękuje to miłe.
Lucy ukłoniła się lekko odchodząc w stronę nowych klientów.
-Co myślisz? - usłyszałam za sobą.
Gdy się odwróciłam zaparło mi dech w piersiach. Luke wyglądał idealnie. Jak prawdziwy książę. Nawet Adonis nie mógł się z nim równać.
-Bierzemy - zawołałam.
Wyszliśmy ze sklepu i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.
-Czekaj- poprosiłam.
Posłusznie przystanął obok mnie.Przytuliłam go szepcząc do ucha:
-Po prawej, w restauracji.
-Gość ubrany na czarno? - zapytał.
-Tak. Widziałam go. Chodzi za nami jak pies.
Gdy tylko Luke poszedł w stronę tajemniczego faceta ten rzucił się biegiem. Pobiegłam za nimi wsiadając za blondynem do samochodu. Przejechaliśmy za nim pół miasta. Granatowy seat uciekł nam na skrzyżowaniu.
-Cholera - zaklął niebieskooki.
W tym samym czasie zadzwonił mój telefon.
- Halo? - odebrałam.
-Tu Kim, mam pytanie mogłabyś przyjechać jutro rano żeby pomóc mi się ubrać.
-Oczywiście. Liczę że też mi pomożesz.
-To jesteśmy umówione. Przyjedź tak o 8.
-Ok. Do zobaczenia.
Rozłączyłam się, rozsiadając się wygodniej w skórzanym fotelu.
-A co jeśli ten gość to wspólnik Mimury? - zamyśliłam się na głos.
- Nie mam pojęcia. Ale Diana na pewno ci odpowie.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Wchodząc do domu rzuciłam tylko krótkie "cześć" nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź poszłam na górę do swojego pokoju. Bez namysłu rzuciłam się na łóżko, twarzą do poduszki zaczęłam rozmyślać.
Czego chce Mimura? przecież nie zaczęłam się ścigać a już ktoś chcę się mnie pozbyć. Nie pasowało mi to. Mój ciemnowłosy chłoptaś już dawno o mnie zapomniał. Ale co jeśli to....? nie tylko nie on. Kiedyś mieszkałam w Sydney. to był ten buntowniczy okres w moim życiu gdy zwiałam z domu. W wielkim mieście znalazłam przyjaciela a potem chłopaka. To z nim spędziłam najtrudniejsze 2 miesiące w moim życiu. Ale czy to mógł być on?
-Nie. To niemożliwe. - powiedziałam na głos.
- Mogę? - zapytała Diana, wchodząc do pomieszczenia tym samym kończąc moje przemyślenia.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową.
-Luke opowiedział nam o wszystkim. Masz podejrzenia kto to mógł być? - zapytała.
-Nie.
-Czy miał związek z Mimurą?
-Nie wiem.
-A może masz podejrzenia dla kogo może pracować ten gość?
- Nie.
Moje monosylabiczne odpowiedzi irytowały ją. Ale jak miałam jej pokazać że nie mam ochoty na rozmowę z nią?
Dziewczyna dała za wygraną i wyszła. Resztę dnia spędziłam w pokoju.Śpiewałam, czytałam,rysowałam robiłam wszystko na czym mogłam
skupić umysł. Późnym wieczorem rozwiązując 4 z kolei sudoku mój mózg skapitulował i zasnęłam .
Punktualnie o 8 rano byłam już u Kimberly.
-Dziękuje za pomoc- powiedziała,
-Cieszę się że na coś się przydałam.
Wymalowałam jej paznokcie na biały kolor przyklejając czarne kryształki. Makijaż pozostawiłam mojej przyjaciółce Irmie. Dziewczyna szybko uwinęła się z nim. Długie włosy szatynki upieła w warkocza, robiąc z niego koka.Cała fryzura przybrała kształt róży o długim pnączu. Na koniec wpięłyśmy w jej włosy welon. Potem przyszedł czas na nas. Szybko ubrałyśmy się, zrobiłyśmy makijaż i uczesałyśmy.
O 12 byłyśmy w pełni gotowe.
Zeszłyśmy na dół i razem z ojcem Kim. Panem Antonim pojechałyśmy do kościoła.
Antoni to wysoki starszy pan z siwiejącymi włosami, niewielkim brzuchem i szerokim uśmiechu który lśni w jego oczach. To po nim Kim je odziedziczyła miały ten sam brązowy odcień.
-Gdzie reszta? - zapytała pani młoda.
-Czekają w kościele.
- To dobrze.
Poza tą krótką wymianą zdań panowała cisza. Jednak nie była nieprzyjemna,wręcz przeciwnie.
Gdy dojechaliśmy na miejsce, popędziłam do kościoła do wujka.Stał rozmawiając o czymś z księdzem.
-Niech będzie pochwalony - szepnęłam dołączając do nich.
- Na wieki wieków - odpowiedział duchowny.
-Wszyscy już są. Nawet twoi przyjaciele. - powiedział wujek nim zdążyłam zapytać.
Dałam znak organiście i po chwili rozbrzmiał marsz weselny. Idealnie z taktem melodii weszła Kim trzymając pod rękę ojca. Wiedziałam że zostawiam Liama w dobrych rękach. Przez myśl przeszło mi też pytanie czy ja też kiedyś stanę na ślubnym kobiercu. Na chwilę obecną nie miałam na co liczyć. Moja relacja z Hemmingsem nie zapowiadała niczego konkretnego a poza tym w każdej chwili ktoś mógł pozbawić mnie życia. Przykro mi było bo mogłam nigdy nie wyjść za mąż, nie mieć dzieci, nie spełnić marzeń. Ogarnęłam tyłek skupiając się na ceremonii bo nie wiele brakowało bym rozkleiła się na dobre. Gdy w końcu para młoda powiedziała sobie sakramentalne "tak" i mogła się już pocałować nie wytrzymałam i zaczęłam bić barwo. Na moje szczęście nie zrobiłam z siebie idiotki bo szybko przyłączyła się do mnie reszta gości.
Kiedy przebrnęliśmy przez formalności,składanie życzeń oraz zdjęcia pod kościołem mogliśmy w końcu pojechać na wesele.
-Skądś znam świadka Kimberly. - wyznałam siedząc w samochodzie z Jamesem i Irmą.
Moja obstawa jechała za nami w czarnym bmw. "Manuel" dźwięczało mi w głowię to cały czas. Nawet nie było czasu zapytać chłopaków czy kogoś takiego znają.
-Niech mnie kuźwa piorun strzeli - wypaliłam nagle.
-Oby nie - powiedziała Irma.
-Wiem kto to jest. - wyznałam rozradowana.
Jednak nie dane było mi dokończyć myśli bo zadzwonił telefon.
-Halo? -odebrałam.
-Hej tu Calum. - powiedział. W tle słychać było dziwny hałas, ale nie potrafiłam stwierdzić co jest jego źródłem.
-Hemmings debilu zamknij się kurwa bo próbuje rozmawiać.
-Co jest? -zapytałam.
- Bo chodzi o to że ja nie chcę cię straszyć ale Diana mówiła że nie jest pewna no ale wole cię uprzedzić.
- Przejedź do rzeczy - niemal krzyknęłam do słuchawki.
- Tu Diana nie jestem pewna ale może być ktoś z otoczenia twojego prześladowcy.
To co zakomunikowała mi blondynka zwaliło mnie z nóg, jak dobrze że siedziałam w samochodzie. Połączenie zostało zakończone bo dojechaliśmy do hotelu gdzie miało być wesele. Wysiadając z samochodu czekałam aż goście wejdą do środka by zamknąć za nimi drzwi. Nagle poczułam jak ktoś chwyta mnie za ramię...
_______________________________________________________________________
Siemka :* przepraszam że tak długo czekaliście na rozdział. Tak swoją drogą to wiem szału nie ma no ale nie jestem profesjonalistką więc nie ma co wymagać cudu. Od razu mówię że dodam tez Kim do bohaterów bo wniesie coś do fabuły :) Kolejny news jest taki że mam wywiadówkę w czwartek więc na kolejny rozdział sobie poczekacie w ciul długo :C trzymajcie kciuki żebym przeżyła :C jak coś to już się z wami żegnam :* :'(Proszę was tez o komentowanie to dla mnie ważne :) rozsyłajcie też linki do znajomych bo nie chce was obrazić dziewczyny które czytają moje wypociny ale jest was tak mało że nie widzę sensu żeby to ciągnąć dłużej tak więc mam nadziej że przybędzie czytelników bo jeśli w ciągu miesiące nie przybędzie choć parę osób to prawdopodobnie usunę blog :/ a szkoda bo was polubiłam <3
ale przejdźmy do pytań :)
Kim jest wspomniany Manuel? kto złapał Cornelie za ramię? Czy jej przeszłość wpłynie na relację z bandą Hemmingsem? a co będzie z naszą parką? będą razem czy nie?
Odpowiedzi na te i inne pytania znajdziecie w kolejnym rozdziale W Pogoni Za Szczęściem.
A tu macie kilka zdj chłopaków w garniturach :) Żeby było wam łatwiej sobie wyobrazić jak wyglądali :)
Miłego czytania ^^
Raven :*
wtorek, 4 listopada 2014
Rozdział 14
Muzyka do rozdziału: Klik
- Znalazłam coś co może nam się przydać. - poinformował nas przybysz.
Już miałam wydrzeć się na dziewczynę co tu robi, kiedy przypomniałam sobie że przecież to ją wybrał Hemmings.
- Jeśli to nie dotyczy tego gościa to wracaj skąd przyszłaś - mruknął Ashton .
- Gdzie Mike? - zapytała kompletnie nie zrażona Diana.
-Tam gdzie zwykle - odpowiedział Luke i poszedł z nią do pokoju czerwonowłosego.
Jak tylko znikli za drzwiami Irwin wyszedł do garażu zostawiając mnie samą z Hoodem.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam.
- Nie wiem czy mogę. - powiedział nieśmiało Calum.
To do niego nie podobne. Pierwszy raz widzę jak jest nieśmiały zauważyłam też że czymś się denerwuje bo nie patrzył mi w oczy a jego ręce trzęsły się niemiłosiernie.
- Zaufaj mi - rzuciłam wykorzystując jego stan.
-Nie.... Ja..... Nic... nie wiem. - wydukał.
Coś ukrywał, on wiedział co ona tu robi. Oni wszyscy przede mną coś ukrywali. Muszę rozpocząć własne śledztwo bo nikt mi nic nie mówi.
Moje myśli tak bardzo mnie zaabsorbowały że nie zauważyłam jak nasze gołąbki przyszły do salonu.
-Muszę wyjść - szepnął Cal. Praktycznie wybiegł z pomieszczenia.
-Ja...yyyy idę do Asha. - powiedziałam licząc cicho w duchu że żadne mnie nie zatrzyma. Już stałam przy drzwiach prowadzących do garażu.
Wystarczyło pociągnąć za klamkę. Jednak musiałam zmienić plany bo usłyszałam za sobą:
-Czekaj. Chcę porozmawiać.
-To ja was zastawię. - poinformował Luke kierując się w stronę tarasu.
-Nie, to dotyczy też ciebie.
Co Diana od nas chciała? Bałam się tego co mi powie. Może ona i Hemmo są oficjalnie razem? a może się jej oświadczył?
Czułam że zaraz dostanę apopleksji. Gestem dłoni kazała nam usiąść. Z trudem przełknęłam ślinę szykując się na najgorsze.
-Wiem od Michaela że chciałaś wyjechać. - powiedziała do mnie. - Możesz mnie nie lubić z resztą ja za tobą też nie przepadałam na początku.
Wtedy jeszcze nie znałam chłopaków. Możesz też uważać mnie za zdzirę ale mnie i Luke'a nie łączy nic poza przyjaźnią.
CO?! CO?! to tylko przyjaźń?! myślałam że oszaleje z radości. Ale chyba nie chodziło tylko o to.
- Już tłumaczę. Kiedy Luke mnie poznał zaoferował mi układ.
-Układ? - powtórzyłam ostatnie słowo bo nie wierzyłam. Jaki znowu układ?
- Po tym jak cię przyjęli - zaczęła Edison - spotkałam się z nim znowu - tu wskazała na blondyna- Obserwowałam cię. W między czasie zbierając informacje. Kiedy rozniosła się plotka że słynna Panna White wraca do starej branży niektórzy nie ucieszyli się zbytnio.
Miałam jej przerwać i udać że nie wiem o czym mówi jednak Hemmings powstrzymał mnie.
-Ona zna twoją przeszłość. Nie musisz kłamać.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową słuchając dalej co mam mi do powiedzenia blondynka.
- Przychodziłam często do restauracji bo musiałam cię mieć na oku. Poza tym spodobałaś się temu casanowie- tu wskazała głową chłopaka siedzącego obok mnie.- więc musiałam pilnować i jego i ciebie. Wracając do tematu wyścigów. Niejaki Mimura wynajął paru gości którzy mieli cię pilnować.
- Mimura? nie tylko nie on. - poprosiłam błagalnie.
- Siedzę w tym gównie tyle lat ale w życiu o nim nie słyszałem. - wtrącił się niebieskooki.
Diana zerknęła na mnie uśmiechając się kwaśno. Jej wzrok sugerował żebym wyjaśniła kim jest owy człowiek o którym mowa.
- Mimura to jeden z najgorszych typów z jakimi dane było mi się spotkać. Wygrałam z nim kiedyś. Podobałam mu się nawet,wszyscy o tym
wiedzieli ale nie chciałam go. Ten jednak zagroził że zniszczy mojego wujka. Nie miałam wyjścia i byłam z nim przez jakiś czas. Być może miesiąc może 2. Był strasznie apodyktyczny. Chciał ode mnie tylko jednej rzeczy. Gdy mu jej nie dałam zaczął mnie szantażować i znęcać się nade mną. Dzięki Jamesowi udało mi się od niego uciec. - zakończyłam.
Oszołomiony Luke siedział w fotelu, przymrużył oczy lustrując uważnie mnie i Dianę. Nie odzywał się więc dziewczyna kontynuowała.
-Przypuszczam że to on cię gonił i to on wysłał tego sms'a. Póki co to tylko teoria. Muszę dowiedzieć się więcej, dlatego byłabym wdzięczna gdybyś współpracowała ze mną - powiedziała brązowooka.
- Dobrze, w obecnej sytuacji nie mam wyjścia. Dziękuje za pomoc - ostatnie słowa wypowiedziałam z trudem.
Diana chciała mi pomóc naprawdę. Właściwie dobry z niej szpieg. Ciekawe kiedy dowiedziała się tego wszystkiego.Musiałam przyznać że zyskuje przy bliższym poznaniu.
-Mike wie co ma robić więc idę wziąć prysznic. Padam z nóg. - mówiąc to poszła na górę. Nim znikła nam z oczu zerknęła przez ramię na mnie po czym uśmiechnęła się delikatnie.
Czułam się niezręcznie będąc sam na sam z blondynem więc poszłam do swojego pokoju. Z trzaskiem zamknęłam drzwi, próbując jakoś to wszystko sobie poukładać. Po kilku minutach do pomieszczenia wpadł mój domniemany adorator.
- Czego chcesz? - rzuciłam złośliwie. Trzeba przyznać że miał wyczucie. Pojawiał się za każdym razem gdy nie miałam choćby najmniejszej ochoty by go widzieć.
-Musimy wyjaśnić sobie parę rzeczy.
-Jeśli chodzi o pocałunek to po prostu o nim zapomnijmy.
-Zapomnijmy?!- mówiąc to podniósł głos. Czuć w nim było poirytowanie i gniew.
-Nie wiem jak ty ale ja nie mam z tym problemu. - skłamałam znowu. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Odkąd tylko pamiętam oszukuję ja albo to ja zostaję oszukana. Nie ma co świetny ze mnie człowiek. Kim ja właściwie jestem? skoro wszystko to jedna wielka farsa to ja też nią jestem,prawda?. Mogłabyś chociaż mnie nie okłamywać! wrzasnęło zrozpaczone serce. No proszę nawet je chce zwieść.
- Nie wciskaj mi kitu. Nie ty.
Widać że jedyne co łączy mnie z Luke'iem to kłamstwo.
- Ale ja mówię prawdę - kolejny raz zaprzeczyłam.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć. W pociągu twoje usta i ciało mówiły kompletnie co innego.
Odchrząknęłam. Miał rację.
-Dlaczego zawsze musisz mieć racje?! - krzyknęłam zła. Nie wiem czy na niego czy na siebie. A może na nas obojga.
-Wiesz dlaczego? wiesz? - zapytał równie głośno co ja wcześniej tym samym zmniejszając dzielący nas dystans.Trzymał mnie teraz mocno za ramiona patrząc prosto w oczy.
-Powiedz mi. Dlaczego zawsze jesteś o jeden krok do przodu?
- Bo zależy mi na tobie.
Zmiękły mi kolana. Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy to mogła być prawda? Nie.Na pewno nie.
-Przykro mi - zaczęłam robiąc smutną minę. - ale mi na tobie nie zależy.
Kolejna ściema. Cornelia do jasnej cholery, przestań kłamać! Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie żebym wyznała chłopakowi prawdę. Miałam przecież świetną ochronę, moja mała rodzina lubiła go. Praktycznie musiałam utwierdzić i jego i siebie że nic nie czuję. Jeśli Diana miała
rację i to Mimura na mnie poluję,sprawy nie wyglądały dobrze. Wiem że kłamstwo nie popłaca ale ja muszę. Chodzi o bezpieczeństwo Luke'a. Nie miałby szans w starciu z Mimurą. Ten drugi nie umie grać fair, bezlitosny zimny typ który nie cofnie się przed niczym. Z resztą muszę
chronić też resztę. Oby Diana zgodziła mi się pomóc, w przeciwnym razie wpadnę jak śliwka w kompot.
-Spójrz mi w oczy i powiedz że mnie nie kochasz,że nic do mnie nie czujesz. - szepnął blondyn uważnie mi się przyglądając.
- A co ci da moja odpowiedź? -rzuciłam wyrywając się z jego uścisku.
-Wiele zmieni między nami - odpowiedział.
Nie pomagasz pomyślałam.
-Nie mogę ci odpowiedzieć.
-Dlaczego?- zdziwił się.
- Powiedz po prostu co czujesz. Jeśli mnie nie kochasz, zniknę z twojego życia.
Na to nie mogłam się zgodzić. Powiedzieć nie powiedzieć? powiedzieć nie powiedzieć? kontemplowałam przez chwilę aż w końcu postanowiłam.
- Kocham cię bardziej niż możesz sobie to wyobrazić ale nie możemy być razem. - wyznałam, dotykając jego policzka. Czułam że zaraz się rozpłaczę. Teraz kiedy w końcu znalazłam kogoś kogo naprawdę kocham, musiałam z niego zrezygnować tak po prostu.
-Nie pozwolę ci. Słyszysz nigdy. -powiedział, mocno mnie przytulając. Następnie wyszedł z pokoju.
Brawo Cornelia w końcu mu powiedziałaś! wrzeszczało moje rozradowane serce.
-Ale chyba nie tego chciałam-szepnęłam do siebie i zasnęłam.
Następny dzień
Kiedy wstałam, poszłam do łazienki. Cały czas miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje.
-Chyba się nie wsypałam- powiedziałam sama do siebie. Na potwierdzenie tego weszłam do kuchni i o mało mnie zemdlałam. W ostatniej chwili czyjeś silne ramiona mnie złapały.
- W porządku? - usłyszałam znajomy głos.
- Co ty tu robisz? -zapytałam przytomniejąc.
- Mieszkam i czekam aż się obudzisz. Słodko wyglądasz jak śpisz. - powiedział.
Miałam ochotę go udusić ale jak tylko spojrzałam w te piękne niebieskie tęczówki cała złość, znikła po prostu znikła.
- Chciałem cię obudzić ale jak zauważyłem że przytulasz się do mojej koszulki nie miałem serca.
Poczułam się zażenowana, on to widział. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Spuściłam wzrok, nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
- Idę się ubrać nie chcę się spóźnić do pracy - rzuciłam i wyszłam.
Poczłapałam do pokoju, spojrzałam na termometr było 20 stopni, ponoć ma być większy upał. Wzięłam moją sukienkę w kwiatki złożyłam ją i
schowałam do torby. Dziś poniedziałek więc pracuje tylko 6 godzin. Wzięłam szorty i białą koszulkę z czerwonym napisem "Kiss Me".
Szybko się ubrałam i umalowałam. Tradycyjne kreski i tusz. Dziś nie zrezygnowałam z czerwonej szminki. Rozpuściłam włosy, a te spłynęły po moich plecach kaskadą loków.Zawiązałam czerwoną bandamkę podnosząc grzywkę do góry. Trochę lakieru i wszystko było gotowe. Wsunęłam wsuwki we włosy żeby bandamka mocniej się trzymała i wyszyłam z łazienki. Rzuciłam ciuchy na łóżko i włączyłam odtwarzacz.Zaczęłam nucić, szukając mojej jeans'owej kurtki. Była cienka z podwiniętymi rękawami więc uznałam że będzie odpowiednia. Zerknęłam na siebie w lustrze. Wrzuciłam do torebki kosmetyczkę i ubrałam czerwone conversy. Położyłam wszystko na malej szafce w korytarzu i poszłam do kuchni, niestety nie doszłam bo niebieskooki zawołał mnie do salonu. Na stoliku stały kanapki a obok nich 2 kubki. Blondyn leżał wyciągnięty na kanapie.
- Czego ty właściwie słuchasz? - zapytał nie patrząc na mnie.
- Latynoskie hity, Irma je lubi.
W tym samym momencie na mnie spojrzał i jego usta ułożyły się na kształt litery "O".
- Wyglądasz przepięknie. - powiedział i zlustrował mnie od góry do dołu.
- Nawet tak nie patrz. - powiedziałam i sięgnęłam po kubek. Usiadłam w fotelu obok kanapy i upiłam łyk. Spojrzałam na zegarek dochodziła 10.
- Zawsze się tak ubierasz do pracy? - zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia..
- Jak? - zdziwiłam się.
- Tak pięknie i wyzywająco.
- Ani jedno ani drugie do mnie pasuje , - powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie. Lubie z nim w to grać bo tak łatwo go nabrać.
- Mam wątpliwości. - powiedział i zjadł kanapkę.
- W tym tempie to ja nic nie zjem - zażartowałam.
Uśmiechnął się i podał mi talerz. Wzięłam kromkę i po 3 gryzach ją zjadłam
- Na pewno nic nie zjesz - powiedział blondyn i oboje wybuchliśmy śmiechem. Szybko zjedliśmy odniosłam talerze do kuchni i spojrzałam na zegarek to dobrze mi się siedziało z Hemmingsem ale zostało mi zaledwie 2 min nim autobus mi ucieknie.
-Gdzie tak pędzisz? -zapytał.
- Na autobus, bo motorem nie pojadę do pracy - rzuciłam, i w tym samym momencie chłopak złapał mnie za ramię.
- Widzisz tu gdzieś motor?
Pokiwałam przecząco głową bo faktycznie go nie było.Luke wyjął z kieszeni kluczyki i podszedł do jednego z samochodów, nie widziałam go dobrze ale kiedy stanął przede mną myślałam że zemdleje.
- Cortni, w porządku? wyglądasz blado? - zapytał z troską błękitnooki.
- Ja... Ja chyba umarłam. To jest raj. - powiedziałam. Musnęłam delikatnie maskę chevroleta camaro ss 1969, białe pasy na czarnej masce dodawały mu charakteru. Bałam się że pod wpływem mojego dotyku samochód rozpadnie się albo zniknie.
-Wsiadaj! - zawołał Luke. Miałam usiąść od strony pasażera ale on tylko pomachał pacem i wskazała miejsce za kierownicą.
Skamieniała ze strachu usiadłam za kierownicą i powiedziałam bardziej drżącym głosem niż się spodziewałam:
- Nie mam prawka.
- Masz - powiedział i sięgnął do schowka. Podał mi mały przedmiot podobny do dowodu osobistego. Otworzyłam oczy ze zdziwienia bo zobaczyłam tam swoje zdjęcie.
-Jak..? - wydukałam.
- Mamy znajomości. Twoje prawko jest jak najprawdziwsze. Poszli nam na rękę jak się dowiedzieli że masz urodziny za tydzień. Samochód jest twój a ja jestem tylko skromnym współwłaścicielem. A teraz jedź do pracy bo się spóźnisz.
Zdziwienie wciąż mnie nie opuszczało. Płynnie wymijałam powolne samochody i kiedy dojechałam do pracy żałowałam że nie pracuje na drugim końcu miasta. Samochód prowadził się idealnie.
- Luke - zaczęłam - ja nie mogę tego przyjąć.
Zawsze sama chciałam zapracować na swój samochód sama, a ten był zbyt drogocenny.
- Przewidziałem to - powiedział - dlatego mam umowę. Oboje jesteśmy jego właścicielami, dlatego ty będziesz nim jeździć ale gdybym go potrzebował pożyczysz mi go a potem wróci znowu do ciebie, ok?
To było logiczne, pożyczamy go sobie więc ok.
- OK, ale głupio mi że nic się nie dołożyłam- powiedziałam i spuściłam wzrok.
-Wystarczy mi że jesteś. - odpowiedział i przytulił mnie.
Nie chciałam się rozkleić, na szczęście mój przyjaciel sam to zauważył i rzucił:
-Idź do pracy, chyba nie chcesz się spóźnić.
Wysiedliśmy z samochodu i poszłam do restauracji. Wiele się w niej zmieniło Stół bilardowy, nowa tablica na rzutki. Dużo zdjęć, na ścianach.
Mimo wszystko podobało mi się to. Z głośników płynęła przyjemna muzyka. Poszłam się przebrać w uniform. To czarna sukienka z białym fartuszkiem. Ubrałam go i nachyliłam się do okienka kuchennego.
-Dam mi szef coś zimnego. - zapytałam ze śmiechem.
- Cortni! Pewnie trzymaj - nalał mi zimnej lemoniady i zapytał- Co się stało wczoraj?
- Nic konkretnego po prostu byłam zajęta.
- O czym beze mnie plotkujecie? - zapytała Irma całując w policzek mnie i Jamesa.
- O wczorajszym dniu
- Wracajcie do pracy drogie panie - zobaczyłam za sobą wujka.
Przez cały cały czas pracowałyśmy w pocie czoła, udało mi się nawet zakolegować z Kim nową pracownicą. Okazało się że jest młodsza od wujka tylko 10 lat. Sposób jaki o nim mówiła. Czułam że coś jest na rzeczy.
Pod koniec zmiany w barze pojawił się Luke. Rozłożył kule na stole bilardowym i zaczął grać.
Kiedy wszyscy moi przyjaciele i Kim byli w kuchni oświadczyłam:
-Wyjeżdżam na studia do Europy. Do Anglii.
-Naprawdę? - powiedzieli chórem.
Zaczęli mi gratulować. Poczułam się nieswojo ale starłam się to ukryć.
-Kiedy wyjeżdżasz? - zapytała rozradowana Irma.
- Za tydzień.
- To w sam raz. Akurat wtedy będziemy mogły zerwać umowę najmu. - skomentowała moja przyjaciółka
-Tak się cieszę.- i przytuliłam całą trójkę. Nawet Kim.
Kiedy ją przytulałam szepnęłam jej do ucha: "Dbaj o wujka jak mnie nie będzie"
Uśmiechnęła się. Pożegnałam się z nimi i już przebrana poszłam do wujka. Kiedy mu o tym powiedziałam był dumny widziałam to. W końcu udało mi się wyjść i poszłam prosto do auta nie patrząc czy Luke jest w restauracji. Kiedy wsiadłam poczułam narastające łzy.
-Opanuj się. - szepnęłam - Twój makijaż jest wodoodporny ale bez przesady.
Oparłam się wygodnie w fotelu. Po moich policzkach popłynęły jeszcze dwie łzy ale ktoś już zdążył je otrzeć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam błękitnookiego. Uśmiechnął się pocieszająco.
-Przydałaby się twoja koszulka - powiedziałam.
- Po co? -zdziwił się.
-Bo muszę się do czegoś przytulić. -
-Masz mnie więc ona jest nie potrzebna. - powiedział mocno mnie przytulając
Czułam się w jego ramionach bezpieczna a co ważniejsze czułam się potrzebna. Kiedy oderwaliśmy się zapytał:
-Mogę poprowadzić?
- Pewnie. - powiedziałam i oddałam posłusznie kluczyki.
Gdy usiadłam na miejscu pasażera zwinęłam się w kłębek i patrzyłam na krajobraz za oknem. Po 30 min uświadomiłam sobie że nie jedziemy do domu ani jego ani tym bardziej mojego. Znaleźliśmy się za miastem w niewielkim lesie.
-Co chcesz zrobić? - zapytałam wysiadając.
-Nie bój się nie zabije cię ani nie zgwałcę. - odpowiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
Przeszły mnie ciarki gdy to powiedział. Kiedy złapał mnie za rękę i pociągnął w las wcale nie poczułam pewniej. Dochodziła 19 więc słońce powoli zachodziło. Kiedy doszliśmy zobaczyłam polane a na niej koc i jedzenie rozstawione na nim nie wiedziałam co powiedzieć. Wszystko stało pod drzewem a na nim było wiele światełek i dostrzegłam z daleka sznurki a na nich karteczki. Puściłam rękę Hemmingsa i podbiegłam do drzewa.
Zdjęłam jedną kartkę, już miałam ją rozłożyć gdy ktoś powstrzymał mnie.
-Potem.- szepnął.
Schowałam kartkę do kieszeni i poszłam za nim. Usiedliśmy na kocu, było na nim tyle jedzenia że od razu zabraliśmy się za jego usunięcie. Po 3 truskawce w czekoladzie złożyłam broń.
- Odpadam - rzuciłam.
- Ja też
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Po chwili chłopak wstał i podał mi rękę, wstałam a on zaprowadził mnie do drzewa przy którym stałam wcześniej. Słońce zaszło więc panował przyjemny wieczór. Lampki na drzewie świeciły jasno więc byłam w stanie przeczytać karteczkę która miałam w kieszeni. Nie zdążyłam jej nawet wyjąć bo Luke przytulił mnie od tył i pocałował w szyje. Tym razem to nie była zabawa, jakaś część mnie kazała mi go odepchnąć ale zignorowałam ją i odwróciłam się twarzą do niego. Spojrzałam mu w oczy. Nie umiałam nic z nich wyczytać. Instynktownie zaczęliśmy się do siebie przysuwać. Chłopak pochylił się by mnie pocałować, najpierw nieśmiało jakby bał się odtrącenia, ale kiedy stanęłam na palcach,wpiłam się w jego usta. Przesunął dłonie na moje uda i podciągnął mnie wyżej tym samy zmuszając bym oplotła nogi wokół jego pleców.Całowaliśmy się do utraty tchu. Zawsze gdy któreś chciało się odsunąć drugie całowało go namiętniej powstrzymując przed tym.Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zaczęło nam brakować powietrza. Otworzyłam oczy i spojrzałam w tak dobrze mi znane tęczówki. Wciąż trzymał moje nogi a ja oplatałam nimi jego plecy. Na szczęście opierałam się plecami o pień drzewa więc mogłam dotknąć policzka Hemmingsa. Ten przechylił głowę jakby spał na poduszce i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Potem postawił mnie na ziemi i wymruczał mi do ucha:
- Teraz ją otwórz.
Przypomniałam sobie ze mówi o karteczce w mojej kieszeni. Wyjęłam ją i przeczytałam wykaligrafowane na niej słowa.
"Kocham cię Cornelio White."
Poczułam napływające do oczu łzy i również szepnęłam:
-Też cię kocham Luke'u Hemmingsie. Najmocniej na świecie.
-Uwierz że kocham cię bardziej
Przytuliłam się do jego ciepłego torsu, nasłuchując bicia jego serca.
Czułam jak szczęścia wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Ten wieczór mógł trwać wiecznie. Spędziliśmy miły wieczór leżąc na kocu i rozmawiając. Kiedy zaczęło mi się robić zimno Hemmings oddał mi swoją kurtkę. Utopiłam się w niej ale to nic. Gdy spakowaliśmy wszystko oddałam mu ją a on otulił mnie kocem.Wziął na ręce niczym małą dziewczynkę i dał mi koszyk do trzymania.
-Nie musisz mnie zanosić do auta - powiedziałam.
- Ale chcę poza tym jesteś taka lekka.
- Żartujesz? - powiedziałam i zaczęłam chichotać.
Kiedy doszliśmy do samochodu niebieskooki postawił mnie na ziemi i w między czasie kazał się nie ruszać. Schował koszyk do bagażnika. Potem podszedł do mnie i przerzucił sobie niczym kurtkę przez ramię.
- co ty robisz? - zapytałam.
- Mam zamiar się jeszcze tobą nacieszyć. - powiedział i zaczął się się kręcić. Uderzałam w jego plecy pięściami. Żeby było realistycznie nawet machnęłam raz nogą ale i tak mnie nie postawił.
-Co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytałam robiąc smutną minę.
-Jeszcze nie wiem, ale wracajmy nim zamarzniesz.
Wsadził mnie do auta i szybko usiadł za kierownicą. W końcu ruszyliśmy w stronę domu, mojego domu.
- Otwórz schowek - powiedział kiedy dojeżdżaliśmy do domu.
Otworzyłam go i zobaczyłam tam piękną czerwoną róże. A pod nią masę karteczek.
-Czy to te z...? - nie zdążyłam dokończyć bo pokiwał twierdząco głową.
Wzięłam wszystkie karteczki i sięgnęłam po swoją torbę. Wrzuciłam je wszystkie z myślą że je przeczytam kiedy będę sama.
Dojechaliśmy, więc Luke zaparkował pod kamienicą. Chciałam wysiąść kiedy powstrzymał mnie. Sam wysiadł i otworzył mi drzwi, podając rękę.
Ten wieczór był cudowny i nie za bardzo odpowiadało mi to że dobiega końca.
Zarzuciłam torbę na ramię i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- To do jutra - rzuciłam i już miałam wejść do kamienicy kiedy usłyszałam:
- No cóż liczyłem że zaprosisz mnie do środka ale jak nie to jadę.
- Nie - zaprotestowałam, łapiąc go za rękę wciągając tym samym do środka.
Gdy weszliśmy do mieszkania, zaczęłam się trochę bać. Byliśmy tu sami, kompletnie.
Przyniosłam z kuchni herbatę i usiadłam na kanapie obok Hemmingsa, jednak zachowałam stosowną odległość.
Nie przemyślałam trochę tego trochę tego, mogłam go nie zapraszać. Za późno już żeby go wyprosić.
Nagle mój telefon rozdzwonił się jak szalony.
-Halo -odebrałam.
- Tu Irma, Kim kazała ci przekazać że masz jutro wolne, piątek też i weekend. A i mówiła że możesz wziąć ze sobą swoich nowych kolegów na ślub. A jutro przyjedzie po ciebie o 13. Miłego wieczorku. Pa - i rozłączyła się.
-Kto dzwonił?- zapytał Luke
-Irma, dostałam urlop oraz zabieram was na ślub wujka. Sami mnie chyba nie puścicie no nie?
-No,tak. Jutro i tak dostaniesz obstawę.
- Serio? - zdziwiłam się.
-Jeśli myślisz..-zaczął przysuwać się bliżej mnie- że pozwolę na to żeby taka zabójczo seksowna dziewczyna chodziła sama. To jesteś w błędzie.
Odsuwałam się na tyle ile mogłam ale w końcu brakło mi kanapy i o mało z niej nie spadłam, gdy niebieskooki złapał mnie przyciągając do siebie.
-Nie uciekniesz mi- wymruczał prosto w moje ucho.
- Znalazłam coś co może nam się przydać. - poinformował nas przybysz.
Już miałam wydrzeć się na dziewczynę co tu robi, kiedy przypomniałam sobie że przecież to ją wybrał Hemmings.
- Jeśli to nie dotyczy tego gościa to wracaj skąd przyszłaś - mruknął Ashton .
- Gdzie Mike? - zapytała kompletnie nie zrażona Diana.
-Tam gdzie zwykle - odpowiedział Luke i poszedł z nią do pokoju czerwonowłosego.
Jak tylko znikli za drzwiami Irwin wyszedł do garażu zostawiając mnie samą z Hoodem.
- Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam.
- Nie wiem czy mogę. - powiedział nieśmiało Calum.
To do niego nie podobne. Pierwszy raz widzę jak jest nieśmiały zauważyłam też że czymś się denerwuje bo nie patrzył mi w oczy a jego ręce trzęsły się niemiłosiernie.
- Zaufaj mi - rzuciłam wykorzystując jego stan.
-Nie.... Ja..... Nic... nie wiem. - wydukał.
Coś ukrywał, on wiedział co ona tu robi. Oni wszyscy przede mną coś ukrywali. Muszę rozpocząć własne śledztwo bo nikt mi nic nie mówi.
Moje myśli tak bardzo mnie zaabsorbowały że nie zauważyłam jak nasze gołąbki przyszły do salonu.
-Muszę wyjść - szepnął Cal. Praktycznie wybiegł z pomieszczenia.
-Ja...yyyy idę do Asha. - powiedziałam licząc cicho w duchu że żadne mnie nie zatrzyma. Już stałam przy drzwiach prowadzących do garażu.
Wystarczyło pociągnąć za klamkę. Jednak musiałam zmienić plany bo usłyszałam za sobą:
-Czekaj. Chcę porozmawiać.
-To ja was zastawię. - poinformował Luke kierując się w stronę tarasu.
-Nie, to dotyczy też ciebie.
Co Diana od nas chciała? Bałam się tego co mi powie. Może ona i Hemmo są oficjalnie razem? a może się jej oświadczył?
Czułam że zaraz dostanę apopleksji. Gestem dłoni kazała nam usiąść. Z trudem przełknęłam ślinę szykując się na najgorsze.
-Wiem od Michaela że chciałaś wyjechać. - powiedziała do mnie. - Możesz mnie nie lubić z resztą ja za tobą też nie przepadałam na początku.
Wtedy jeszcze nie znałam chłopaków. Możesz też uważać mnie za zdzirę ale mnie i Luke'a nie łączy nic poza przyjaźnią.
CO?! CO?! to tylko przyjaźń?! myślałam że oszaleje z radości. Ale chyba nie chodziło tylko o to.
- Już tłumaczę. Kiedy Luke mnie poznał zaoferował mi układ.
-Układ? - powtórzyłam ostatnie słowo bo nie wierzyłam. Jaki znowu układ?
- Po tym jak cię przyjęli - zaczęła Edison - spotkałam się z nim znowu - tu wskazała na blondyna- Obserwowałam cię. W między czasie zbierając informacje. Kiedy rozniosła się plotka że słynna Panna White wraca do starej branży niektórzy nie ucieszyli się zbytnio.
Miałam jej przerwać i udać że nie wiem o czym mówi jednak Hemmings powstrzymał mnie.
-Ona zna twoją przeszłość. Nie musisz kłamać.
Kiwnęłam tylko twierdząco głową słuchając dalej co mam mi do powiedzenia blondynka.
- Przychodziłam często do restauracji bo musiałam cię mieć na oku. Poza tym spodobałaś się temu casanowie- tu wskazała głową chłopaka siedzącego obok mnie.- więc musiałam pilnować i jego i ciebie. Wracając do tematu wyścigów. Niejaki Mimura wynajął paru gości którzy mieli cię pilnować.
- Mimura? nie tylko nie on. - poprosiłam błagalnie.
- Siedzę w tym gównie tyle lat ale w życiu o nim nie słyszałem. - wtrącił się niebieskooki.
Diana zerknęła na mnie uśmiechając się kwaśno. Jej wzrok sugerował żebym wyjaśniła kim jest owy człowiek o którym mowa.
- Mimura to jeden z najgorszych typów z jakimi dane było mi się spotkać. Wygrałam z nim kiedyś. Podobałam mu się nawet,wszyscy o tym
wiedzieli ale nie chciałam go. Ten jednak zagroził że zniszczy mojego wujka. Nie miałam wyjścia i byłam z nim przez jakiś czas. Być może miesiąc może 2. Był strasznie apodyktyczny. Chciał ode mnie tylko jednej rzeczy. Gdy mu jej nie dałam zaczął mnie szantażować i znęcać się nade mną. Dzięki Jamesowi udało mi się od niego uciec. - zakończyłam.
Oszołomiony Luke siedział w fotelu, przymrużył oczy lustrując uważnie mnie i Dianę. Nie odzywał się więc dziewczyna kontynuowała.
-Przypuszczam że to on cię gonił i to on wysłał tego sms'a. Póki co to tylko teoria. Muszę dowiedzieć się więcej, dlatego byłabym wdzięczna gdybyś współpracowała ze mną - powiedziała brązowooka.
- Dobrze, w obecnej sytuacji nie mam wyjścia. Dziękuje za pomoc - ostatnie słowa wypowiedziałam z trudem.
Diana chciała mi pomóc naprawdę. Właściwie dobry z niej szpieg. Ciekawe kiedy dowiedziała się tego wszystkiego.Musiałam przyznać że zyskuje przy bliższym poznaniu.
-Mike wie co ma robić więc idę wziąć prysznic. Padam z nóg. - mówiąc to poszła na górę. Nim znikła nam z oczu zerknęła przez ramię na mnie po czym uśmiechnęła się delikatnie.
Czułam się niezręcznie będąc sam na sam z blondynem więc poszłam do swojego pokoju. Z trzaskiem zamknęłam drzwi, próbując jakoś to wszystko sobie poukładać. Po kilku minutach do pomieszczenia wpadł mój domniemany adorator.
- Czego chcesz? - rzuciłam złośliwie. Trzeba przyznać że miał wyczucie. Pojawiał się za każdym razem gdy nie miałam choćby najmniejszej ochoty by go widzieć.
-Musimy wyjaśnić sobie parę rzeczy.
-Jeśli chodzi o pocałunek to po prostu o nim zapomnijmy.
-Zapomnijmy?!- mówiąc to podniósł głos. Czuć w nim było poirytowanie i gniew.
-Nie wiem jak ty ale ja nie mam z tym problemu. - skłamałam znowu. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo. Odkąd tylko pamiętam oszukuję ja albo to ja zostaję oszukana. Nie ma co świetny ze mnie człowiek. Kim ja właściwie jestem? skoro wszystko to jedna wielka farsa to ja też nią jestem,prawda?. Mogłabyś chociaż mnie nie okłamywać! wrzasnęło zrozpaczone serce. No proszę nawet je chce zwieść.
- Nie wciskaj mi kitu. Nie ty.
Widać że jedyne co łączy mnie z Luke'iem to kłamstwo.
- Ale ja mówię prawdę - kolejny raz zaprzeczyłam.
- Jakoś nie mogę w to uwierzyć. W pociągu twoje usta i ciało mówiły kompletnie co innego.
Odchrząknęłam. Miał rację.
-Dlaczego zawsze musisz mieć racje?! - krzyknęłam zła. Nie wiem czy na niego czy na siebie. A może na nas obojga.
-Wiesz dlaczego? wiesz? - zapytał równie głośno co ja wcześniej tym samym zmniejszając dzielący nas dystans.Trzymał mnie teraz mocno za ramiona patrząc prosto w oczy.
-Powiedz mi. Dlaczego zawsze jesteś o jeden krok do przodu?
- Bo zależy mi na tobie.
Zmiękły mi kolana. Nie wiedziałam co powiedzieć. Czy to mogła być prawda? Nie.Na pewno nie.
-Przykro mi - zaczęłam robiąc smutną minę. - ale mi na tobie nie zależy.
Kolejna ściema. Cornelia do jasnej cholery, przestań kłamać! Teoretycznie nic nie stało na przeszkodzie żebym wyznała chłopakowi prawdę. Miałam przecież świetną ochronę, moja mała rodzina lubiła go. Praktycznie musiałam utwierdzić i jego i siebie że nic nie czuję. Jeśli Diana miała
rację i to Mimura na mnie poluję,sprawy nie wyglądały dobrze. Wiem że kłamstwo nie popłaca ale ja muszę. Chodzi o bezpieczeństwo Luke'a. Nie miałby szans w starciu z Mimurą. Ten drugi nie umie grać fair, bezlitosny zimny typ który nie cofnie się przed niczym. Z resztą muszę
chronić też resztę. Oby Diana zgodziła mi się pomóc, w przeciwnym razie wpadnę jak śliwka w kompot.
-Spójrz mi w oczy i powiedz że mnie nie kochasz,że nic do mnie nie czujesz. - szepnął blondyn uważnie mi się przyglądając.
- A co ci da moja odpowiedź? -rzuciłam wyrywając się z jego uścisku.
-Wiele zmieni między nami - odpowiedział.
Nie pomagasz pomyślałam.
-Nie mogę ci odpowiedzieć.
-Dlaczego?- zdziwił się.
- Powiedz po prostu co czujesz. Jeśli mnie nie kochasz, zniknę z twojego życia.
Na to nie mogłam się zgodzić. Powiedzieć nie powiedzieć? powiedzieć nie powiedzieć? kontemplowałam przez chwilę aż w końcu postanowiłam.
- Kocham cię bardziej niż możesz sobie to wyobrazić ale nie możemy być razem. - wyznałam, dotykając jego policzka. Czułam że zaraz się rozpłaczę. Teraz kiedy w końcu znalazłam kogoś kogo naprawdę kocham, musiałam z niego zrezygnować tak po prostu.
-Nie pozwolę ci. Słyszysz nigdy. -powiedział, mocno mnie przytulając. Następnie wyszedł z pokoju.
Brawo Cornelia w końcu mu powiedziałaś! wrzeszczało moje rozradowane serce.
-Ale chyba nie tego chciałam-szepnęłam do siebie i zasnęłam.
Następny dzień
Kiedy wstałam, poszłam do łazienki. Cały czas miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje.
-Chyba się nie wsypałam- powiedziałam sama do siebie. Na potwierdzenie tego weszłam do kuchni i o mało mnie zemdlałam. W ostatniej chwili czyjeś silne ramiona mnie złapały.
- W porządku? - usłyszałam znajomy głos.
- Co ty tu robisz? -zapytałam przytomniejąc.
- Mieszkam i czekam aż się obudzisz. Słodko wyglądasz jak śpisz. - powiedział.
Miałam ochotę go udusić ale jak tylko spojrzałam w te piękne niebieskie tęczówki cała złość, znikła po prostu znikła.
- Chciałem cię obudzić ale jak zauważyłem że przytulasz się do mojej koszulki nie miałem serca.
Poczułam się zażenowana, on to widział. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Spuściłam wzrok, nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy.
- Idę się ubrać nie chcę się spóźnić do pracy - rzuciłam i wyszłam.
Poczłapałam do pokoju, spojrzałam na termometr było 20 stopni, ponoć ma być większy upał. Wzięłam moją sukienkę w kwiatki złożyłam ją i
schowałam do torby. Dziś poniedziałek więc pracuje tylko 6 godzin. Wzięłam szorty i białą koszulkę z czerwonym napisem "Kiss Me".
Szybko się ubrałam i umalowałam. Tradycyjne kreski i tusz. Dziś nie zrezygnowałam z czerwonej szminki. Rozpuściłam włosy, a te spłynęły po moich plecach kaskadą loków.Zawiązałam czerwoną bandamkę podnosząc grzywkę do góry. Trochę lakieru i wszystko było gotowe. Wsunęłam wsuwki we włosy żeby bandamka mocniej się trzymała i wyszyłam z łazienki. Rzuciłam ciuchy na łóżko i włączyłam odtwarzacz.Zaczęłam nucić, szukając mojej jeans'owej kurtki. Była cienka z podwiniętymi rękawami więc uznałam że będzie odpowiednia. Zerknęłam na siebie w lustrze. Wrzuciłam do torebki kosmetyczkę i ubrałam czerwone conversy. Położyłam wszystko na malej szafce w korytarzu i poszłam do kuchni, niestety nie doszłam bo niebieskooki zawołał mnie do salonu. Na stoliku stały kanapki a obok nich 2 kubki. Blondyn leżał wyciągnięty na kanapie.
- Czego ty właściwie słuchasz? - zapytał nie patrząc na mnie.
- Latynoskie hity, Irma je lubi.
W tym samym momencie na mnie spojrzał i jego usta ułożyły się na kształt litery "O".
- Wyglądasz przepięknie. - powiedział i zlustrował mnie od góry do dołu.
- Nawet tak nie patrz. - powiedziałam i sięgnęłam po kubek. Usiadłam w fotelu obok kanapy i upiłam łyk. Spojrzałam na zegarek dochodziła 10.
- Zawsze się tak ubierasz do pracy? - zapytał, wyrywając mnie z zamyślenia..
- Jak? - zdziwiłam się.
- Tak pięknie i wyzywająco.
- Ani jedno ani drugie do mnie pasuje , - powiedziałam i uśmiechnęłam się zadziornie. Lubie z nim w to grać bo tak łatwo go nabrać.
- Mam wątpliwości. - powiedział i zjadł kanapkę.
- W tym tempie to ja nic nie zjem - zażartowałam.
Uśmiechnął się i podał mi talerz. Wzięłam kromkę i po 3 gryzach ją zjadłam
- Na pewno nic nie zjesz - powiedział blondyn i oboje wybuchliśmy śmiechem. Szybko zjedliśmy odniosłam talerze do kuchni i spojrzałam na zegarek to dobrze mi się siedziało z Hemmingsem ale zostało mi zaledwie 2 min nim autobus mi ucieknie.
-Gdzie tak pędzisz? -zapytał.
- Na autobus, bo motorem nie pojadę do pracy - rzuciłam, i w tym samym momencie chłopak złapał mnie za ramię.
- Widzisz tu gdzieś motor?
Pokiwałam przecząco głową bo faktycznie go nie było.Luke wyjął z kieszeni kluczyki i podszedł do jednego z samochodów, nie widziałam go dobrze ale kiedy stanął przede mną myślałam że zemdleje.
- Cortni, w porządku? wyglądasz blado? - zapytał z troską błękitnooki.
- Ja... Ja chyba umarłam. To jest raj. - powiedziałam. Musnęłam delikatnie maskę chevroleta camaro ss 1969, białe pasy na czarnej masce dodawały mu charakteru. Bałam się że pod wpływem mojego dotyku samochód rozpadnie się albo zniknie.
-Wsiadaj! - zawołał Luke. Miałam usiąść od strony pasażera ale on tylko pomachał pacem i wskazała miejsce za kierownicą.
Skamieniała ze strachu usiadłam za kierownicą i powiedziałam bardziej drżącym głosem niż się spodziewałam:
- Nie mam prawka.
- Masz - powiedział i sięgnął do schowka. Podał mi mały przedmiot podobny do dowodu osobistego. Otworzyłam oczy ze zdziwienia bo zobaczyłam tam swoje zdjęcie.
-Jak..? - wydukałam.
- Mamy znajomości. Twoje prawko jest jak najprawdziwsze. Poszli nam na rękę jak się dowiedzieli że masz urodziny za tydzień. Samochód jest twój a ja jestem tylko skromnym współwłaścicielem. A teraz jedź do pracy bo się spóźnisz.
Zdziwienie wciąż mnie nie opuszczało. Płynnie wymijałam powolne samochody i kiedy dojechałam do pracy żałowałam że nie pracuje na drugim końcu miasta. Samochód prowadził się idealnie.
- Luke - zaczęłam - ja nie mogę tego przyjąć.
Zawsze sama chciałam zapracować na swój samochód sama, a ten był zbyt drogocenny.
- Przewidziałem to - powiedział - dlatego mam umowę. Oboje jesteśmy jego właścicielami, dlatego ty będziesz nim jeździć ale gdybym go potrzebował pożyczysz mi go a potem wróci znowu do ciebie, ok?
To było logiczne, pożyczamy go sobie więc ok.
- OK, ale głupio mi że nic się nie dołożyłam- powiedziałam i spuściłam wzrok.
-Wystarczy mi że jesteś. - odpowiedział i przytulił mnie.
Nie chciałam się rozkleić, na szczęście mój przyjaciel sam to zauważył i rzucił:
-Idź do pracy, chyba nie chcesz się spóźnić.
Wysiedliśmy z samochodu i poszłam do restauracji. Wiele się w niej zmieniło Stół bilardowy, nowa tablica na rzutki. Dużo zdjęć, na ścianach.
Mimo wszystko podobało mi się to. Z głośników płynęła przyjemna muzyka. Poszłam się przebrać w uniform. To czarna sukienka z białym fartuszkiem. Ubrałam go i nachyliłam się do okienka kuchennego.
-Dam mi szef coś zimnego. - zapytałam ze śmiechem.
- Cortni! Pewnie trzymaj - nalał mi zimnej lemoniady i zapytał- Co się stało wczoraj?
- Nic konkretnego po prostu byłam zajęta.
- O czym beze mnie plotkujecie? - zapytała Irma całując w policzek mnie i Jamesa.
- O wczorajszym dniu
- Wracajcie do pracy drogie panie - zobaczyłam za sobą wujka.
Przez cały cały czas pracowałyśmy w pocie czoła, udało mi się nawet zakolegować z Kim nową pracownicą. Okazało się że jest młodsza od wujka tylko 10 lat. Sposób jaki o nim mówiła. Czułam że coś jest na rzeczy.
Pod koniec zmiany w barze pojawił się Luke. Rozłożył kule na stole bilardowym i zaczął grać.
Kiedy wszyscy moi przyjaciele i Kim byli w kuchni oświadczyłam:
-Wyjeżdżam na studia do Europy. Do Anglii.
-Naprawdę? - powiedzieli chórem.
Zaczęli mi gratulować. Poczułam się nieswojo ale starłam się to ukryć.
-Kiedy wyjeżdżasz? - zapytała rozradowana Irma.
- Za tydzień.
- To w sam raz. Akurat wtedy będziemy mogły zerwać umowę najmu. - skomentowała moja przyjaciółka
-Tak się cieszę.- i przytuliłam całą trójkę. Nawet Kim.
Kiedy ją przytulałam szepnęłam jej do ucha: "Dbaj o wujka jak mnie nie będzie"
Uśmiechnęła się. Pożegnałam się z nimi i już przebrana poszłam do wujka. Kiedy mu o tym powiedziałam był dumny widziałam to. W końcu udało mi się wyjść i poszłam prosto do auta nie patrząc czy Luke jest w restauracji. Kiedy wsiadłam poczułam narastające łzy.
-Opanuj się. - szepnęłam - Twój makijaż jest wodoodporny ale bez przesady.
Oparłam się wygodnie w fotelu. Po moich policzkach popłynęły jeszcze dwie łzy ale ktoś już zdążył je otrzeć. Otworzyłam oczy i zobaczyłam błękitnookiego. Uśmiechnął się pocieszająco.
-Przydałaby się twoja koszulka - powiedziałam.
- Po co? -zdziwił się.
-Bo muszę się do czegoś przytulić. -
-Masz mnie więc ona jest nie potrzebna. - powiedział mocno mnie przytulając
Czułam się w jego ramionach bezpieczna a co ważniejsze czułam się potrzebna. Kiedy oderwaliśmy się zapytał:
-Mogę poprowadzić?
- Pewnie. - powiedziałam i oddałam posłusznie kluczyki.
Gdy usiadłam na miejscu pasażera zwinęłam się w kłębek i patrzyłam na krajobraz za oknem. Po 30 min uświadomiłam sobie że nie jedziemy do domu ani jego ani tym bardziej mojego. Znaleźliśmy się za miastem w niewielkim lesie.
-Co chcesz zrobić? - zapytałam wysiadając.
-Nie bój się nie zabije cię ani nie zgwałcę. - odpowiedział i uśmiechnął się łobuzersko.
Przeszły mnie ciarki gdy to powiedział. Kiedy złapał mnie za rękę i pociągnął w las wcale nie poczułam pewniej. Dochodziła 19 więc słońce powoli zachodziło. Kiedy doszliśmy zobaczyłam polane a na niej koc i jedzenie rozstawione na nim nie wiedziałam co powiedzieć. Wszystko stało pod drzewem a na nim było wiele światełek i dostrzegłam z daleka sznurki a na nich karteczki. Puściłam rękę Hemmingsa i podbiegłam do drzewa.
Zdjęłam jedną kartkę, już miałam ją rozłożyć gdy ktoś powstrzymał mnie.
-Potem.- szepnął.
Schowałam kartkę do kieszeni i poszłam za nim. Usiedliśmy na kocu, było na nim tyle jedzenia że od razu zabraliśmy się za jego usunięcie. Po 3 truskawce w czekoladzie złożyłam broń.
- Odpadam - rzuciłam.
- Ja też
Oboje wybuchliśmy śmiechem. Po chwili chłopak wstał i podał mi rękę, wstałam a on zaprowadził mnie do drzewa przy którym stałam wcześniej. Słońce zaszło więc panował przyjemny wieczór. Lampki na drzewie świeciły jasno więc byłam w stanie przeczytać karteczkę która miałam w kieszeni. Nie zdążyłam jej nawet wyjąć bo Luke przytulił mnie od tył i pocałował w szyje. Tym razem to nie była zabawa, jakaś część mnie kazała mi go odepchnąć ale zignorowałam ją i odwróciłam się twarzą do niego. Spojrzałam mu w oczy. Nie umiałam nic z nich wyczytać. Instynktownie zaczęliśmy się do siebie przysuwać. Chłopak pochylił się by mnie pocałować, najpierw nieśmiało jakby bał się odtrącenia, ale kiedy stanęłam na palcach,wpiłam się w jego usta. Przesunął dłonie na moje uda i podciągnął mnie wyżej tym samy zmuszając bym oplotła nogi wokół jego pleców.Całowaliśmy się do utraty tchu. Zawsze gdy któreś chciało się odsunąć drugie całowało go namiętniej powstrzymując przed tym.Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy zaczęło nam brakować powietrza. Otworzyłam oczy i spojrzałam w tak dobrze mi znane tęczówki. Wciąż trzymał moje nogi a ja oplatałam nimi jego plecy. Na szczęście opierałam się plecami o pień drzewa więc mogłam dotknąć policzka Hemmingsa. Ten przechylił głowę jakby spał na poduszce i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Potem postawił mnie na ziemi i wymruczał mi do ucha:
- Teraz ją otwórz.
Przypomniałam sobie ze mówi o karteczce w mojej kieszeni. Wyjęłam ją i przeczytałam wykaligrafowane na niej słowa.
"Kocham cię Cornelio White."
Poczułam napływające do oczu łzy i również szepnęłam:
-Też cię kocham Luke'u Hemmingsie. Najmocniej na świecie.
-Uwierz że kocham cię bardziej
Przytuliłam się do jego ciepłego torsu, nasłuchując bicia jego serca.
Czułam jak szczęścia wypełnia każdą komórkę mojego ciała. Ten wieczór mógł trwać wiecznie. Spędziliśmy miły wieczór leżąc na kocu i rozmawiając. Kiedy zaczęło mi się robić zimno Hemmings oddał mi swoją kurtkę. Utopiłam się w niej ale to nic. Gdy spakowaliśmy wszystko oddałam mu ją a on otulił mnie kocem.Wziął na ręce niczym małą dziewczynkę i dał mi koszyk do trzymania.
-Nie musisz mnie zanosić do auta - powiedziałam.
- Ale chcę poza tym jesteś taka lekka.
- Żartujesz? - powiedziałam i zaczęłam chichotać.
Kiedy doszliśmy do samochodu niebieskooki postawił mnie na ziemi i w między czasie kazał się nie ruszać. Schował koszyk do bagażnika. Potem podszedł do mnie i przerzucił sobie niczym kurtkę przez ramię.
- co ty robisz? - zapytałam.
- Mam zamiar się jeszcze tobą nacieszyć. - powiedział i zaczął się się kręcić. Uderzałam w jego plecy pięściami. Żeby było realistycznie nawet machnęłam raz nogą ale i tak mnie nie postawił.
-Co zamierzasz ze mną zrobić? - zapytałam robiąc smutną minę.
-Jeszcze nie wiem, ale wracajmy nim zamarzniesz.
Wsadził mnie do auta i szybko usiadł za kierownicą. W końcu ruszyliśmy w stronę domu, mojego domu.
- Otwórz schowek - powiedział kiedy dojeżdżaliśmy do domu.
Otworzyłam go i zobaczyłam tam piękną czerwoną róże. A pod nią masę karteczek.
-Czy to te z...? - nie zdążyłam dokończyć bo pokiwał twierdząco głową.
Wzięłam wszystkie karteczki i sięgnęłam po swoją torbę. Wrzuciłam je wszystkie z myślą że je przeczytam kiedy będę sama.
Dojechaliśmy, więc Luke zaparkował pod kamienicą. Chciałam wysiąść kiedy powstrzymał mnie. Sam wysiadł i otworzył mi drzwi, podając rękę.
Ten wieczór był cudowny i nie za bardzo odpowiadało mi to że dobiega końca.
Zarzuciłam torbę na ramię i odwróciłam się w stronę chłopaka.
- To do jutra - rzuciłam i już miałam wejść do kamienicy kiedy usłyszałam:
- No cóż liczyłem że zaprosisz mnie do środka ale jak nie to jadę.
- Nie - zaprotestowałam, łapiąc go za rękę wciągając tym samym do środka.
Gdy weszliśmy do mieszkania, zaczęłam się trochę bać. Byliśmy tu sami, kompletnie.
Przyniosłam z kuchni herbatę i usiadłam na kanapie obok Hemmingsa, jednak zachowałam stosowną odległość.
Nie przemyślałam trochę tego trochę tego, mogłam go nie zapraszać. Za późno już żeby go wyprosić.
Nagle mój telefon rozdzwonił się jak szalony.
-Halo -odebrałam.
- Tu Irma, Kim kazała ci przekazać że masz jutro wolne, piątek też i weekend. A i mówiła że możesz wziąć ze sobą swoich nowych kolegów na ślub. A jutro przyjedzie po ciebie o 13. Miłego wieczorku. Pa - i rozłączyła się.
-Kto dzwonił?- zapytał Luke
-Irma, dostałam urlop oraz zabieram was na ślub wujka. Sami mnie chyba nie puścicie no nie?
-No,tak. Jutro i tak dostaniesz obstawę.
- Serio? - zdziwiłam się.
-Jeśli myślisz..-zaczął przysuwać się bliżej mnie- że pozwolę na to żeby taka zabójczo seksowna dziewczyna chodziła sama. To jesteś w błędzie.
Odsuwałam się na tyle ile mogłam ale w końcu brakło mi kanapy i o mało z niej nie spadłam, gdy niebieskooki złapał mnie przyciągając do siebie.
-Nie uciekniesz mi- wymruczał prosto w moje ucho.
Tratata sytuacja się rozwinęła :D co myślicie? jak to teraz będzie? Tak wiem okropny rozdział nie dość że w ciul długi, tak prawdę mówiąc pobiłam swój rekord bo nie pisałam nigdy tak dużo xD poza tym jakoś mi nie podoba i tyle uważam też że muzyka zbytnio nie pasuje. No kurde nic mi pykło w tym rozdziale :C
ale nie będę się nad sobą użalać tylko przejdę do konkretów. Po 1 rozdziały będą dodawane nie regularnie. Już tłumaczę o co chodzi. Będę dawać nową notkę w wolnej chwili. Ostatnio mam w chuj nauki (przepraszam za przekleństwa) oraz wiele innych rzeczy na głowię. Przykro mi ale nie mam za bardzo wpływu na swój czas :C Pojawiła się nowa zakładka z kontaktem. Tam wszystko jest wyjaśnione, wiec nie będę się rozpisywać. Oprócz zakładki pojawiła się też nowa bohaterka Kim. Teraz pytanie do was. Chcecie wiedzieć jak wygląda Kim? Od razu mówię że póki co nie ma wielkiego wpływu na akcję więc jak chcecie., może potem jakoś coś z niej zrobię xD To chyba tyle aaa jeszcze pytania :D
Czy to Mimura prześladuje Cornelie? Czy Luke w końcu podbije serce White? Jak ślub Kim i Wujka Liama wpłynie na chłopaków? Może pojawi się ktoś kto będzie chciał rozdzielić Kim i Liama a także Cornelie i Luke'a?
Odpowiedzi na te i inne pytanie znajdziecie w następnym rozdziale W pogoni za szczęściem
Miłego czytania :*
Jak zawsze proszę was żebyście rozsyłali link do bloga znajomym :) oraz zostawiali po sobie komentarze nie tylko pod tym rozdziałem ale i pod poprzednimi :) Z góry dziękuje to wiele dla mnie znaczy :)
Raven :*
niedziela, 2 listopada 2014
Rozdział 13
Luke
Nie zareagowała. Dopiero teraz zauważyłem że ma w uszach słuchawki a po jej policzku spłynęła łza. Kiedy mnie zobaczyła., otworzyła oczy szerzej ze zdziwienia.
-Co ty tu...? Nie, ciebie tu nie ma to moja wyobraźnia. - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
-Jestem tu naprawdę. Mogę ci to udowodnić.- rzuciłem patrząc na nią.
Kiwnęła tylko głową dając mi wolną rękę. Złapałem za jej walizkę po czym przytuliłem mocno. Staliśmy tak blisko siebie. Czułem jej ciepły oddech na szyi. W końcu emocje wzięły górę i nachyliłem się by ją pocałować. Jej usta smakowały niczym miód a zdziwienie które czuła było tak bardzo dostrzegalne że mimowolnie uśmiechnąłem się. Wstrząśnięta szlochem otoczyła mnie ramionami oddając pocałunek. Rozchyliłem usta smakując nowe doznania, jej włosy łaskotały mnie po ręce która spoczywała na jej policzku a nawet twarzy. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, czułem się tak bezgranicznie szczęśliwy.Nie mogłem uwierzyć w to co się stało, podobnie z resztą jak sama White.
-Cornelia - szepnąłem, opierając czoło o jej. Wtuliła się we mnie jak w ulubioną zabawkę, z niewymowną ulgą musnąłem ustami jej włosy.
-Wrócisz ze mną?- zapytałem.
-Tak - wydukała z trudem. Bez zastanowienia złapałem za hamulec bezpieczeństwa. Pociąg zatrzymał się gwałtownie. Gdyby nie refleks mojej no właśnie kogo? przyjaciółki? dziewczyny? w każdym razie gdyby nie złapała się ściany leżelibyśmy jak nic. Nim ktokolwiek zorientował się kto to zrobił, wyszliśmy z wagonu. Idąc w przeciwnym kierunku do jazdy kolei.Z tego co wiedziałem mieliśmy do przejścia jakieś 2 może 3 km.
-Kto cię zmusił żebyś po mnie przyjechał? - zapytała.
-Poza tym że moi przyjaciele opierdzielali mnie na każdym kroku od twojego wyjazdu to nikt. Sam źle się czułem bez ciebie.
-Naprawdę?
-Tak, jesteś irytująca i mam z tobą urwanie głowy ale bez ciebie nic nie było takie samo.
-Dziękuje- rzuciła unikając mojego spojrzenia.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
-No nareszcie dworzec - powiedziałem z ulgą. Cisza i skrępowanie między nami zaczynało mi naprawdę ciążyć. Wsiedliśmy do samochodu bez słowa.
-Możesz odwieźć mnie do domu na chwilę?
-Pewnie. - odpowiedziałem.
W czasie jazdy też milczeliśmy. Grające radio pozwalało skupić się nam na własnych myślach.Podjeżdżając pod blok mój telefon dzwonił raz za razem.
-Nie odbierzesz? - zapytała.
-Ty odbierz i powiedz że nie mogę teraz.
- Tu telefon Luka Hemmingsa, przykro mi ale nie może rozmawiać w tej chwili. - powiedziała bez zająknięcia. Była by z niej dobra sekretarka pomyślałem parkując.
-Nie ma sprawy zaraz będę - niemal krzyknęła rozradowana do słuchawki.
Nie zdążyłem nawet zapytać kto dzwonił bo Cortni złapał za walizkę i pobiegła w stronę mieszkania.
Po niecałych 10 min wróciła.
- Przepraszam że czekałeś. - powiedziała.
-To gdzie mam jechać? -zapytałem bez zbędnych ceregieli.
- Do chłopaków.
Nie zareagowała. Dopiero teraz zauważyłem że ma w uszach słuchawki a po jej policzku spłynęła łza. Kiedy mnie zobaczyła., otworzyła oczy szerzej ze zdziwienia.
-Co ty tu...? Nie, ciebie tu nie ma to moja wyobraźnia. - powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.
-Jestem tu naprawdę. Mogę ci to udowodnić.- rzuciłem patrząc na nią.
Kiwnęła tylko głową dając mi wolną rękę. Złapałem za jej walizkę po czym przytuliłem mocno. Staliśmy tak blisko siebie. Czułem jej ciepły oddech na szyi. W końcu emocje wzięły górę i nachyliłem się by ją pocałować. Jej usta smakowały niczym miód a zdziwienie które czuła było tak bardzo dostrzegalne że mimowolnie uśmiechnąłem się. Wstrząśnięta szlochem otoczyła mnie ramionami oddając pocałunek. Rozchyliłem usta smakując nowe doznania, jej włosy łaskotały mnie po ręce która spoczywała na jej policzku a nawet twarzy. Gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie, czułem się tak bezgranicznie szczęśliwy.Nie mogłem uwierzyć w to co się stało, podobnie z resztą jak sama White.
-Cornelia - szepnąłem, opierając czoło o jej. Wtuliła się we mnie jak w ulubioną zabawkę, z niewymowną ulgą musnąłem ustami jej włosy.
-Wrócisz ze mną?- zapytałem.
-Tak - wydukała z trudem. Bez zastanowienia złapałem za hamulec bezpieczeństwa. Pociąg zatrzymał się gwałtownie. Gdyby nie refleks mojej no właśnie kogo? przyjaciółki? dziewczyny? w każdym razie gdyby nie złapała się ściany leżelibyśmy jak nic. Nim ktokolwiek zorientował się kto to zrobił, wyszliśmy z wagonu. Idąc w przeciwnym kierunku do jazdy kolei.Z tego co wiedziałem mieliśmy do przejścia jakieś 2 może 3 km.
-Kto cię zmusił żebyś po mnie przyjechał? - zapytała.
-Poza tym że moi przyjaciele opierdzielali mnie na każdym kroku od twojego wyjazdu to nikt. Sam źle się czułem bez ciebie.
-Naprawdę?
-Tak, jesteś irytująca i mam z tobą urwanie głowy ale bez ciebie nic nie było takie samo.
-Dziękuje- rzuciła unikając mojego spojrzenia.
Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
-No nareszcie dworzec - powiedziałem z ulgą. Cisza i skrępowanie między nami zaczynało mi naprawdę ciążyć. Wsiedliśmy do samochodu bez słowa.
-Możesz odwieźć mnie do domu na chwilę?
-Pewnie. - odpowiedziałem.
W czasie jazdy też milczeliśmy. Grające radio pozwalało skupić się nam na własnych myślach.Podjeżdżając pod blok mój telefon dzwonił raz za razem.
-Nie odbierzesz? - zapytała.
-Ty odbierz i powiedz że nie mogę teraz.
- Tu telefon Luka Hemmingsa, przykro mi ale nie może rozmawiać w tej chwili. - powiedziała bez zająknięcia. Była by z niej dobra sekretarka pomyślałem parkując.
-Nie ma sprawy zaraz będę - niemal krzyknęła rozradowana do słuchawki.
Nie zdążyłem nawet zapytać kto dzwonił bo Cortni złapał za walizkę i pobiegła w stronę mieszkania.
Po niecałych 10 min wróciła.
- Przepraszam że czekałeś. - powiedziała.
-To gdzie mam jechać? -zapytałem bez zbędnych ceregieli.
- Do chłopaków.
Subskrybuj:
Posty (Atom)